Calibre - porządek w książkach
Witam,
Przyznam szczerze, że nigdy nie byłem fanem książek w formie elektronicznej. Drukowane tomiki na półce przyjemnie wyglądają, a papier nie męczy tak oczu jak ekran. Żyjemy jednak w czasach cyfryzacji, gdzie posiadanie wirtualnych książek jest praktycznie nie do uniknięcia. Choćby niektórzy wykładowcy dostarczają e‑wersje podręczników swojego autorstwa na maile grupowe.
Aby nie szukać panicznie plików czy tworzyć ręcznie dziesiątek podfolderów postanowiłem wypróbować program o nazwie Calibre.
Otoczka
Zacząłem od odwiedzenia witryny projektu. Jest ona bardzo przyjemna wizualnie. Dużym plusem są także materiały video. Program jest multiplatformowy (zresztą, tylko o takich staram się pisać) - ma wersje na Windowsa, Maca i Linuxa. Lista wspieranych dystrybucji jest pokaźna. Użytkownicy Ubuntu niech nie zmartwią się napisem "Jaunty Jackalope" - działa u mnie na Lucidzie.
Program opiera się na Pythonie i pociągnął kilka zależności, poza tym instalacja jest standardowa.
Przy pierwszym uruchomieniu powitał mnie przyjemny kreator konfiguracji. Lista dostępnych do wyboru języków jest imponująca. Przy jednym z etapów program prosi o wybranie czytnika e‑booków, co wskazuje na istniejącą współpracę z popularnymi urządzeniami. Jako że żadnego wynalazku tego typu nie posiadam (i nie zamierzam mieć), zostawiłem zaznaczoną opcję "Default".
Przyjazne międzymordzie
Interfejs jest przejrzysty, a ikonki ładne. U góry, po prawej, znajdują się informacje o autorze programu - zajmują nieco miejsca, ale nie przeszkadzają.
Górna belka to typowe menu (domyślnie z ogromnymi ikonkami, na screenach widzicie zmniejszone). W środku mamy kolekcję książek, a na dole - informacje o wybranej pozycji.
Program domyślnie nie załadował żadnego mojego dokumentu, w związku z czym pierwszą rzeczą, którą sprawdziłem, był mechanizm dodawania książek. Zasadniczo jest on prosty, szybki i przyjemny. Brakuje nieco możliwości określenia gatunku, no i nie mogę rozszyfrować czym jest "author sort".
Być może pomógłby mi w tym tooltip dostępny po najechaniu kursorem na owo tajemnicze pole, ale tooltipy są niemożliwe do przeczytania - biała czcionka na jasnym tle. Być może jest to kwestia moich ustawień (theme Plasmy-Volatile, kolory-Dust), ale niesmak pozostaje.
Ze względu na tego buga duże przyciski w prawym, dolnym rogu okna musiałem sprawdzić empirycznie. Pierwszy od lewej otwiera przeglądarkę typu CoverFlow (o tym za chwilę), drugi dodaje po lewej pole filtrowania a trzeci daje dostęp do Zadań, czyli miejsca, gdzie widzimy np. stan pobierania elementów z menu "Pobierz aktualności" (o tym za chwilę).
Drażni nieco niedokładne pokazywanie wielkości pliku - "The Raven" w rzeczywistości zajmuje 0,3 mb , a program pokazuje 0,0 .
Showtime!
Mechanizm pobierania okładek i danych z sieci działa sprawnie. Aż się prosi o efektowne zaprezentowanie okładek, prawda? Autor przewidział to i dodał efekt CoverFlow:
Podobny do tego zastosowanego w iTunes. Niestety, jak widać na załączonym zrzucie ekranu, okładki pobierane przez program są w niskiej rozdzielczości. Na szczęście każdą okładkę możemy ręcznie podmienić na dowolny plik z HDD w edytorze metadanych danej pozycji.
W Preferencjach możemy przełączać się między dwoma trybami CoverFlow - otwieranym w nowym oknie (na screenie powyżej) lub w środku programu, tuż pod listą książek. W tym drugim trybie rozdzielczość okładek nie kłuje już tak w oczy.
Funkcjonalność uber alles
Przyznam szczerze, że program jest sporym ułatwiaczem życia. Otworzenie wybranej pozycji to tylko jedno kliknięcie przycisku "Wyświetl". Możemy konwertować pliki do innego formatu i przesyłać je na podłączone urządzenia.
Ciekawy jest przycisk "Pobierz Aktualności". Z początku myślałem, że to fantazyjnie nazwany mechanizm aktualizacji. Tymczasem jest to pobierajka artykułów z kanałów RSS. Poza dostępnymi źródłami możemy dodawać własne. Cieszy integracja z Plasmanotify. I tak jak nigdy żadnych czytników RSS nie używałem, tak tutaj może się przełamię - najciekawsze artykuły możemy łatwo zachowywać na HDD i od razu mieć je w bibliotece.
Poza typowymi formatami jak .pdf, program obsługuje także archiwa (np. .rar), HTML czy otwarte formaty (.odt) - dla każdego coś miłego.
Warto?
Nie mam wątpliwości - warto. Calibre to wirtualny odpowiednik ogromnej półki na książki i gazety, podany w przyjemnej i prostej w obsłudze formie. Już nie musicie ręcznie porządkowywać e‑booków, odpalać oddzielnego programu do RSS czy używać skomplikowanych konwerterów - Calibre ma wszystko w jednym miejscu. Wad praktycznie nie znalazłem.
Jeżeli znacie podobne, multiplatformowe aplikacje, podzielcie się w komentarzach :)
P.S. Przepraszam za skromną kolekcję e‑booków i w związku z tym brak rzetelnych testów szukajki, ale jak już mówiłem, gustuję raczej w formie drukowanej, a piracić nie zamierzam.