Mechanizmy i funkcje systemu operacyjnego – zostań ekspertem Huawei z GT Watch
Od czego by tu zacząć? W sumie nie wiem, ale spróbujmy w ten sposób – ostatnio „narzekałem” na brak Android Wear w testowanym przeze mnie zegarku. Wiadomo, lepiej mieć w miarę ustandaryzowany produkt, tym bardziej, że daje on ciut większe możliwości niż wykorzystywane tutaj cudo. Niedługo potem pojawiły się informacje o niespodziewanym ruchu ze strony USA wymierzonym w Huawei, co nieco ostudziło moje początkowe żale. Jasne, niby prawo nie działa wstecz, ale nigdy nie wiadomo na co tam „za wielką wodą” wpadną. Mimo wszystko lepiej z dnia na dzień nie zostać na lodzie.
No ale … skupmy się na tym co jest, zamiast gdybać, co mogłoby by być.
Ekran główny
Podzielony jest na cztery panele, pomiędzy którymi przemieszczamy się przesuwając w lewo lub prawo. Pierwszym z nich, tym domowym, jest oczywiście wybrana przez nas tarcza zegara – dokonamy tego poprzez jej dłuższe przytrzymanie, z poziomu systemowych ustawień lub poprzez aplikację. Kolejnym (z prawej) jest podgląd na nasze tętno, zaraz za nim pogoda (u mnie zazwyczaj nie działa), a na końcu ćwiczenia (kroki, wstawanie z krzesła oraz intensywny wysiłek). Jeśli zdecydujemy się wykonać gest jeszcze raz, to zostaniemy przeniesieni na początek – zatem występuje nieskończone przewijanie.
Zaimplementowano również szybki dostęp do powiadomień i przydatnych skrótów (nie przeszkadzać, ekran włączony, znajdź mój telefon, zablokuj, ustawienia - wraz z baterią, datą i statusem połączenia bluetooth), odpowiednio poprzez wyciągnięcie panelu zza dolnej oraz górnej krawędzi. Zanim przejdziemy dalej wytłumaczę jeszcze dwie opcje, które mogą nie być do końca zrozumiałe. Tak więc „ekran włączony” umożliwia wymuszenie wygaszenia ekranu dopiero po 5 minutach od wykrycia braku aktywności, a nie od razu - co jednak ciekawe, nie działa to wraz z treningami. Niestety zabrakło przy tym opcji Always On. Z kolei "zablokuj” działa jak klasyczna blokada ekranu, tj. musimy przytrzymać przycisk „w dół” (swoją drogą, komiczne tłumaczenie) by móc ponownie wejść z nim w interakcję.
Działanie fizycznych przycisków
Na kopercie tegoż zegarka umieszczono dwa pokrętła i o ile da się je poruszyć, o tyle niczemu to nie służy. Zamiast tego zwyczajnie się je klika, by uruchomić na sztywno przypisane im opcje. Ten wyżej odpowiada za wywołanie czegoś na wzór szuflady aplikacji, skąd uzyskamy dostęp do wszystkich funkcji GT Watch – ćwiczenia, rejestr ćwiczeń, status ćwiczeń, tętno, aktywności, sen, barometr, kompas, pogoda, wiadomości, stoper, minutnik, alarm, latarka, znajdź telefon i ustawienia. Mnie osobiście rozbawiła pozycja o nazwie „latarka”, której wybranie rozświetla wyświetlacz na biało – nie muszę chyba zaznaczać, że efekt tego jest raczej mizerny. Oczywiście wykorzystać go również można do powrotu na ekran startowy. Poza tym, działa też nieco kontekstowo, tj. w trakcie treningu wstrzymuje go i wznawia.
No dobra, za co więc odpowiada ten drugi, położony nieco niżej? Ano jest on skrótem do jednej z „aplikacji”, a mianowicie „ćwiczenie”. Gdy już w niej jesteśmy, to zyskuje dodatkowe funkcje – przechodzi do aktualnie wybranego treningu, a gdy klikniemy go wtedy jeszcze raz to go rozpocznie. W trakcie jego rejestrowania za jego pomocą możemy przesuwać poszczególne karty – bo wiecie, ekrany dotykowe nie zawsze lubią się z mokrymi (czytaj spoconymi) palcami.
Obsługiwane ćwiczenia
Pierwsze co zauważymy po ich uruchomieniu, to treningi biegowe – wspominałem o nich w poprzednim wpisie, gdzie opisywałem aplikację. Co jednak ciekawe, o ile tam dostępne były 3, o tyle tutaj znajdziemy nieco więcej – podstawowy marsz / bieg (22 minuty), bieganie na spalanie tłuszczu (36 minut), spalanie tłuszczu MIIT (26 minut) oraz podstawowy MAF180 (30 minut).
Poza tymi z góry zdefiniowanymi planami mamy do wyboru 10 treningów: bieganie w terenie, bieganie na bieżni, marsz w terenie, wspinaczka, bieg przełajowy, kolarstwo, rower stacjonarny, pływanie w basenie, pływanie – wody otwarte, triathlon. Nie zapomniano przy tym o kategorii inne. Prócz tego, że można je włączyć i wyłączyć (co raczej oczywiste) dano nam też kilka opcji konfiguracyjnych. Zazwyczaj nie ma ich zbyt wiele tj. ustawienia celu, przypomnienia oraz „efekt treningu” wyświetlany na ekranie. Jednak w przypadku pływania dodano „długość basenu” i „liczbę segmentów”, a bieganie w terenie otrzymało niejakie „bieganie inteligentne”, gdzie zdefiniujemy docelowe tempo.
Ustawienia
Zawierają one raptem cztery pozycje, czyli wyświetlacz (tarcza + jasność ekranu), tryb nie przeszkadzać (można go zaplanować od – do), system (uruchom ponownie, wyłącz i zresetuj) oraz informacje (model, wersja oprogramowania i takie tam).
Kilkadziesiąt słów podsumowania
Jak już wspominałem w poprzednim wpisie, zegarek ten (czy raczej jego funkcje) można obsługiwać całkowicie niezależnie od smartphonu, co jest szczególnie przydatne w momencie posiadania „cegły”. W końcu komu by się chciało targać ze sobą worek kamieni, a tak mniej więcej zachowują się inteligentne telefony włożone w luźną kieszeń „uniformu ćwiczeniowego” – ciężkie i krępujące ruchy.
Jeśli zaś chodzi o nawigację po interfejsie, bo w sumie w ogóle tego tematu nie podjąłem, to ta odbywa się poprzez gesty + przyciski na prawej krawędzi. Listy przewijane są góra – dół, a cofnięcie do poprzedniego ekranu wykonamy przesunięciem od lewej krawędzi.
Sprawdziłem z ciekawości jak długo trwa „zimny start” tegoż zegarka – całe 35 sekund od zawibrowania do pojawienia się tarczy. Dla porównania mój Redmi Note 5 startuje w 28 – a niby Android taki niezoptymalizowany. Do tego należy dorzucić przycinanie interfejsu, choć nie wszędzie, a jedynie w niektórych jego elementach – co jest jakimś pocieszeniem (marnym, ale jednak). Czasem zdarza się i tak, że dostaję powiadomienie, po jakimś czasie kolejne, lecz wyświetla się wyłącznie to pierwsze, o czym wspominałem w „pierwszym wrażeniach”.