Office 365- "28 dni później"
Zobowiązałem się wobec samego siebie, redakcji i was drodzy czytelnicy (jeśli jacyś jeszcze na wpisy o O365 zaglądają) do napisania serii wpisów na temat nowej odsłony pakietu Office. Coś tam już naskrobałem- jak zwykle pozostawiając poczucie niskiej jakości merytorycznej i gramatycznej. Czas na kolejny wpis bo ze zobowiązań mam zamiar się wywiązywać, wszak udostępniono mi możliwość bezpłatnego zapoznania się i użytkowania przez tytułowe 365 dni pakietu aplikacji biurowych Microsoft. Blog to miejsce nasze, w którym można dzielić się przemyśleniami i skojarzeniami na mnogość tematów, blog na DP- dla mnie to już bardziej zobowiązujące miejsce. Tu spotyka się mityczny Zwykły Użytkownik z Geekami, czy też linuksiarz z windziarzem, wespół opluwając "macarza". To miejsce spotkań specjalistów z początkującymi, średniozaawansowanymi, profesjonalistami, oraz takimi co siebie do żadnej kategorii przypasować nie mogą. . Cenię sobie bardzo możliwość poznawania zarówno wiedzy czysto technicznej, jak i rozczytywania refleksji i spostrzeżeń na wiele tematów niekoniecznie związanych z szeroko pojętą tematyką komputerową . Chciałbym podzielić się więc bardzo subiektywnymi refleksjami na temat ponad 20‑kilku dni spędzonych na użytkowaniu wybranych narzędzi składających się na pakiet O365
OneNote- największe pozytywne zaskoczenie
Napisałem już na jego temat to i owo i najbardziej cenię sobie w nim to, że nawet teraz w czasie pisania tego tekstu nie przejmując się żadną ewentualną awarią nie klikam nerwowo w przycisk zapisz, bojąc się utraty zapisanego tekstu. Straciłem kiedyś rozdział pracy licencjackiej i wiem, ze gdybym w owym czasie dysponował takim narzędziem jak OneNote byłbym zdrowszym i dłużej żyjącym człowiekiem. Największą zaletą tego programu jest domyślna praca w chmurze- zapisywanie i synchronizowanie notatek, którymi dzielę się ze znajomymi udostępniając im link do notatki, zapraszając poprzez wysłanie maila z możliwością udostępnienia dokumentu do edycji lub z bardziej ograniczonymi uprawnieniami. Zmiany nanoszone w dokumentach przez innych zaproszonych użytkowników oznaczone są delikatnym (w moim przypadku zielonkawym podświetleniem) co pozwala szybko odnaleźć elementy edytowane przez pozostałych użytkowników dokumentu. Uspokajająca ikonka synchronizacji pojawiająca się w czasie edytowania dokumentów dla mnie oznacza spokój i dzielenie się praktycznie na bieżąco dokonanymi zmianami. To potęga chmury- synchronizacji tutaj realizowanej za pomocą usługi Skydrive. A tam gdzie pojawiają się chmury…
źródło: http://thetechblock.com/microsoft-cloud-music-player-skydrive/
Z niskiej Chmury deszcz ponury
Cytat z mądrości pogodowo-ludowych, często powtarzany przez moją babcię
Chmura- udostępnienie moich danych "gdzieś tam" do wglądu wszelakiej maści agencjom wywiadowczym, które na pewno zainteresowane będą otwarciem notatki "rachunki maj", tabelki ze spisem posiadanych skarpetek, oraz folderu "to nie jest moje prywatne porno". Nazwa zdjęcia "Radwańśka robi zamach" też na pewno spowoduje otwarcie tego pliku przez Prismo-uprwanione organa. Ale czym mi to szkodzi? Teraz niczym. Do czasu aż zrobi się tak jak w kraju rządzonym przez Wolność i Demokrację ( US i A) i nawet za nazwanie pliku "wolę zjeść Niesiołoskiego niż szczaw" trafię do więzienia lub aresztu. Przykład:
Cóż, kiedyś ktoś powiedział że sarkazm jest dobrym narzędziem do walki z idiotami- właśnie przestał być.
Pomijając te wszystkie aspekty, strach o bezpieczeństwo, pożegnanie z prywatnością- używam. Skydrive to doskonałe narzędzie zarówno do przechowywania danych (takich do których chcemy dostępu z każdego miejsca z Internetem na świecie), do dzielenia się plikami bez zbędnego obciążania poczty (załączniki koło 10 MB potrafią zaginąć nawet w niezwykle popularnej poczcie wp.pl) czy też prowadzenia działań w grupie np. nad jednym dokumentem przebywając w różnych miejscach. Niestety ma to i negatywne aspekty. Przybyło dodatkowych zajęć w domu, gdyż szef zafascynowany udostępnianiem i współdzieleniem plików potrafi zadzwonić o bardzo bezsensownej porze i kazać sprawdzić co i jak w danej tabelce właśnie popsuł. Cóż- Bogu dzięki subskrypcja na testowy Office 365 dla firm wkrótce wygaśnie i w erze oszczędności powrócimy do spokojnego poprawiania zepsutych arkuszy w godzinach pracy za pomocą Apache lub LibreOffice. Co do kolejnego zagrożenia płynącego z używania chmury do przechowywania czasem newralgicznych danych. Subskrypcja umożliwia mi przechowywanie do 20 GB danych. Cóż się z nimi stanie gdy owej subskrypcji nie opłacę? Przebywając w areszcie z nieustanną niepoprawność polityczną i wrogość "demokratycznie" wybranym mogę nie mieć dostępu do Internetu lub funduszy w ogóle. Co stanie się z moją kolekcją skanów prastarych zdjęć rodzinnych? Czy Microsoft pozwoli mi wybrać które z 7 GB danych pozostawić jako zsynchronizowane?
Last Word
O Excelu także już napisałem. Dodam raz jeszcze o niefortunnym raporcie przesyłanym przez firmę kurierską w formacie .xls. Plik ten niestety nie daje się otworzyć webową wersją Office. Jak wspominałem w poprzednim wpisie plik podczas otwierania desktopową wersją Excel informuje o tym, że plik ma inny format niż zawartość pliku. Cóż pozostaje żmudne przeglądanie kodu w LibreOffice bo w domu na pewno nie będę tego robić po godzinach a korporacyjna obsługa klienta niewymienionej z nazwy firmy kurierskiej nie widzi problemu w przesyłaniu plików nie do odczytania. Nie mam nic do zarzucenia, nie używam jakichś szczególnie zaawansowanych funkcji- ot. Proste formuły, formatowanie warunkowe, kolorowanie komórek. Podoba mi się płynność animacji, prędkość otwierania aplikacji i w sumie tyle. Praca na nowym Excelu to raczej dla mnie ciągła walka z przyzwyczajeniami z LO, , który jest po prostu inny. Siła przyzwyczajenia i przez to niepotrzebne nerwy.
Jedyne czego nie mogę opisać odnosząc się relatywnie obiektywnie to możliwości oferowane przez PowerPoint. Po prostu tworzenie prezentacji błyskająco- wykresowo- tętniących życiem opowiadających o wzroście temperatur na poddaszu nigdy nie było moim hobby. W firmie oczywiście widzę zastosowania pojawiających się i znikających na ekranie konferencyjnym wykresów i fotek uśmiechniętych ludzi. Cóż napiszę jak o Excelu- szybko, płynnie i bogaty wybór czytelnie umieszczonych opcji.
Word 2013 - użyłem go przez ostatnie 28 dni kilkukrotnie do napisania kilku pism urzędowych, stworzenia jednego ogłoszenia o sprzedaży campingu, oraz szablonu zaproszenia na wesele. Wszystko za pomocą jednego z "tysięcy szablonów dostępnych online". W sumie było to czyste lenistwo i wykazywanie kompletnego braku inwencji twórczej. Bardzo spodobały mi się opcje rysowania "SmartArt" i "Kształty" których na pewno będzie mi brakować po przesiadce na LO w pracy. Wyraźna spójność we wstążkowym interfejsie programów pakietu pozwala dość szybko się przyzwyczaić do umieszczenia poszczególnych opcji. W sumie czasem tylko dzięki pokolorowaniu okien i teł poszczególnych programów pakietu orientowałem się gdzie po przypadkowym ALT+TAB jestem.
Hajs musi się zgadzać.
Po ostatnich zawieruchach z aktywacją pakietu minut w Skype dzięki przemiłej rozmowie z konsultantką Skype w mowie Szekspira udało mi się aktywować 60 min w Skype na rozmowy na stacjonarne i międzynarodowe co pozwala to zaoszczędzić parę cennych groszy. Zdarza mi się kilka razy miesięcznie dzwonić za granice więc korzyść jest dość spora w porównaniu do cen połączeń międzynarodowych. Koszt samej subskrypcji na rok- 429,99 zł robi już na mnie spore wrażenie. Myślę że w dobie straszliwego kryzysu jaki nas zewsząd atakuje to spora suma. Szczególnie że przeznaczona jest dla użytkowników domowych z wyłączeniem zastosowań komercyjnych. Czy to się opłaca? Trzeba skalkulować to samemu dla mnie to 1,17 zł dziennie, co po dwóch dniach pozwala zakupić Żubra w butelce w promocji w lokalnym sklepiku. Na piwko mam ochotę codziennie a pakietu Office 365 używam raczej okazjonalnie (niecodziennie) po godzinach pracy. Myślę, że w ciągu ostatnich 28 dni użyłem go może 10‑krotnie w celach wyżej wymienionych, i kilkanaście razy w celu zapoznania się z funkcjami podstawowych programów. Moim zdaniem dla takiego użytkowania cena jest wygórowana. Co innego gdy pojawiają się aspekty pracy grupowej (np. tabelka z rachunkami i wydatkami edytowana wspólnie przez np.. Teściową). Tutaj możliwości zdają się już być warte poświęcenia piwka raz na 2 dni. Łatwe udostępnianie zdjęć i dokumentów, synchronizacja i łatwe dzielenie się pracą w grupie czynią moim zdaniem ofertę bardziej atrakcyjną. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że rynek zweryfikuje wartość pakietu dla małych odbiorców dość szybko oraz że nowa polityka Microsoft zmierzająca do przekonania firm do przejścia z pudełkowego Office na subskrypcję Office 365 odbije się także na bardziej "ludzkim" podejściu do małego, domowego, niezbyt zasobnego użytkownika.