Założyciel Megaupload był nielegalnie inwigilowany
Premier Nowej Zelandii, John Key, ogłosił, że zlecił śledztwo w sprawie szpiegowania Kima Dotcoma. Okazuje się, że w aresztowaniu założyciela Megaupload i jego współpracowników pomogło Government Communications Security Bureau — nowozelandzkie CIA. Dotcom i Bram van der Kolk byli obserwowani przez funkcjonariuszy biura, którzy z kolei współpracowali z władzami Stanów Zjednoczonych. Działanie to nie było zgodne z prawem, gdyż na wyspie nie jest dozwolona inwigilacja obywateli Nowej Zelandii lub jej stałych mieszkańców. GCSB złamało więc prawo podczas pomocy przy określaniu lokalizacji dwóch osób, aby możliwe było aresztowanie.
24.09.2012 11:25
Premier Key zlecił zbadanie zachowania GCSB i przypomniał, że od zaufania publicznego nierzadko zależy powodzenie ich zadań, więc obywatele muszą mieć pewność, że biuro zawsze działa zgodnie z prawem. Sam premier też jest na granicy skandalu — GCSB jest jednostką mu podległą, a w twierdzenie, że dowiedział się o istnieniu Dotcoma na dzień przed nalotem na willę, nikt nie wierzy. W otoczeniu premiera znajduje się zbyt wiele osób bezpośrednio związanych ze sprawą Megaupload. No i Key sam musiał podpisać decyzję o założeniu podsłuchu w domach aresztowanych i obserwacji ich rodzin.
Kolejne bezprawne działanie i kolejne niedociągnięcie władz amerykańskich nie działa na korzyść przeciwników Dotcoma i Megaupload. Skandal jeszcze bardziej osłabił w oczach świata pozycję Białego Domu i Hollywood, którzy według słów Dotcoma napisali polityczno-prawny thriller, w którym gra główny czarny charakter.