Windows Update: ulubione narzędzie każdego użytkownika Windows!
08.06.2017 21:43
Zwłaszcza, gdy w jego oknie zobaczy się taki radosny widok:
Ale to tylko część radości jaką obdarza nas Microsoft po czystej instalacji Windows 7. Jeśli mamy obraz bez SP1, to lepiej od razu taki zdobyć, bo jak nie to: - najpierw jakieś ~20 aktualizacji + restart - następnie .NET Framework 4 + restart - dopiero SP1 + parę restartów
Gdy mamy SP1 jest "znacznie lepiej", bo pomijamy powyższe. Dalej: - aktualizacja samego Windows Update - długie rozmyślanie (to podobno znana sprawa, support Microsoftu w tym czasie wymyśla wymiar kary, czyli ilość poprawek, każdy dostaje inną :) ) - ponad 200 poprawek (to ten magiczny moment z pierwszego zrzutu) o rozmiarze bagatela połowy rozmiaru całego ISO Win7 SP1 x64 Home Premium (samo pobieranie to dobra godzina, instalacja - kilkanaście kolejnych) + pełno restartów - z tego zwykle część się nie zainstaluje bo zawsze jakiś error, więc po restarcie jeszcze niedobitki i restart
(powyższy zrzut to nadal ta sama seria, tylko przy stoktórejś łatce komputer zawiesił się z wrażenia, więc zatrzymałem z bólami i po restarcie ruszyły brakujące) - nagle .NET Framework sobie przypomni (jest to poprzedzone stosownym - długim - rozmyślaniem), że coś ma - no to jeszcze ze 20 i restart
(po tych od .NET procesor chce wylecieć w powietrze za sprawą mscorsvw.exe, bo sobie system robi .NET Runtime Optimization, tak na wszelki wypadek ze 2 godziny)
Finalnie postawienie czystej Win7 x64 Home Premium zajęło mi od momentu wrzucenia płyty do zakończenia wszystkich aktualizacji (na leciwej maszynie) jakieś 18 godzin (wliczając czas stracony na zwieszkę po stuiluś poprawkach w Windows Update - trzeba było nieco poczekać, żeby nie zabić niepotrzebnie, zawsze Windows Update mógł się udać na kontemplację).
Myślałem po cichu, że do Windows 10 wreszcie ktoś zauważy, że Windows Update to katastrofa i wymyśli to na nowo, ale nie - teraz po czystej instalacji Windows 10 też dostajemy po twarzy powoli rosnącą ilością poprawek.
OK, powiecie, że łatki można sobie zintegrować. Ale co to zmienia? Nadal raz muszę to pobrać, rozgrzebać obraz... To jest omijanie problemu, który znajduje się dużo wcześniej, gdyż:
Windows Update to jeden z najgorzej wymyślonych systemów aktualizacji czegokolwiek, kiedykolwiek w historii informatyki
W którym każde wydawane poprawki, niejednokrotnie aktualizujące te same pliki kumulują się w nieskończoność (co można prosto sprawdzić ściągając parę aktualizacji luzem i je rozpakowując - przy odrobinie szczęścia ten sam plik trafi się w paru różnych paczkach w różnych wersjach jako część poprawki czegoś innego).
Absolutnie nie powinno być też tak, że robią się zależności pomiędzy samymi łatkami, co prowadzi do sytuacji, że po jednym uruchomieniu Windows Update na czystym systemie i instalacji wszystkiego zaraz okazuje się, że jest kolejna fala łatek i później jeszcze jedna...
A przecież mogłoby być prościej - np. każdy system powinien trzymać datę ostatniej aktualizacji jako patch level. Przy aktualizacji - wysyła patch level do MS, serwer MS robi paczkę plików zmienionych od tego czasu w najnowszych wersjach, wysyła jakąś tam skompresowaną i podpisaną paczkę, lokalnie aktualizator rozpakowuje to, wprowadza ew. dodatkowe zmiany w rejestrze jeśli trzeba, jeden restart i tyle.
Osobne łatki mogą zostać jak ktoś woli patchować sobie określone rzeczy (nie pchałyby daty patch level, więc gdy ktoś zmieni zdanie - dostanie wszystko), ale na litość boską w normalnym przypadku nigdy aktualizacje nie powinny być dystrybuowane jako setki (!) małych apdejcików, które na domiar złego przy jednym procesie potrafią parę razy zamieniać ten sam plik na kolejne wydania (albo go pomijać).
Tylko sterowniki osobno.
To jest zrobione źle. Ź-L‑E.