Zapowiedzieli koniec prywatnych aut – jeszcze nie odważyli się zapowiedzieć końca prywatnych domów
Marks się śmieje zza grobu, gdy socjalizm okazuje się byćwiecznie żywy. Kluczowa dla socjalizmu idea uspołecznienia dóbrznalazła fanów w korporacyjnej Kalifornii, gdzie twierdzenia JohnaZimmera, szefa Lyfta, głównego konkurenta Ubera, spotkały się zeniemałym aplauzem. Ogłosił on bliski koniec ery prywatnychsamochodów, które zastąpione zostaną flotami autonomicznych aut.Najpierw Kalifornia, potem USA, a wreszcie cały świat –transportowa rewolucja zmieni miasta, styl życia, a wreszcie samospołeczeństwo.
19.09.2016 15:07
„Trzecia Rewolucja Transportowa” opublikowana została nałamach Medium.comi warto ją polecić każdemu, kto zainteresowany jest urbanistykączy motoryzacją. Autor przedstawia trudne do obalenia argumenty narzecz swojej wizji, przypominając jak duże obszary zostajązawłaszczone przez transport samochodowy, jak niski jest wskaźnikwykorzystania prywatnych aut, jak wielki postęp poczyniono wdziedzinie autonomicznych aut i o ile sieci publicznych pojazdów(takich jak autonomiczne taksówki Lyfta) obniżyć mogą kosztypodróży.
Trendy, przynajmniej w USA, wydają się potwierdzać poglądyZimmera. Kolejne pokolenia jakoś coraz mniej garną się doposiadania swojego auta, a nawet coraz mniej osób stara się uzyskaćprawo jazdy. W 1983 roku w USA 46% nastolatków miało prawo jazdy,dziś odsetek ten nie przekracza 24%, to nieszczęsne pokolenie„millenialsów” jest o 30% mniej zainteresowane kupnem samochodu,niż ich poprzednicy. Gdy na taką scenę wjadą flotyautonomicznych, usieciowionych aut, potrzeba posiadania własnegosamochodu zniknie. Z czasem prywatne samochody podzielą los DVD.
Na rzecz takiego korporacyjnego „uspołecznienia” środkówtransportu przemawiać ma większe bezpieczeństwo (gdyż ludzie tofatalni kierowcy), dbałość o środowisko (gdyż te usieciowionepojazdy przyszłości będą oczywiście elektryczne), ulepszeniemiast (gdyż znikną miliony miejsc parkingowych) i oszczędność(dziś Amerykanie mają wydawać więcej na auta, niż na jedzenie).Co więcej, korporacyjna własność flot autonomicznych aut jestznacznie bardziej realistyczna niż to, co widzi się ElonowiMuskowi, chcącemu współdzielenia prywatnych aut. Użyczanienieznajomym prywatnych pojazdów to po prostu dla większości ludzidyskomfort.
W amerykańskich mediach pojawiły się już pierwsze pochwałytej wizji. Na łamachThe Next Web możemy przeczytać zachwyty jednego z redaktorów,przekonanego, że komputery są lepszymi kierowcami niż ludzie (bonajważniejsze dla nich bezpieczeństwo, a nie popisywanie się) iwierzącego, że wspaniale byłoby zastąpić każdy otwarty parkingparkiem, a każdy wielopoziomowy parking przystępnymi cenowobudynkami mieszkalnymi. Niestety autor peanów na cześć wizji Lyftanie śmiał pomyśleć o kolejnym etapie rewolucji – zastąpieniuprywatnych mieszkań flotą zunifikowanych, wynajmowanych na godzinyskrzyń mieszkalnych, gdzie obywatele mogliby odpoczywać i spać,niezależnie od tego, gdzie akurat są.
O to bowiem rozbija się cały problem zachwytu nad flotamiautonomicznych, powiązanych aut. Kreślą one wizerunek nowegoczłowieka przyszłości, o którym wiadomo wszystko. Już dziś całajego rozrywka, poglądy, znajomości są polami, po których jeżdżąkorporacyjne żniwiarki informacji, redukujące dzięki technikom BigData tego nowego człowieka do jego profilu reklamowego, możliwegodo zaoferowania reklamodawcom. Za sprawą flot autonomicznych aut,zastępujących prywatne samochody, cały ten system uzyska takżewgląd w jego podróże, a zarazem skuteczniej zamknie go wprzestrzeni miejskiej.
Współczesny mieszkaniec poddanego dyktatowi motoryzacji miastamimo wszystko wciąż może zapakować do bagażnika swojego autanamiot, sprzęt do nurkowania czy wspinaczki, zapędzić do środkapsa i ruszyć w siną dal. Nie meldując się nikomu, nikogo o nicnie prosząc, tankując jedynie na stacjach benzynowych po drodze(których sieć jest tak gęsta, że dotrze wszędzie, gdzie zechce)– może być panem swojej przygody, sobie sterem, żeglarzem iokrętem. Nikt mu nie wypomni, że auto jest nieposprzątane, żegdzieś za fotelem walają się kubki po kawie, a kanapa pełna jestsierści.
Tymczasem człowiek ze świata Trzeciej Rewolucji Transportowejstaje się człowiekiem w praktyce uwięzionym w mieście. Dotrzećmoże tylko tam, gdzie oficjalnie sięga sieć autonomicznychpojazdów – nie zamówi kursu 500 kilometrów w dal za miasto,chyba że po stawce taksówkowej, mało przyjaznej dla dalekichpodróży. Nie kupi też w przystępnej cenie dla takichpozamiejskich podróży własnego auta, bo tych po prostu na rynkunie będzie – firmy motoryzacyjne skupią się na produkowaniupojazdów dla autonomicznych flot, bardzo drogich, nastawionych naintensywną eksploatację.
Owszem, pewnie będzie można znaleźć jeszcze jakieś starepojazdy z naszych czasów, tyle że ten nowy człowiek nie będziepotrafił ich prowadzić, być może będzie to nielegalne. Jeślizaś jakieś autonomiczne auta prywatne pozostaną, to przestanąbyć dostępne dla klasy średniej, nie mówiąc już o robotnikachczy studentach. Za tym przyjdzie upadek rozproszonej sieci stacjipaliwowych i w praktyce zamknięcie mniej uczęszczanych szlakówkomunikacyjnych.
Zresztą… po co ryzykować z wyjazdem poza miasto, skoro wmiejsce parkingów założono tyle pięknych parków (oczywiście wzasięgu sieci 5G), do których dojechać można po pacnięciu waplikację Lyfta?