Zmiany na ścianie. Facebook chce ratować świat przed Wiekiem Melancholii

Facebook zaczął 2018 rok od zapowiedzi sporych zmian w tym, jak będziemy widzieć wiadomości, a w zasadzie od kogo będziemy widzieć ich więcej. Mark Zuckerberg zapowiedział, że w imię wzmacniania więzi międzyludzkich na Facebooku i poprawy naszego samopoczucia wyższy priorytet będą miały posty od naszych bliskich znajomych, niż ze stron i grup, które obserwujemy. Czas spędzony na Facebooku będzie czasem spędzonym dobrze – napisał Zuckerberg.

Zmiany na ścianie. Facebook chce ratować świat przed Wiekiem Melancholii

12.01.2018 | aktual.: 13.01.2018 12:14

W miarę rozwoju i dążenia do większych zysków Facebook już dawno przestał być platformą do podtrzymywania kontaktów. Obecnie jest tak „uniwersalny”, że można korzystać z niego jako zestawu for internetowych, czytnika wiadomości (ale tylko z obserwowanych źródeł, przez co wiele osób żyje w „bańce”), platformy do grania, tablicy ogłoszeń lokalnych, a nawet sklepu internetowego. Użytkownicy mają najwyraźniej dość komercyjnych i informacyjnych wpisów, wnioskują o powrót do przytulnego kącika dla grupy znajomych.

By prawidłowo ocenić działania Facebooka, warto przyjrzeć się problemowi utraty więzi międzyludzkich w trochę szerszym kontekście. Ostatnie lata XX wieku zapoczątkowały „Wiek Melancholii”, co jest ceną postępu i nowoczesności. Facebook jest częścią tego postępu, tak samo jak komputery, Internet, komunikacja krótkimi wiadomościami, praca zdalna i możliwość udostępniania filmów milionom osób zamiast zapraszania najbliższych znajomych na wspólny seans.

Książka „Inteligencja emocjonalna” Daniela Golemana wymienia różne konsekwencje postępu, w tym zjawisko zwane analfabetyzmem emocjonalnym i coraz częstsze zapadanie na depresję. Co gorsza, z pokolenia na pokolenie nie tylko choruje więcej osób (osoby urodzone po 1955 chorują trzykrotnie częściej niż ich dziadkowie), ale też obniża się wiek, w którym osoby przeżywają pierwszy atak. Obecnie chorują nie tylko osoby 20-letnie, ale nawet dzieci chodzące do szkoły podstawowej. Nie chodzi to po prostu o smutek, ale o paraliżującą wszelkie działania apatię, z której nie da się wyjść bez pomocy z zewnątrz i często leczenia farmakologicznego.

Cytowany w tej samej książce Frederick Goodwin, który w latach dziewięćdziesiątych był dyrektorem Krajowego Instytutu Zdrowia Psychicznego, za zmiany obwinia straszliwą erozję rodziny. W ostatnich latach podwoiła się liczba rozwodów i drastycznie zmalała ilość czasu, jaką rodzice poświęcają dzieciom. Zwiększyła się też mobilność ludzi, przez co wiele osób dorasta w ogóle nie znając swojej rodziny, poza rodzicami i ewentualnie rodzeństwem. Zauważyliście pewnie, że w krajach rozwiniętych dzietność spada, więc i rodzeństwa jest coraz mniej. Zdaniem Goodwina oderwanie od stałych punktów odniesienia, pozwalających ustalić własną tożsamość, zwiększa podatność na depresję.

Z kolei David Kupfer, szef Instytutu Psychiatrii na Wydziale Medycznym Uniwersytetu i Pittsburgu, obwinia uprzemysłowienie za to, że nikt już nigdzie nie czuje się jak u siebie. Zwraca też uwagę na to, że w rodzinach coraz częściej ignorowane są potrzeby dorastających dzieci. Stresująca atmosfera w domu wpływa negatywnie na rozwój komórek nerwowych dzieci, co wyjdzie na jaw nawet kilkadziesiąt lat później, gdy dzieci same będą musiały zmierzyć się z ciężkim stresem.

Przykładów tego typu znajdziemy mnóstwo w publikacjach psychologów. Zwracają oni też uwagę na wzrost indywidualizmu (a więc utratę poczucia przynależności do grupy), zanik wiary, brak oparcia w rodzinie w chwilach kryzysu i wiele innych. Problem jest na tyle poważny, że w niektórych amerykańskich szkołach działają programy prewencji.

Spójrzmy teraz na to, co planuje Facebook, przez pryzmat powyższych informacji. By dać nam poczucie nawiązywania bliższych więzi z innymi osobami, zmniejszy priorytet wpisów komercyjnych. Na krótszą metę rzeczywiście możemy poczuć się lepiej, bo w końcu łatwiej będzie nam być na bieżąco z tym, co dzieje się u naszych znajomych i dalekiej rodziny. Ale co z efektami długofalowymi? Póki co jedynym widocznym zyskiem będzie brak „zanęcania” przez firmy postami o wątpliwej wartości. Oczywiście wciąż będzie można ustawić ulubionym stronom wyższy priorytet ręcznie.

Efekty zmian będą oczywiście wymagały dłuższych obserwacji, ale na chwilę obecną wnioski są mało ciekawe. Stymulacja ośrodka nagrody przez lepsze samopoczucie podczas spędzania czasu na Facebooku może sprawić, że użytkownicy spędzą tam więcej czasu (choć Zuckerberg spodziewa się, że raczej spadnie). Tak działają nasze mózgi i niewiele możemy z tym zrobić. Dlatego niektóre gry wciągają bardziej niż inne i dlatego tak cieszą uśmiechy i serduszka pod naszymi zdjęciami na Facebooku i Instagramie.

Doba niestety nie jest z gumy, więc więcej czasu spędzonego na Facebooku to mniej czasu na inne zajęcia, w tym odwiedzanie przyjaciół i rodziny „w realu”. Śledzenie ich życia na „ścianach” zaś sprawia, że nie mamy już ochoty do nich dzwonić, bo i nie bardzo jest po co – w końcu o wszystkim wiemy natychmiast po zdarzeniu. Taka wizja jest niebezpiecznie blisko hikikomori i nie widać łatwego wyjścia.

Paradoksalnie, być może lepiej by było, gdyby Facebook działał w drugą stronę – był platformą informacyjno-dyskusyjno-komercyjną i nie wtrącał się w nasze życie osobiste.

Źródło zdjęcia: Thijs Paanakker, CC, Flickr

Programy

Zobacz więcej
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (89)