SAO - luźne przemyślenia
Zdecydowana większość anime zawierających sceny akcji opiera się na czymś więcej niż realne możliwości uszkodzenia przeciwnika. Najzwyklejsze ciosy, kopniaki i pistolety nie mogą równać się z przepakowanymi technikami specjalnymi. Aby jakoś to wszystko trzymało się kupy, autorzy raczą widzów jakimś wyjaśnieniem, skąd właściwie te wszystkie supermoce i czemu bohaterowie umieją latać.
Motyw technologii przewija się wielokrotnie, począwszy od wielkich mechów, a na GiTSowych sztucznych ciałach i cybermózgach skończywszy. Niedawno spotkałem się jednak z czymś znacznie bardziej bezpośrednim i mniej wyrafinowanym - Sword Art Online.
Seria liczy 25 odcinków i jest, ni mniej ni więcej, ekranizacją wymyślonego MMO. Sceny dziejące się w prawdziwym świecie (określanym tam jako...RL, Real Life) łącznie zajmują około 10% czasu antenowego. Ciekawe jest w niej to, że pisząc 'ekanizacja MMO' mam to na myśli w 100%.
Gra to li czy nie?
Rzucenie 'to wszystko dzieje się w grze MMO' to wybieg wręcz bezczelnie prosty, bo jakby nie patrzeć, widzieliśmy w grach już prawie wszystko i naprawdę ciężko nas zaskoczyć. Tym samym twórcy zyskali alibi na wsadzanie tego, co im tylko umysły podsuną. Nie trzeba też było trudzić się z wymyślaniem specyficznego dla uniwersum słownictwa - użyto po prostu...slangu widzianego na czacie każdej gry wieloosobowej. Playerzy chodzą po dungeonach uformowani w party i farmują mobki oraz bossów aby podbić skille oraz zbierać dropy. Wystrzegają się niebezpiecznych spadków HP i PK.
Połączenie z RL odbywa się w kolejny banalny sposób - jednemu z adminów odwaliło i uwięził wszystkich, w dodatku łącząc życie w grze z prawdziwym (gracza coś zabija=jego hełm do wirtualnej rzeczywistości razi umysł mikrofalami i zgon). A, i nikt nie może się wylogować.
Człowiek nie zna ograniczeń...
...I wszystko potrafi zepsuć. Mimo tak dobrego motywu twórcom udało się zaprzepaścić leżący w nim potencjał. Po pierwsze, leży chronologia. Cała gra składa się ze 100 leveli, bohaterowie jednak podróżują ciągle wstecz i zaliczają je nie po kolei. W efekcie powstają takie paradoksy, że jednym z punktów kulminacyjnych jest walka z bossem, którego można by pominąć, bowiem bohaterowie byli wcześniej na wyższych poziomach. Dropy dropami, ale jeżeli serio traktujemy motyw z połączeniem życia wirtualnego i prawdziwego, to zabijanie dodatkowych bossów wygląda dziwacznie.
Po drugie, zaprzepaszczono potencjał na budowanie napięcia. W grach zawsze mamy jakąś metrykę oceny mocy przedmiotu, potwora czy też postaci. Widzimy level bossa albo statystyki przedmiotów. Niestety, w SAO główny bohater (nawiasem pisząc, przekoksowany na maksa) niemal cały czas konsekwentnie używa miecza będącego...dropem z bossa lvl 50. W pewnym momencie pokazane jest, że sam bohater ma poziom 98, czyli używa miecza 'za małego' o 48 poziomów!
Szeregowych potworów praktycznie nie widzimy (jeden jaszczur, jeden szkielet i jeden wilk), samych bossów pokazano kilku i chociaż walki były świetne, to zabrakło tego shonenowego rzucenia 'Ohmigawd, jego poziom to over 9 miliooooooon'.
Katastrofą są wątki miłosne i relacje między bohaterami. Przyjaźń i miłość pokazane są dokładnie tak, jak określił by je każdy ośmiolatek. Z zaburzeniami emocjonalnymi.
Praca kamery wygląda często tak:
Albo tak
Ale najgorsze i zarazem najciekawsze jest co innego.
Realizm jest czy nie?
Przy całej fajności scen akcji i płytkości uczuć bohaterów SAO implikuje bardzo ciekawe pytanie. Czy i w jaki stopniu wydarzenia przedstawione mogą lub będą mogły się wydarzyć?
To już nie taki poziom abstrakcji i zgadywania jak GiTS czy mechy. Gry MMO RPG są na rynku, w samego WoWa gra dużo więcej ludzi niż wynosi cała populacja Estonii. Oczywiście nie dysponujemy jeszcze tak zaawansowanymi rzeczywistościami wirtualnymi dostępnymi dla każdego, ale powiedzmy że to jest możliwe.
Tyle tylko, że aspekt samej technologii to jedno, a jej otoczki społecznej to drugie. Moja opinia jest taka: wydarzenia z SAO nie mają szans ziścić się mimo tego, że wszystkie klocki techniczne będą niedługo gotowe i dostępne.
Aby to wyjaśnić, muszę lekko uchylić rąbka fabuły. Spokojnie, postaram się za wiele nie spoilerować.
Zacznijmy od tego, co już wspomniałem:
'Połączenie z RL odbywa się w kolejny banalny sposób - jednemu z adminów odwaliło i uwięził wszystkich, w dodatku łącząc życie w grze z prawdziwym (gracza coś zabija=jego hełm do wirtualnej rzeczywistości razi umysł mikrofalami i zgon). A, i nikt nie może się wylogować.'
Brzmi prawdopodobnie? Owszem, bo jest. Rzecz w tym, co to implikuje. Bardzo wyraźnie pokazane jest, że wszyscy poza grą wiedzą co się stało. Widz dowiaduje się również, że tytułowa gra stoi na serwerach tak jak dzisiejsze MMO eRPeGi. Pierwszy problem logiczny - ktoś na pewno szukał by tegoż admina w rzeczywistości. Nie wiem jak Wy, ale ja uważam że pojedyńczy naukowiec z serwerownią na karku długo ukrywać się nie może. Tymczasem SAO trwa lata (na pewno ponad dwa)!
Mało tego, kiedy w połowie serii zdarza się przewrót o 180 stopni, serwery przejmuje agencja rządowa a SAO zostaje zakończone. W incydencie z poprzednim wykorzystaniem tej technologii zginęło około 2000 osób. I co? Owa agencja oddaje całą władzę w ręce pojedyńczej osoby i, uwaga, wypuszcza klona SAO na tych samych serwerach i swobodnie sprzedaje to jako grę, zasłaniając się samym 'improved security'. I ludzie to kupują, podłączają się tymi samymi hełmami i nie widzą w tym żadnego problemu. Znieczulica społeczna i brak instynktu samozachowawczego w wersji Master. Siostra głównego bohatera tuż po tym, jak spędza on 2 lata zamknięty w grze w stanie fizycznym 'warzywo' loguje się do tej nowej gry bo jej się nudzi. Some people never learn.
Potraficie sobie wyobrazić, że np. WoW podpięty pod ludzki mózg zabija 2000 ludzi i zostaje zamknięty, a miesiąc później wychodzi Grounds of Warcraft i wszyscy go kupują bo to fajna gra jest, a nikt się nie przejmuje że wygląda to tak samo, stoi to na tych samych serwerach i używa tych samych połączeń z ludzkim mózgiem?
Ostatnia rzecz jest stricte biologiczna i nieco poboczna. W SAO występuje jedzenie, ale pierwszy odcinek dosyć wyraźnie zaznacza, że ono oddziałowuje tylko na podpięty pod grę umysł zabijając wyłącznie samo uczucie głodu. Dowiadujemy się także, że graczy podpiętych do serwerów bez możliwości wylogowania się przewieziono do szpitali po miesiącu czy tam dwóch tygodniach. Oznacza to, że bez żadnego jedzenia ani picia organizmy niewytrenowanych nastolatków przeżyły co najmniej dwukrotność tego, ile powinny. Przy absolutnym braku wody i pożywienia człowiek nie pociągnie dłużej niż tydzień.
Tragedii nie będzie
Jeżeli ktoś oglądając Sword Art Online albo czytając zarys fabuły (choćby i tutaj) pomyślał choćby przez chwilę coś w stylu 'Technologia niesie ze sobą zagrożenia', to OK. Jeżeli jednak tenże ktoś uznaje scenariusz SAO za możliwy w naszym kochanym, namacalnym świecie to powinien się odprężyć i przestać martwić, bowiem aż tak źle nie będzie. Może i ryzyko wzrośnie, może i nadal będą maniacy i cyberterroryści, może i będą ofiary eksperymentów z podłączaniem ludzi wprost do Sieci, ale ufam, że jedno zostanie chociaż w jednostkach jeśli nie w ogóle - zdrowy rozsądek.