Akustyka, muzyka, ucho i na marginesie dekonspiracja hejtera
13.07.2018 | aktual.: 01.08.2018 13:16
Zawsze cieszą komentarze, które mogą zainspirować zarówno czytelników wortalu, jak i psychoakustyka, aby dowiedzieć się czegoś ciekawego. Tak było pod poprzednim wpisem. Jeden komentarz poruszył temat, że można regenerować słuch, co nie jest nowością, ale jest rzadko brane pod uwagę. Inny podkreśla, jak ważna jest akustyka pomieszczenia przy odtwarzaniu muzyki. W tym temacie nietrudno się pogubić i przez to wielokrotnie do niego nawiązywałem we wpisach. Nie zabrakło również komentarza z absurdem, że Dolby nie jest dla muzyki, a to rzuciło przy okazji trochę światła w czeluści logiki hejtera
Ucho. Widziałem w Dzienniku Bałtyckim tekst reklamowy o cudownej metodzie poprawy słuchu, ale zignorowałem go bez czytania. Dopiero później komentarz na blogu spowodował, że zapoznałem się z tym tekstem w gazecie. Okazało się, że to oferta ”ziółek”, z których korzystano w Ameryce przed pojawieniem się Europejczyków. Zachwalana na całej stronie gazety skuteczność preparatu pozostaje mniej istotna. Podobny tekst mógł pojawić się z nawiązaniem do starożytnych kultur w Azji i mechanicznego stymulowanie igłami do nakłuwania. Bardziej istotne jest to, że niezależnie od epoki i szerokości geograficznej umiemy korzystać z ”mechanizmów i oprogramowania” w naszym mózgu, które pozwalają na regenerację słuchu, ale jakoś o tym zapominamy.
W komentarzu pod którymś z wcześniejszych wpisów podważono sens, by osoba ze słabym słuchem inwestowała w sprzęt do odtwarzania muzyki. Zareagowałem, że słuch takiej osoby nie zmienia się w sali koncertowej i przy odtwarzaniu muzyki w domu. Jeżeli ktoś odwiedza np często filharmonię, to w domu nie chce sprzętu, który za bardzo przekłamuje to, co zostało zarejestrowane w nagraniu z sali koncertowej. Głównym żródłem nieporozumienia są teksty reklamowe, które opierają się na cyferkach z pomiarów technicznych. Urzędnicy marketingu w pogoni za ”targetem” wprowadzają go do sformatowanych w ich mózgach arkuszy kalkulacyjnych z danymi technicznymi, które służą do porównywania jakość produktów.
Pomiary nie są tak zaawansowane jak ludzki słuch. Parametry na granicy bólu, czy słyszalności mogą dobrze obrazować jakość wykonania sprzętu do odtwarzania muzyki, ale nie są tak samo istotne z perspektywy słuchu melomana. Ludzka mowa nie imponuje parametrami w wykresach, ale to przy jej odtwarzaniu mamy najlepsze możliwości wychwycić przekłamania sprzętu. Z tego powodu przy testach korzystam z nagrań z głosami, które dobrze znam prywatnie. Daje to możliwość oszacowania, jaki jest zakres zniekształcenia. Na tej podstawie łatwiej jest potem właściwie ocenić odtwarzanie innych dźwięków. Skorzystano z tego także przy tworzeniu mp3 w Fraunhofer-Gesellschaft zur Förderung der angewandten Forschung, lecz kierowano się tam innymi założeniami, dla których wyszukano maksymalną wiarygodność zapisu z muzyką.
Akustyka. Uzgodniłem kiedyś z sopocką galerią, że zaprezentuję u nich PC dostosowany na potrzeby odtwarzania muzyki. Ciekawe obrazy na ścianach tworzyły świetną atmosferę. Były też eleganckie meble i można było komfortowo usiąść, by posłuchać muzyki. Niestety pogłos w tym lokalu powodował, że prezentacja nie miała tam sensu. To stwierdzenie dotyczy przydatności marketingowej, a konkretnie oczekiwań ”targetu”. W lokalu można było tylko cicho zaprezentować jakość odtwarzania muzyki. Irytujący pogłos pojawia się dopiero przy pewnym poziome natężenia dźwięku. Prezentacja w galerii z cichym odtwarzaniem mogła być jednak odebrana negatywnie i wyjaśnianie tego było bez sensu. Oczekiwania właściwego poziomu dźwięku są całkowicie naturalne. Nie są żadną złą wolę, bo skoro chce się zaprezentować zalety dla zacisza domowego, to po co pchać się z tym na dużą przestrzeń galerii. To prosty przykład, że ”zła akustyka” to w sumie ograniczone możliwości z natężeniem odtwarzanego dźwięku. Takie uwarunkowania z pomieszczeniem poruszyłem pod koniec ubiegłego roku we wpisie o teście Audio Pro Solutions “Coax”, które są aktywnymi monitorami do studia nagrań i posłużyły, jako referencja dla odtwarzania muzyki z PC.
Pokrewny przykład mam z Dworku Sierakowskich w Sopocie. Klika razy odtwarzałem tam transmisje radiowe DAB+ w zabytkowej salce z początków XVII wieku, w której jest wspaniały piec kaflowy. Z profesjonalnym nagłośnieniem estradowym do pewnego poziomu natężenia dźwięku głos spikera brzmiał jak w studio. Był tylko słabo słyszalny przy oddalonych stolikach. Podwyższenie poziomu dźwięku dało poprawę słyszalności, ale prowadzący audycję brzmiał już, jak prezenter w małym klubie muzycznym. Różnorodne nagrania z muzyką brzmiały także, jak transmisja z kameralnego koncertu. To znaczy, że nie było wierności odtwarzania. Powodem był pogłos, który przy za dużym zwiększeniu mocy odtwarzania dawał wręcz skojarzenie z dworcem. Moc tego systemu od Box Electronics przydała się natomiast przy odtwarzaniu transmisji w ogródku Dworku.
Muzyka. Pod poprzednim wpisem pojawił się komentarz, że muzyka nie ma nic wspólnego z Atmos. Można to zrozumieć, bo nie ma jeszcze do tego dobrych aplikacji i chyba nawet stosownych nagrań. Inaczej sprawa wygląda, gdy do tego włączone zostaje Dolby. Wkład jaki Ray Milton Dolby i zbudowana wokół jego nazwiska marka ma dla nagrywania i odtwarzania muzyki trudno porównać z czymś innym. Wiosną ubiegłego roku zamieściłem wpis na ten temat, ale bez uwzględnienia ich najnowszej oferty. Ignorujący Dolby komentarz był zaskakujący, ale wyjaśnia go jego kontynuacja. Komentujący kreuje się na krytycznego eksperta. Kojarzy audiofili z eleganckim światem i chce w nim zaistnieć. Jest aktywny w wielu miejscach, gdzie bezsensowne komentarze są adekwatnie komentowane. To rozbudza agresję hejterską. Wiele wskazuje, że nie jest to odosobniony przypadek. Pasje są wspaniałym sposobem na relaks, a podszywanie się rodzi tylko frustrację.
Powiązanie muzyki z Atmos i do tego jeszcze z Ortho Acustics nie jest łatwe do zrozumienia. Chodzi o kanały ”dla akustyki”, które są przecież nowością. Kiedyś reklamowano CD-4, jako analogową kwadrofonię z niezależnymi kanałami. Nie była to do końca prawda, ale nie ma to już znaczenia. Kino domowe lepiej sobie z tym radzi. Konkretniej oferowano kwadrofonię SQ i QS, jako dodatkową informację akustyczną w analogowych nagraniach z muzyką. Tu jest nawiązanie do nowości Atmos z przewidzianymi w nim kanałami dla głośników w suficie. Jest tu w pewnym sensie kontynuacja poszukiwań, których efektem były 45 lat temu rozwiązania Ortho Acustics w ofercie Sonab. Z tego powodu wspomniałem o nich obszerniej w poprzednim wpisie, jak również o bardzo ekonomicznej wersji z instalacją w Cafe Zaścianek. Zaprezentowanie tematu w precyzyjny sposób jest niemożliwe, bo nie powstały jeszcze stosowne aplikacje. Robię teoretyczne założenia i do tego praktyczne testy, by oszacować potencjał nowej oferty Dolby. Wyciągam z tego wnioski, w których biorę pod uwagę wiele różnych aspektów użytkowania. Wspomniałem np o indywidualnym dopasowania głośników do wnętrza, a to tylko jeden z tematów.
Bardzo istotny dla wielokanałowego zapisu z muzyką był zawsze nośnik. Teraz karty pamięci pozwalają bez problemu wydawać ”płyty” wielokanałowe. Internet ”on line” nie sprawdza się równie dobrze, chociaż np kodek Opus ma takie możliwości. Niezwykle ciekawe dla melomanów staną się również karty 128 TB, bo będą mogli komfortowo pomieścić na nich swoje kolekcje nagrań.
Dobrym wprowadzeniem w temat popularyzowania nośnika z muzyką jest artykuł w onet. Na ich głównej stronie został ignorancko zaanonsowany, jako "test gramofonów, które zadowolą każdego audiofila”, a jest to tylko autorski "Ranking najciekawszych gramofonów". Na wstępie są jednak zdania o ewolucji z rozwiązania mechanicznego na elektryczno-mechaniczne, które jest nadal w CD/DVD, a nie ma go już w kartach pamięci.
Około roku 1925 zaczęto produkować pierwsze gramofony elektryczne, w oparciu o poprzedzające je modele o napędzie sprężynowym. Zastosowano w nich również wiele istotnych zmian, które wpływały na komfort użytkowania sprzętu. Zmieniły się ich gabaryty, drgania pomniejszonych igieł przetwarzane były na elektro drgania, a nacisk ramienia na płytę zelżał. Płyty winylowe, jako nośnik dźwięku, cieszyły się coraz większą popularnością, toteż był na nie stały popyt. One również ewoluowały - od tak zwanych “single play” i jednej piosenki na stronie, po pierwsze drobnorowkowe płyty długogrające, zwane po prostu “long play”.
Jeden z problemów z nośnikami do elektro-mechanicznego odtwarzania zapisu z muzyką dobrze pokazuje rozwiązanie z Nakamichi TX 1000, które ma korygować błędy przy tłoczeniu płyty. Niewiele osób zwraca jednak na to uwagę, że płyty winylowe rzadko mają dziurkę idealnie w środku.
W B&O nie brano tego także pod uwagę, chociaż wystarczyła drobna modyfikacja ich produktu, by mogli zaoferować to w bardziej przystępnej cenie od Nakamichi. Igła Moving Micro Cross 6000 z tangencjalnym ramieniem w Beogram to bardzo udany zestaw, który wyjątkowo dobrze radził sobie z odtwarzaniem muzyki zapisanej w formacie CD‑4. Optymalne wycentrowanie płyty mogło to jeszcze poprawić. Teraz taka modyfikacja Beogram może zapewnić najlepszą kopię cyfrową z nagrania kwadrofonicznego. Oryginalna taśma w studio po 4 dekadach ma już zbyt dużo "przebić" magnetycznych.