Jak to pracownicy Orange rozkopali mi ogródek
Od sierpnia ubiegłego roku korzystam z internetu stacjonarnego Orange. Prędkość jaką zapewnia operator w umowie to od 1024 kb/s do 10240 kb/s czyli ma bardzo spore widełki, w których musi się zmieścić. Po kilku tygodniach zaczęły pojawiać się problemy z dostępem do usługi i paradoksalnie najszybszym i najskuteczniejszym sposobem na zgłaszanie problemów była aplikacja na facebooku.
Dlatego najskuteczniejszym, bo przyjeżdżali pracownicy Orange sprawdzali czy jest wszystko dobrze, restartowali sieć i Internet wracał. Oczywiście uszkodzenie musiałem zgłaszać poprzez internet w smartfonie. Po kilku tak samo wyglądających interwencjach nastała zima, a prędkość unormowała się pomiędzy 6, a 8 Mb/s. Jednak przyszła wiosna i zaczęły się ponowne problemy, tym razem zamiast całkowitego braku internetu pojawiły się spadki prędkości. Gdy szybkość internetu spadła poniżej poziomu określonego w umowie, znowu zgłaszałem problem, a pracownicy dalej odprawiali swój rytuał - przyjść, sprawdzić kabel w domu, zrestartować, do widzenia. Jednak pewnego dnia w lipcu przyjechała inna ekipa - prawdopodobnie z innej zmiany niż dotychczas przyjeżdżali i znacznie bardziej się zainteresowali.
Jak się okazało, gdy powstawało osiedle domków jednorodzinnych, na którym mieszkam (każdy budował sobie, nie że jakieś bliźniaki) to kabel telefoniczny został puszczony wzdłuż drogi i to tyle, a żeby mieć telefon to już każdy z mieszkańców musiał się martwić sam - to było jakieś... 19 lat temu (mnie jeszcze nie było =P).
Mieszkańcy pociągnęli kabel z jednej studzienki oraz z drugiej i takim sposobem powstała prowizoryczna sieć wraz z małymi studzienkami na posesjach mieszkańców. Oczywiście ówczesna Telekomunikacja Polska później jeszcze pobierała opłaty za telefon, który działał po części na kablach mieszkańców, oraz dzięki ich ciężkiej pracy.
Pracownicy Orange nie mając w ogóle dokumentacji technicznej musieli pytać poszczególnych sąsiadów, dokąd biegnie kabel który ma swoje zakończenie w mojej piwnicy. Po kilku minutach panowie dotarli do studzienki, która była ukryta pod trawnikiem sąsiada, odkopali i ukazały się wszystkie kable. Pracownicy stwierdzili, że mój kabel jest... cały mokry. W końcu nie ma się co dziwić - prowizorka przez tyle lat. Zamknęli studzienkę, zrestartowali połączenie i powiedzieli, że zamówią wszystko, co potrzeba do naprawy i wkrótce przyjadą.
Jednak nie przyjechali, a końcem sierpnia prędkość ponownie spadła poniżej 1024 kb/s. Jednak z racji nowego roku szkolnego, nowej szkoły i innych spraw dopiero 10 września zgłosiłem uszkodzenie. Tym razem pracownicy Orange nie pojawili się na drugi dzień; po wymianie maili z Pomocą Orange dostałem informację, że usterka zostanie naprawiona do 30 września. Podczas, gdy byłem w szkole przyjechał pracownik z Orange, po rozmowie z jednym z domowników wykopał dół obok domu w miejscu gdzie mamy kabel telefoniczny. Następnie stwierdził, że rura, która biegnie ode mnie do sąsiada jest zbyt wąska na nowy kabel. Zanim pojechał to zawiadomił, że zajmą się tym pracownicy Orange z Rzeszowa... Gdy to usłyszałem bardzo się zdziwiłem, bo przecież po co w mieście na miejscu są pracownicy Orange, skoro do wymiany kabla potrzeba wzywać wsparcie aż ze stolicy województwa.
Wspomniany pracownik pojawił się po ponad dwóch tygodniach od zgłoszenia, a pracownicy z Rzeszowa przyjechali (wczoraj) 1 października. Akurat w domu nikogo nie było, a gdy jeden z domowników przyjechał to zastał kilku pracowników Orange, którzy przekopali pół ogródka oraz później jeszcze kilku, którzy dowozili materiały. Jak się okazało ogromny dół przed schodami, które prowadzą do drzwi wejściowych w ogóle nie był potrzebny. Trefny kabel został usunięty i zastąpiony nowym, a rura pozostała w tym samym miejscu.
Takim sposobem Orange (chyba) zlikwidowało u mnie problem z dostępem do sieci. Od kolejnej faktury mają zostać odliczone dni od momentu zgłoszenia czyli 10 września do czasu naprawienia usterki (1 października). Natomiast do studzienki u sąsiada mają jeszcze zaglądnąć pracownicy Orange z mojego miasta, żeby założyć puszkę i bardziej uporządkować kable.
Aktualnie po naprawie mam 4 Mb/s co jest zgodne z umową, jednak liczę na to, że prędkość wzrośnie do 6‑8 Mb/s tak jak to wcześniej bywało. Przynajmniej prędkość wysyłania jest w miarę stabilna i prawie wcale się nie zmienia aktualnie jest to dokładnie 1187 kb/s. Oczywiście chciałbym więcej ale jak nie ma możliwości to nic nie poradzę. Przynajmniej wiem ile godzin będzie mi się wysyłać filmik w FullHD na YouTube. Pozdrawiam, Banan =)