The Critter Chronicles

08.02.2013 10:49, aktual.: 01.08.2013 01:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

The Book of Unwritten Tales zaskoczyło mnie w niezwykle pozytywny sposób, pokazując, że klasyczne przygodówki jeszcze nie wymarły. Tytuł spotkał się z ciepłym przyjęciem recenzentów na całym świecie, więc kolejna gra z serii była oczywiście kwestią czasu. Z The Critter Chronicles, choć pod względem mechaniki zabawy to produkt w wielu miejscach usprawniony w porównaniu do pierwowzoru, jest niestety kilka bardzo istotnych problemów. Rozpocząć wypadałoby już od samego faktu, że ani to kontynuacja, ani faktyczny „prequel” (jak wyraźnie reklamuje grę polski wydawca), a zaledwie samodzielny dodatek. Przedstawiający początki dziwnej przyjaźni awanturnika Nathaniela Bonneta z fioletowym Zwierzakiem projekt nie prowadzi oto bezpośrednio do wydarzeń z „jedynki”. Stanowi luźny zestaw wyzwań dosyć typowych dla gatunku, nie wzbudzających przy tym jakoś większych emocji czy grających na uczuciach.

Nate zdobywa w karty latający statek, gania go znana nam już łowczyni nagród Ma’Zaz, uciekając przed nią bohater spotyka wielkookiego futrzaka, któremu z kolei musi pomóc w walce z podstępnym Munkusem. W tym celu odwiedzi wierzę maga w słynnym Kamieniu Morskim. Tyle. Fabularnie całość należy potraktować jako dopowiadający pewne niekoniecznie interesujące fakty epizod, w dodatku niezbyt długi, bo na około 7 godzin zabawy na poziomie trudnym. Jest jeszcze łatwy dla nowicjuszy, ale jeśli ktoś przebrnął przez TBoUT to wie, czego się spodziewać, więc nie powinien się rozdrabniać. Trzeba znowu próbować podnosić różne rzeczy aż do skutku, przeszukiwać kilkukrotnie ten sam kąt, rozmawiać z postaciami do oporu, po czym przeczesać wszystkie lokacje raz jeszcze. Do tego dochodzi wymienianie się przedmiotami pomiędzy postaciami, aby spróbować pchnąć wątek do przodu z innej perspektywy. Od razu da się zauważyć, że twórcy postarali się ograniczyć ilość gratów dostępnych w plecaku równocześnie, ale znowu sposób ich użycia bywa niejednokrotnie dziwny oraz po prostu mało logiczny.

Obraz

Jak przykładowo uzyskać lizak? Rozpuścić cukier na rozgrzanej patelni, po czym zdrapać go… śrubokrętem. Zielony abażur z przywołanej z przyszłości lampy (pojawia się manipulacja czasem) potniemy na kawałki rozgrzanym wieszakiem do ubrań, a napełniony lodowatą wodą balon posłuży za soczewkę, dzięki której rozpalimy ogień. Niby dla ułatwienia przycięto mocno liczbę dostępnych lokacji, ale rezultatu to nie dało – człowiek i tak często drapie się po głowie, a do tego przemierzanie na nowo kilku tych samych miejscówek zwyczajnie nuży. Co dziwne (bo ostatnio to chwaliłem) zabrakło też ciekawych postaci drugoplanowych. Absolutnie niezapomniane są głupkowate pingwiny, a tak to, poza obrończynią praw zwierząt Petrą (w oczywisty sposób nawiązującą do organizacji PETA), a także cierpiącym na rozdwojenie jaźni Yetim plus może jeszcze milutkim małym Zwierzaczkiem, nie ma w sumie za bardzo kogo po skończeniu gry wspominać.

[break/]Przygodówka z The Critter Chronicles jest „tylko” w porządku, a apetyt miałem po pierwszej odsłonie serii na więcej… Po części nasycił go humor, chociaż o zdecydowanie mniejszym natężeniu, niż to było w pierwowzorze, do tego zaś bawi ponownie doszukiwanie się nawiązań do filmów czy innych gier – aczkolwiek miejscami dorzuconych trochę na siłę. Strój Borata chyba już dawno nie śmieszy, ile też można robić sobie jaja z Gwiezdnych Wojen albo Władcy Pierścieni? Co innego ukłony dla absolutnych klasyków, jak chociażby Terminatora 2 czy (spore dla mnie zaskoczenie) legendarnego Day of the Tentacle. Do tego jeszcze drobne mrugnięcie okiem w stronę Portala, hydraulika Mario, Batmana, Simpsonów, Star Treka, a także wspomnienie Michaela Jacksona. Jest czego się dopatrywać.

Obraz

Zrezygnowano z wstawek filmowych (które poprzednio były paskudne) na rzecz scenek przerywnikowych przedstawianych na silniku gry i wyszło to produkcji zwyczajnie na dobre. Popracowano nad trójwymiarowymi modelami postaci, pełne szczegółów są również pięknie wymalowane lokacje - ale jak wspominałem jest tego wszystkiego za mało. Brakuje także urozmaicenia rozgrywki, gdyż poza raptem garścią zagadek logicznych (w tym jedną kolorowanką) trzymano się zbyt blisko schematu typowego dla oklepanego modelu point’n’click. Zupełnie jakby twórcom zabrakło pomysłów, a zdawało się przecież, że mieli ich masę… Muzyka trzyma poziom, powtarzane są niemniej pewne melodie. Angielskie dialogi nagrano porządnie, polska wersja w formie napisów również wypada całkiem dobrze. Zdarzyło się kilka wpadek i nawet nieprzetłumaczona kwestia, ogólnie jednak ważne, że udało się przełożyć zgrabnie humor dzieła, za co brawa dla tłumaczy.

Obraz

Jeżeli polubiliście postacie Nathaniela i Zwierzaka, to po niezależny "epizod" serii The Book of Unwritten Tales, jakim jest The Critter Chronicles, możecie sięgnąć. Tytuł dostarcza miłych chwil, chociaż zaskakuje brakiem rozbudowania oraz mało intuicyjnymi sposobami używania odnalezionych przedmiotów. Jeśli jednak bardziej podobali się Wam księżniczka Ivo oraz gnom Wilbur spokojnie darujcie sobie grę - niewiele stracicie, bo też nie za dużo wnosi ona tak naprawdę ogólnie do szerszej historii prezentowanego fantastycznego świata. Szału nie ma. Są za to obawy czy KING Art Games jeszcze przynajmniej raz nie postanowi "nareperować" sobie w dosyć prosty sposób budżetu, w podobnym "odcinku" wydając przygody kolejnych bohaterów - w końcu projekt Raven rośnie w siłę...

Programy

Zobacz więcej
Źródło artykułu:www.dobreprogramy.pl