Wstępniak na nowy tydzień: w informatyce uważajmy na słowa – a nuż mają problem z gender?

Przyznam, że nie wiem, dlaczego w anglofonii określa się dziśsłowem „technology” przede wszystkim firmy związane mniej lubbardziej z informatyką, i nie ma w tym gronie firm związanych np. zlotnictwem, energetyką jądrową czy chemią organiczną – chybaże akurat zrobią coś mniej lub bardziej powiązanego zmikroprocesorami, nie mówiąc już o mobilnych aplikacjach. Taosobliwa pozycja sektora „tech” zredukowanego do informatykiprzejawia się jednak nie tylko w nazewnictwie. Tak jak śledzęszeroko rozumiany postęp techniczny w wielu dziedzinach związanychz transhumanizmem, tak jedynie w tej naszej dziedzinie informatycznejwidzę, jak toczy się walka o język, właściwy sposób mówienia,a najogólniej mówiąc to, co Amerykanie nazywają „sprawiedliwościąspołeczną”. Jakie to szczególne cechy informatyki uczyniły zniej takie pole bitwy?

Wstępniak na nowy tydzień: w informatyce uważajmy na słowa – a nuż mają problem z gender?

12.10.2015 10:11

Zeszłotygodniowa afera o nieprzyjazny język Linusa Torvaldsa (iszerzej, dopuszczalność „seksistowskich i homofobicznych”wypowiedzi w dyskusjach społeczności twórców linuksowego kernela)wywołała wśród Was duże poruszenie; dyskusja po raz kolejnypokazała, że w naszym kraju kulturowo bliżej nam jednak do Finówniż Amerykanów – i ugrzecznianie na siłę relacji międzyludzkichnie znajduje wielkiej aprobaty. Nie była to jednak przecieżostatnio jedyna afera o to, co dopuszczalne w naszych kręgach.Gracze dobrze pamiętają aferę Gamergate,programiści wciąż mogą pamiętać skandal wokół słowa „dongle”na jednej z konferencji poświęconych Pythonowi czy usunięcie zGitHuba języka-parodii C+=(C plus Równość), pełnego odniesień do tzw. kultury gwałtu ipatriarchatu. O oburzeniu jakie wywołała wypowiedźSatyi Nadelli dotycząca kobiet, podwyżek i dobrej karmy prezesMicrosoftu chyba do tej pory nie zapomniał.

Branża IT nawet nie próbuje walczyć z tym wywiedzionym zamerykańskich uniwersytetów wirusem memetycznym, lecz wręczprzeciwnie, wydaje się na każdym kroku mu poddawać – firmyinformatyczne przyjmują rygorystyczne regulaminy dotyczące tego, codopuszczalne w pracy, wykładają też niemałe pieniądze na„programy równościowe”, mające doprowadzić do zwiększeniaudziałów mniejszości rasowych oraz kobiet w ich kadrze. Aktywniedziałają też niezależne organizacje, takie jak Women inTechnology, robiące co tylko możliwe, by zachęcić kobiety dopracy akurat w tym biznesie, który Anglosasi nazywają „Technology”.I ponownie, nie chodzi tu o to, by testowały szczepionki czyprojektowały bieżnik na oponach, z jakiegoś powodu ważniejsze mabyć programowanie np. w Railsach.

I grupy opensource'owe wcale nie wydają się na wirusaodporniejsze. Tam gdzie nie ma uzbrojonego w plugawy język Linusa,tam organizacje takie jak Mozillaczy GNOMEprzestają się kierować zasadami efektywności i opłacalności wpracach nad oprogramowaniem, a na piedestał wynoszą kwestieobyczajowe. Nie tylko zresztą one, te programy równościowe wśródorganizacji, którym przecież się nie przelewa i które powinnyoglądać uważnie każdy grosz, są coraz powszechniejsze. A śmiaćsię z tego nie wolno, przynajmniej w mediach społecznościowych, bodowcipy obrażające kobiety mają być objęte szczególnąkontrolą na Twitterze oraz Facebooku. Lepiej się też nie śmiaćna łamach serwisów takich jak The Verge – bo jeszcze całkowiciewyłączą system komentarzy, nie mogący znieść agresywnego inegatywnego tonu.

Myślicie, że osiągnęliśmy granice śmieszności? A ja myślę,że wszystko dopiero przed nami. We wrześniu Google przedstawiłootóż nowy wydajny algorytm kompresji o nazwie Brotli,mający zastąpić wysłużone Deflate. W nazwie nic dziwnego,utworzono ją od nazwy szwajcarskiego „małego chlebka”,problemów być nie powinno – jednak nie w naszych czasach. Jeden zprogramistów pracujących nad nowym algorytmem (notabene Fin, JyrkiAlakuijala) poinformowałna łamach forum Mozilli, że jako nazwę dla tego typu kompresjizarezerwowano „bro”, a nie „brotli”, i docelowo .bro będzierozszerzeniem nazwy skompresowanych w ten sposób plików, a bro mabyć nazwą działającego z linii komend narzędzia do kompresowaniai dekompresowania plików brotli.

To wystarczyło, by do okropnego słowa zlecieli się bojownicy osprawiedliwość społeczną. Inżynier Mozilli zauważył, że słowo„bro” ma problem „genderowy”, a jego używanie, nawetnieintencjonalne jest przejawem mizogynizmu i nieprofesjonalizmu. Dlawyjaśnienia, chodzi o kulturę „braciaków”uznawaną dziś za niesłuszną, gloryfikującą przemoc,przedmiotowe podejście do kobiet i imprezowy tryb życia, kwitnącąprzede wszystkim wśród amerykańskich bractw studenckich.„Brogrammer” stało się synonimem tych właśnie okropnychseksistowskich programistów, przez których kobiety nie mogąpracować w branży technologicznej.

Efekt dyskusji był łatwy do przewidzenia. Google się wycofało.Nie będzie „.bro”, będzie „.br”, tak jak w krajowej domenieBrazylii. Alakuijala wyjaśnił – zapytałem swojąprzyjaciółkę-feministkę z obszaru kultury północnoamerykańskiejo „bro” i była przeciwko. Znaleźliśmy kompromis i nie mówmyjuż o tym. Pragmatyczny Fin może jednak szybko odkryć, że tonie wystarczyło. Już teraz ludzie robią sobie żarty, pisząc, żenazwa zmieniona została na kod kraju znanego przede wszystkim zdepilacji, tak więc użycie Brotli będzie określane jako„wydepilowanie plików”. Dla organizacji przekonanych, żedepilacja włosów na ciele u kobiet to jedna z najgorszych formopresji patriarchatu, .br też więc może być powodem do protestów.

I w takiej oto dziwnej, coraz dziwniejszej kulturze żyjemy. Tozresztą też nie było dobre zdanie – zaczęło się od dużejlitery „I”, mającej przecież falliczny kształt. Czekamy, ażktoś to zauważy.

Zapraszam więc na kolejny tydzień z naszym portalem.Zainteresować się w nim chcemy przede wszystkim oprogramowaniem dlamałych firm, jak również dla tych, którzy samodzielnie zmagająsię z działalnością gospodarczą. Przedstawimy wam teżinteresujące pomysły z polskiego oddziału Intela oraz rozpoczniemynowy konkurs z bardzo ciekawymi nagrodami :).

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (93)