Windows 10: kolejna aktualizacja i.. znowu żadnych problemów! O co tu chodzi?
Mam nieszczęście pamiętać proces wdrożenia pierwszych wersji systemu Windows 10. Wersji, na której wielu czekało, ale mało kto chciał otrzymać w formie, którą prezentował Insider Preview. Pod wieloma względami, Dziesiątka była lepsza niż hipotetyczny Windows 8.2. Sęk w tym, że zadecydowano o tym, by nowe wydanie oferowało więcej, niż "8.2", ale nie było na to gotowe. Nie wpłynęło to niestety na datę wydania.
25.10.2020 | aktual.: 25.10.2020 20:25
Gdy Windows 10 zawitał w Windows Update swoich poprzedników, był ze wszech miar niegotowy. Nowa przeglądarka Edge umiała mniej niż Internet Explorer i nie działała w niej pełna synchronizacja. Aplikacje UWP były dramatycznie niedokończone. Wiele elementów działało mocno niestabilnie. Góra dokumentacji stała się nieaktualna, rozwiązania działające dla poprzednich wersji przestały działać. Dziesiątka działała gorzej niż Windows 8, który na dzień dobry otrzymał 848MB aktualizacji.
Ale dla wielu użytkowników nie był to problem. Na tysiącach komputerów, Windows 10 po prostu nie umiał się zainstalować (a często nieproszony bardzo chciał). Mój laptop wymagał czystej instalacji, ponieważ aktualizacja z Windows 8.1 była niemożliwa. Awaria instalacji kończyła się legendarnym komunikatem "Coś poszło nie tak" (Something happened). Na wielu pecetach, stało się to motywem przewodnim kolejnych wersji.
Aktualizacje Automatyczne zawsze były obarczone ryzykiem. Już od dwudziestu lat znane są problemy np. z pętlą restartów pojawiające się po pobraniu i instalacji nowych łatek. Jednak w przypadku Windows 10, liczba takich historii stała się gigantyczna. Czytając nagłówki portali IT dzień-dwa po wydaniu nowej aktualizacji, można wyjść z założenia, że Windows 10 w zasadzie działa cudem, przez przypadek.
Skoro jest tak źle, to czemu jest tak dobrze?
Tymczasem jest to najpopularniejszy system operacyjny dla pecetów. Stanowi większość instalacji na komputerach osobistych, a jego wydanie serwerowe jest podstawą w wielu firmach. Można go lubić lub nie, ale gdyby nie działał, nie byłoby go wokół aż tyle. Zatem co się dzieje? Skąd zmiana jakości aktualizacji? Spróbuję odpowiedzieć na to z perspektywy użytkownika najnowszych Dziesiątek.
Wszystkie aktualizacje są kumulatywne
Jedną z najważniejszych zmian w Windows Update, z punktu widzenia jakości, nie jest utrudnienie jego wyłączenia. To nie od tego wszak zależy stabilność aktualizacji. Istotną zmianą było zaprzestanie wydawania oddzielnych łatek. Kiedyś, gdy odkryto 30 dziur w 20 składnikach, wydawano około 20 aktualizacji. Dziś zawsze dostajemy jedną, kumulatywną.
Oznacza to mniej ścieżek do przetestowania i powinno się przekładać na wyższą jakość. W praktyce jednak proces aktualizacji przybrał postać "wszystko albo nic": operacje są bardzo rozbudowane i wymagające za każdym razem. Awaria jednego składnika kończy się wycofaniem całości, a to nie zawsze się udaje. Ponadto, składniki opcjonalne są mieszane z krytycznymi i instalowane od razu. Nie da się dziś wstrzymać instalowania wadliwej aktualizacji wyszukiwarki ani polegać na tym, że nie zainstaluje się równolegle z krytyczną łatką w usłudze zdalnego pulpitu. Obie rzeczy zaktualizują się jednocześnie.
Wersji systemu jest więcej
Windows 10 to nie jest jeden system. Jest to dwanaście różnych wydań, z których większość ciągle otrzymuje aktualizacje, przygotowywane osobno. Tak znaczący wzrost objętości oprogramowania musi się przełożyć na więcej problemów. Microsoft wreszcie spostrzegł tę oczywistość i przeszedł, w pewnym sensie, na model jednego wydania rocznie. Czy to pomoże? Pewnie nie. Ale nie zaszkodzi.
Rodzajów urządzeń jest więcej
Platforma PC uległa solidnej dywersyfikacji przez ostatnie kilka lat. Komputery zaczęły się od siebie mocno różnić, a nawet te "mainstreamowe", składające się wewnątrz z niemal takich samych składników (co wymusza np. Intel vPro), wykazują różnorodność powyżej granic rozsądku. Wiele urządzeń, jak magistrala Thunderbolt, wymaga doinstalowania skomplikowanych infrastruktur sterownika, całkowicie nieobecnych "w pudełku".
To nie Windows zarabia pieniądze
Wreszcie, pamiętajmy, że to nie Windows jest w Microsofcie głównym źródłem dochodów. Firmie udało się w ciągu ostatniej dekady skutecznie przeorientować na Azure. Microsoft nie utrzymuje nawet oddzielnego zespołu do prac nad Windows. Wszelkie problemy z Windowsem, które nie kończą się ogólnoświatowym paraliżem, nie wymagają naprawy, bo nie zarobiłoby to firmie pieniędzy. Gdyby było inaczej, już dawno nie mielibyśmy trzech Paneli Sterowania.
Windows Insider
Wreszcie, finalnym, najmniej ważnym i najczęściej przytaczanym powodem katastrofy jakościowej jest zwolnienie testerów. Istotnie, przejście na szybkie wydania i kontrolę jakości wykonywaną przez Insiderów pogorszyło jakość. Ale to nie miałoby znaczenia, gdyby nie narzucenie groteskowo szybkiego terminarza wydawniczego. Windows 7 pisano 1.5 roku, a drugie tyle poświęcono na poprawki. Dziś jest to scenariusz z innego świata.
Niezatapialny Windows
No dobrze, ale to wszystko tłumaczy jedynie, dlaczego jest gorzej. Jakim cudem świat się od tego nie zawalił? Krótko mówiąc: te problemy są rzadkie, a ludzie nie mają wyboru. Jeden procent wadliwych instalacji to mało z perspektywy kontroli jakości, ale dużo w przypadku liczby użytkowników. W konsekwencji, wywołuje to odizolowane, ale frustrujące (i czasem dość spektakularne!) scenariusze, będące pożywką dla nagłówków.
Przy takiej skali skomplikowania, dostarczenie pozbawionego rażących błędów systemu z obecną prędkością jest niemożliwe, a rynek nie pozwala na niższą. Dlatego nie tworzy się systemu, który ma być solidny i niezawodny, a jedynie taki, który zadziała poprawnie na większości scenariuszy.
I tak jest dzisiaj. System ma setki znanych błędów. Microsoft nie udaje, że jest inaczej, także w przypadku Windows Server. Noty wydawnicze często przez dwa lata informują o problemach, które "zostaną naprawione przyszłości". Windows 10 nigdy nie osiągnie poziomu stabilności Windows 7. Ale uważne wczytanie się w dokumentację pozwala odkryć, że nie jest to celem.
"Good enough"
Przeważająca większość użytkowników nie będzie miała żadnych problemów z Windows 10. Osoby zainteresowane tematem dostępują czegoś na kształt "confirmation bias": duża ilość informacji o problemach na portalach IT sprawia, że wyrabia to błędne przekonanie na temat jakości. Liczba problemów jest, w obecnej skali, zbyt mała, a jakość wsparcia zbyt wysoka, by wszelkie trudności z Windows 10 wpłynęły na jego popularność.
Sytuacja będzie ulegać pogorszeniu. System nie schudnie, a przytyje. Zmniejszona liczba wydań zniweluje ryzyko całkowitej utraty kontroli nad jakością, ale nie sprawi, że poprawki staną się priorytetem. A to nie nastąpi, jeżeli to Azure, a nie Windows, płaci w Redmond rachunki.