Test Philips Screeneo – to nie projektor, to kombajn!
Projektory z rodziny Philips Screeneo zasłynęły tym, że mogą wyświetlać obraz o przekątnej mierzącej 100 cali, jeśli postawimy je pół metra od ściany. To jeden z nielicznych przypadków, gdy reklamy nie kłamią – naprawdę wystarczy postawić urządzenie tuż przy ścianie i można cieszyć się wrażeniami niemal kinowymi. Screeneo sprawdzi się nawet w nietypowych scenariuszach i jeśli postaramy się, by jego delikatna optyka nie była narażona na wstrząsy, można spokojnie zaprosić znajomych na seans w ogrodzie. Niedawna aktualizacja oprogramowania jeszcze poszerza jego możliwości.
02.05.2015 | aktual.: 03.05.2015 10:50
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Urządzenie wygląda niepozornie, ale w tym przypadku nie jest to wada. Wzornictwo jest neutralne, dzięki czemu nie będzie żadnym problemem, jeśli będzie stało na widoku, na przykład na stoliku pod telewizor w centralnym punkcie salonu. Jego wymiary to 339 × 287 × 148 mm, jest więc mniejszy niż dwa Xboksy 360, a wyglądem bliżej mu do Boomboxa niż projektora. W zestawie znalazł się także pilot, baterie, niezbędne przewody, instrukcja, okulary 3D oraz torba do przenoszenia.
Nie da się? Wszystko się da
Podstawową funkcją projektora jest oczywiście dostarczanie obrazu i dźwięku oglądającym. Testowany model ma w tym zakresie najszersze możliwości. Można podłączyć do niego komputer lub konsolę przez HDMI (2 złącza z tyłu, jedno z przodu), wejście VGA lub wejście kompozytowe. Jeśli podłączymy go do domowej sieci przez WiFi (2,4 i 5 GHz) lub kablem Ethernetowym, można odtwarzać materiały udostępnione przez DLNA, można także rzucać na niego obraz przez Miracast – na przykład z tabletu. Nie zabrakło przeglądarki, więc i dla YouTube'a znajdzie się miejsce. Wbudowany odtwarzacz może odczytać materiały z dysków USB (2 złącza z tyłu i jedno z przodu) i kart pamięci (gniazdo z przodu). Można też zapisać film na wbudowanym dysku projektora, ale jesteśmy tu ograniczeni do niecałych 4 GB. Niemniej jednak już na starcie mamy niezły wybór, którego nie powstydzi się wszechstronny Smart TV.
Testowany model został wyposażony w tuner DVB-T, zastąpi więc telewizor nawet w domu miłośnika telewizji publicznej i kanałów niekodowanych. Aplikacja do obsługi tunera pozwala przeszukać dostępne kanały telewizyjne i radiowe, zapisać je, a także wymaga ustalenia hasła kontroli rodzicielskiej… i nie przyjmie „0000”. Tuner pozwala oczywiście korzystać z EPG.
Projektory Screeneo to nie tylko wejścia obrazu i lampa. W środku znalazł się komputerek z Androidem, podobny do tego, co znajdziemy w różnych przystawkach telewizyjnych. Oznacza to, że spokojnie możemy podłączyć do niego klawiaturę i myszkę, a także instalować dodatkowe aplikacje, czy to z karty pamięci, dysku USB czy Internetu. Możemy więc korzystać na nim z tych samych serwisów VoD, co na tablecie i telefonie i zainstalować swój ulubiony odtwarzacz (wbudowany ma problemy z napisami, więc warto to zrobić). Można także buszować na projektorze po Sieci, jeśli ktoś ma taki kaprys.
Jeszcze mało? Projektor ma Bluetooth, więc można używać go jako głośników zewnętrznych dla innego odtwarzacza. Znajdziemy tu zestaw głośników Dolby Digital 2.1, czyli coś na wzór stereo o mocy wyjściowej 26 W i subwoofer. Dźwięk, jaki możemy dzięki nim uzyskać, jest bardzo przyzwoity i wyraźny, odpowiednio głośny i w zamkniętych przestrzeniach sprawdza się bardzo dobrze. Basów jednak brakuje i wbudowany equalizer nie jest w stanie tego zrekompensować. To oczywiście żaden problem. Z przodu znalazło się wyjście na słuchawki, z tyłu zaś wyjście analogowe (2 × chinch) i optyczne. A jeśli ktoś nie życzy sobie kabli, może podłączyć do rzutnika głośniki przez Bluetooth.
Kiedy już wszystko poustawiamy jak trzeba, można jeszcze podłączyć sobie do rzutnika kontroler i zrobić sobie z niego androidową konsolę. Czego jeszcze można chcieć? Chyba tylko montażu rolet gratis.
Naprawdę tylko 720p? A nie wygląda…
Przyjrzyjmy się bliżej obrazowi – w końcu to najważniejszy element projektora. Wszystkie elementy układu optycznego znajdziemy w środku obudowy, co zapewnia jej dość „nieprojektorowy” wygląd. Obraz rzucany jest ze szpary na górnej ścianie obudowy, zaś po przesunięciu w dół osłony z nazwą producenta zyskamy dostęp do przednich złączy i pokrętła regulacji ostrości. Ponieważ projektor ten nie będzie skazany na spędzanie większości życia w jednej pozycji, producent nie zawracał sobie głowy zaawansowanymi ustawieniami geometrii. Mamy tu do dyspozycji korekcję trapezu, na wypadek gdyby jednak ściana nie była prostopadała do podłogi, możemy też delikatnie manewrować projektorem i na koniec ustawić ostrość. To wszystko i zasadniczo jeśli ktoś nie ma wyjątkowo krzywych ścian bądź ograniczonej przestrzeni, powinno to wystarczyć.
Lampa LED według producenta powinna wystarczyć na ponad 30 tysięcy godzin oglądania, jest więc nieźle – 3,5 roku ciągłego świecenia albo kilkanaście tysięcy długich filmów. Przy oglądaniu jednego filmu dziennie można tak „pociągnąć 40 lat”, ale z doświadczenia dodam, że rzadko na tym się kończy… YouTube wzywa! Jasność lampy podawana przez producenta nie jest imponująca – tylko 700 lumenów to mało jak na projektor w tej cenie. Regulacja jasności i kontrastu obrazu pozwala na oglądanie jeszcze chwilę przed zachodem słońca, mała lampka w salonie też nie powinna przeszkadzać. Co ważne, kolory obrazu można dostosować do ścian, które nie są białe. Cudów w ten sposób nie zdziałamy, ale o ile ktoś nie ma ścian w limonkowo-purpurowe pasy, da się z tym żyć. W przypadku projekcji na ekran od tyłu lub jeśli projektor ma wisieć pod sufitem, można także obraz odpowiednio odwrócić. Niezależnie od podłoża trzeba pogodzić się z tym, że intensywność barw obrazu z projektora po prostu nie dorówna plazmie. Czerń jest i zawsze będzie trochę wyblakła, zieleń nie będzie soczysta ani czerwień płomienna. Relatywnie dobrze prezentują się odcienie niebieskiego i żółtego.
Głośność projektora wyraźnie wzrasta, gdy jasność przekroczy 80%, nie przekracza jednak deklarowanych przez producenta 25 dB. W odległości około 3 metrów od projektora szum zupełnie nie przeszkadza w oglądaniu.
Rozdzielczość obrazu to 1280×800 pikseli, ale mało kto jest w stanie się zorientować. Przede wszystkim nie należy spodziewać się, że ktoś będzie siedział z nosem przy ścianie, kiedy oglądamy film na równoważniku 100-calowego telewizora (w zasadzie największy obraz, jaki udało mi się uzyskać i zachowywał ostrość, miał przekątną o 5 cali większą). Z bliska już widać pojedyncze punkty, ale u góry obrazu wydają się zawsze lekko rozmyte. Nie należy się tym przejmować, z kanapy wszystko wygląda świetnie, dopóki oglądamy filmy i ruchome sceny. Interfejs główny systemu projektora i przeglądarka już zdradzą, że mamy do czynienia z rozdzielczością odstającą od współczesnych standardów i dla niektórych nabywców będzie to problem. Klasyczne badanie „na gościach” pokazało jednak, że nikomu to nie przeszkadza… poza gospodarzami.
W zestawie z projektorem znajdziemy aktywne okulary 3D (niestety tylko jedną parę), ładowane przez USB (niestety nie ten typ wtyczki, co w telefonach). Są to okulary migawkowe DLP-Link, więc nie powinno być problemem dokupienie kolejnych par. Projektor poradzi sobie z przetwarzaniem obrazu 2D na 3D, co sprawdzi się w niektórych grach, ale generalnie nie daje najlepszych efektów. Oglądanie materiałów przygotowanych dla tego typu odtwarzania jest zadowalające, choć wnikliwi obserwatorzy zauważą niedoskonałości w górnej części ekranu.
Android z myszką działa lepiej (albo z Androidem)
W projektorze tym znajdziemy dwurdzeniowy układ Rockchip RK3066 (Cortex-A9), który montowany bywa także w przystawkach multimedialnych z Androidem, tabletach manty i Goclevera. Towarzyszy mu 500 MB RAM-u i Android 4.2. Wyniki tej konfiguracji w benchmarkach syntetycznych są opłakane, ale przy odtwarzaniu filmów czy muzyki żadnych problemów nie ma. Niekiedy da się zauważyć spowolnienie reakcji regulacji głośności, ale to jedyna niedogodność. Za lwią część poboru energii odpowiedzialna jest lampa. Pod tym względem nie jest źle – nie przekracza 120 watów.
Nakładka producenta została przygotowana do obsługi pilotem i jest to bardzo wygodne rozwiązanie. Poruszanie się po opcjach nie stanowi żadnego problemu i podobnie jak w telewizorach, niektóre opcje można włączyć w czasie oglądania. Na pilocie znajdziemy oczywiście znajome, androidowe przyciski. Uproszczony zestaw znalazł się także na obudowie projektora.
System działa stabilnie, a wręcz doskonale. Największym problemem, jaki spotkałam podczas testów, była literówka w ustawieniach, której niestety nie poprawiono w nowym oprogramowaniu. Wszystkim użytkownikom sprzętu z Androidem życzę tylko takich niedogodności.
Nie znajdziemy tu aplikacji sklepu, ale nie jest to żaden problem – mamy do dyspozycji menedżer plików, przeglądarkę i instalator pakietów, można więc zainstalować Google Play, Amazon Appstore bądź dowolny inny sklep, jeśli uda się pobrać pakiet APK. Potem już wszystko idzie gładko i możemy zainstalować swój ulubiony odtwarzacz, inną przeglądarkę, klienty VoD-ów, usług muzycznych, gry i tak dalej. Możliwość podłączenia myszki i klawiatury przez USB lub Bluetooth znacząco rozszerza jego możliwości i do pewnego stopnia projektor może nawet zastąpić komputer osobisty. Warto to zrobić jeszcze z jednego powodu – wpisywanie czegokolwiek pilotem i domyślną klawiaturą Androida przyprawia o ból zębów. Sensowność korzystania z projektora z Androidem zamiast komputera w salonie można oczywiście kwestionować, ale żal czasami jej nie wykorzystać. Zarządzać apliacjami można z poziomu ustawień Androida lub aplikacji instalatora.
Przestrzegam jednak przed próbami podłączenia do Screeneo klawiatury przez Bluetooth, jeśli wymaga ona wpisania kodu. System projektora niestety nie potrafi tego kodu wyświetlić.
Po wstawieniu Screeneo do salonu warto pobrać na kartę pamięci i zainstalować wydany w lutym nowy firmware ze strony wsparcia technicznego. Dodaje on do oprogramowania projektora bardzo ważną funkcję – możliwość sterowania ze smartfona za pomocą aplikacji. W niej znajdziemy kilka wariantów pilotów oraz touchpad i klawiaturę, dzięki którym nawigacja po stronach jest nieporównywalnie łatwiejsza niż z użyciem pilota. Aplikacja działa bez zarzutu i okazała się bardzo wygodna, zdarza się jednak, że wymaga ponownego połączenia z projektorem po dłuższym uśpieniu telefonu.
Możliwość sterowania projektorem w ten sposób w plenerze, gdzie nie sięga domowa sieć WiFi, także jest możliwe. W ustawieniach Screeneo znajdziemy możliwość utworzenia punktu dostępowego, dzięki czemu do zabawy w plenerze wystarczy smartfon, projektor, przedłużacz i coś, co zastąpi ekran.
Screeneo zamiast telewizora?
Czy Screeneo zastąpi telewizor? Jeśli w grę wchodzi korzystanie z niego w dzień, trzeba zainwestować w rolety, ale jest wtedy w stanie do pewnego stopnia zastąpić Smart TV, a dzięki możliwości instalowania aplikacji dla Androida wiele z nich przewyższy możliwościami. Nie możemy jednak liczyć na tak dobrą jakość obrazu, jaką oferują współczesne telewizory, a chwilowo nawet na Full HD.
Screeneo ma jednak ogromną przewagę nad telewizorami – mobilność. Nie zajmuje dużo miejsca, można dowolnie regulować sobie rozmiar ekranu, wynieść go do innego pokoju, do ogrodu, zanieść do znajomych i zabrać na wakacje, jeśli ktoś ma taki kaprys. Choć cena wydaje się wygórowana, naprawdę warto rozważyć zakup tego sprzętu.
Oczywiście producent pomyślał też o osobach o mniejszych wymaganiach. W linii Screeneo dostępne są w sumie cztery modele, z czego dwa ostatnie są białe:
- testowany HDP1590TV/10, wyposażony w tuner DVB-T i łączność bezprzewodową
- HDP1590/10, bez tunera DVB-T
- HDP1550TV/EU, bez WiFi i Bluetootha
- najtańszy, HDP1550/EU, bez tunera i łączności bezprzewodowej
Jeśli ktoś nie jest pewien, czy projektor może zagościć w jego domu, może skorzystać z możliwości testowania projektorów przez 60 dni. Oznacza to, że jeśli projektor się komuś nie spodoba, może go oddać w dowolnym sklepie, gdzie są sprzedawane, pokazać dowód zakupu i odzyskać pieniądze.
- kompaktowe wymiary
- przyzwoity dźwięk
- wszystkie potrzebne złącza w dobrych miejscach
- możliwość podłączenia peryferiów
- sterowanie smartfonem
- kiepskie basy
- trudny dostęp do regulacji ostrości
- niska rozdzielczość