Ustawa o książce: za przetrwanie księgarni zapłacimy w Internecie
Coraz bardziej prawdopodobne jest wprowadzenie w Polsce tzw. ustawy o książce. Pod tą zgrabną nazwą kryje się wprowadzenie stałej ceny książki, czyli minimalnej ceny książki w umownym okresie po jej premierze. Oznacza to, że niektórzy sprzedawcy nie będą mogli sprzedawać książek taniej nawet, jeśli będą mogli sobie na to pozwolić. Niektórzy, czyli przede wszystkim internetowi.
05.03.2017 | aktual.: 06.03.2017 15:09
Za wprowadzeniem ustawy o książce lobbuje kolejną już kadencję sejmu Polska Izba Książki, organizacja zrzeszająca wydawców i księgarzy, która upatruje w niej szansę na poprawę stanu rynku wydawniczego i czytelnictwa. Jak donosi Rzeczpospolita, pozytywnie nastawiony do wprowadzenia stałej ceny książek jest Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Piotr Gliński. Ustawa o książce jest regulacją, dzięki której niezgodne z prawem będzie sprzedawanie książek taniej niż w ustalonej cenie w określonym przez ustawę czasie. W praktyce w Polsce ma to być rok, zaś ceny wydawnictw wyniosą najpewniej kolejno 39,90 zł i 49,90 zł za książkę w twardej oprawie. Niemało.
Ustawa wymierzona jest zatem przede wszystkim w księgarnie internetowe, które między innymi dzięki oszczędnościom, wynikającym z braku konieczności utrzymywania fizycznych lokali sprzedażowych, pozwolić mogą sobie na dwucyfrowe rabaty w dniu premiery książki. PIK uważa takie praktyki za nieuczciwą konkurencję i żąda regulacji. Na tych skorzystać mieliby wszyscy, łącznie z przepłacającymi czytelnikami, którym oferowana będzie szersza oferta wydawnicza, dostępność książek w większej liczbie księgarni. PIK jest zatem zdania, że Polacy chętniej będą sięgać po literaturę, jeśli będą świadomi, że finansują kolektywnie przetrwanie polskiej branży wydawniczej.
Warto zwrócić także uwagę na kolejny fragment z opublikowanego przed dwoma laty przez PIK apelu: wymienione wyżej korzyści to konkretne środki finansowe, które zostaną na rynku wydawniczym.. Księgarze i wydawnictwa nie są w stanie być konkurencyjne wobec sprzedawców internetowych, więc lobbują za ustawą, która nałoży na tych drugich obowiązek sprzedawania książek w uregulowanych cenach. Oczywiście stała cena książki, która ma także chronić lokalne rynki przed ekspansją wydawniczych ponadnarodowych konglomeratów, nie jest pomysłem nowym. Dziś z mniejszym lub większym powodzeniem funkcjonuje ona jako prawna regulacja lub umowy pomiędzy samymi wydawcami w wielu państwach. PIK podaje między innymi przykład Francji, gdzie ogromny rynek wydawniczy regulowany jest od 1979 roku przez konwencję, zaś od 1981 roku przez prawo.
PIK chętnie wspomina o Francji, Niemczech czy Austrii, jednak nie o Szwajcarii, gdzie stała cena książki została zdelegalizowana jako szkodliwa dla konkurencji i wolnego rynku. Szwajcarzy odrzucili ją także w referendum w 2012 roku. Również Wielka Brytania, gdzie umowy o stałej cenie książki istniały jeszcze w XIX wieku, wycofała podobne regulacje w roku 1995. Warto przytoczyć opinię Freda Zimmermana z wydawnictwa Nimble Books, który zauważa że regulacje krzywdzą klientów, jednak potrafią skutecznie zabezpieczać lokalny rynek przed światowymi korporacjami wydawniczymi. Ich wprowadzanie najbardziej efektywne jest w krajach ze słabo rozwiniętym przemysłem wydawniczym.
Problem w tym, że w Polsce regulacje postawią pod znakiem zapytania przyszłość przede wszystkim polskich księgarni internetowych. Ustawa o książce będzie miała także wpływ na cały rynek wydawniczy w Polsce, przez co godne uwagi są wyniki badań norweskiego ekonomisty, Vidara Ringstada, który opisał długofalowe skutki w swojej pracy On the cultural blessings of fixed book prices. Nie odnotował tam żadnych dowodów, empirycznych czy teoretycznych, na przewagę regulowanej ceny książek nad wyceną wolnorynkową.