Miętowy przewodnik
26.04.2016 | aktual.: 27.04.2016 12:58
Każdy kto zaczynał przygodę z informatyką jeszcze zaledwie te kilkanaście lat temu, na pewno trafił na przynajmniej jednego nawiedzonego „ewangelistę Linuksa”, który próbował każdemu fanatycznie instalować dzieło pana Torvaldsa i społeczności optymistów, by zaraz potem po wysłuchaniu peanów na cześć Pingwina, zderzył się z nim jako namiastką wygodnego systemu na biurko.
A może po prostu dopiero wspinałem się po „Piramidzie Użyszkodników ” i Linux zwyczajnie mnie przerósł? Pamiętam, że był barierą tak wielką, że zwyczajnie zraziłem się do niego na długie lata, po to by w kolejnych raz za razem odbijać się i wracać na tego nieszczęsnego Windowsa XP. Większość ofiar wolnościowej propagandy prędzej czy później dotykał jakiś problem, z którym musieli sobie radzić studiując księgi na „przyjaznych” forach, z równie „przyjaznymi” użytkownikami… Ale skoro tak, czy nie jest to dowodem na to, że Linux nie był systemem dla desktopu? A może byłem zaimpregnowany Windowsem i stąd wszystko co inne-nowe było wrogiem dobrego? W szkole mieliśmy Jabłka przypominające z wyglądu żelazko i pomimo starań nauczycielki i tak graliśmy na nim tylko w shootery i rozbieraliśmy mangowe niewiasty w KISS - więc raczej nie.
A jak jest dzisiaj? Nieodżałowany przez wielu Windows XP został bez (i tak bezużytecznego) wsparcia, to samo niedługo czeka moją ulubioną pośród okien Siódemkę. Dla niektórych jest to argument wystarczający aby rozejrzeć się za alternatywą, ale taką którą nie jest ani terakota Microsoftu, ani nawet rezerwat Apple. Są jeszcze chromowany Google i jego androidowe alter ego – oba równie niepoważne. Czy więc dystrybucje Linuksowe roku Pańskiego 2016 nadają się już do używania na co dzień? Moim zdaniem… zwykle tak. ;) Dowodem na to niechaj będzie Linux Mint ze środowiskiem Cinnamon, który postaram się odpowiednio przybliżyć, a jednocześnie nie dublować „Impregnacji Mózgu ”. Przewodnik kieruję w stronę początkujących użytkowników z nawykami Windows.
Dlaczego akurat Cynamonowa Mięta ? Dlatego, że jest „wszystkomająca”, czyli przeładowana zbędnym oprogramowaniem, które w pewnym momencie może okazać się jednak niezbędnym. ;) Nie straszy wyglądem, czyli posiada całkiem przyjemne dla oka gradienty i ikony stylizowane na realistyczne (ale jak ktoś lubi to w nadchodzącym Mint 18 mają być także dostępne płaskie i krzykliwe abominacje ). Opiera się na Ubuntowym LTS, czyli trudniej o wywrotkę niż na rolling release. A do tego jest bezobsługowa, pod pojęciem czego rozumiem naprawdę okazyjne zaglądanie do Terminala, którego boją się wszyscy „windziarze” jak diabeł wody święconej.
Pomimo bardzo gorzkiego wstępu, oświadczam że ja naprawdę lubię Linuksa i szanuję niezliczoną ilość godzin, które wkładają w niego ludzie dobrej woli z całego świata – oczywiście używam na co dzień.
Sterowniki
Aby oszczędzić sobie rozczarowań, najlepiej przetestować dystrybucję w trybie LiveCD/DVD/USB – szczególnie pod kątem sterowników, tak wbudowanych już w jądro jak i ewentualnych z repozytoriów lub stron producenta. Najczęściej wszystko po prostu działa bez dodatkowych czynności ze strony użytkownika, ale bywa i tak że trzeba się namordować lub nawet tak, że nie działa i działać nie będzie nigdy. ;)
Gry
Pomimo wielu, całkiem znośnych gier homebrew (np. Frozen Bubble, Tux Racer czy Hedgewars), tak zwany prawdziwy gracz nie ma czego szukać na Linuksie. Na Steam biblioteka gier wciąż jest (i raczej będzie) namiastką tego co dostępne jest na Windows zaś na Wine kompatybilność nigdy nie sięgnie 100%.
Biurko tradycyjne
Cynamon należy do grupy środowisk graficznych, które hołdują tradycji, bez udziwnień i bez rozwiązań przyjaznych pod ekrany dotykowe. Znajdziesz w nim więc pasek z podziałem na trzy strony: lewą, środkową wyrównywaną do lewej i prawą. Wszędzie można umieszczać specjalne programy, które cały czas działają w tle (zwane apletami) i oczywiście programy okienkowe jak w każdym innym środowisku. Każdy aplet można umieszczać w dowolnym miejscu, w dowolnej kolejności, można też każdy wyłączyć lub całkowicie usunąć. Dzięki temu użytkownik ma pełną swobodę co i gdzie znajdzie się na pasku, szczególnie że jest sporo apletów społeczności, czekających na ściągnięcie i przetestowanie w przyjaznym menu (wyświetlanie temperatur, aktualnego IP, pracę dysków, stoper, alarm etc.).
Domyślny wygląd pulpitu (po lewej) i pulpit zmodyfikowany (po prawej).
Klikając prawym przyciskiem myszy na wolnej przestrzeni, na pasku, wywołane zostanie małe menu, spod którego możesz przejść do wszystkich ustawień systemu, apletów, skórek, panelu i przełączyć się w tryb edycji, który umożliwi przesuwanie elementów na pasku (i w taki sam sposób się go wyłącza).
Aplety można dodawać („Dodaj do panelu”), usuwać i fizycznie usuwać (pod ppm), można je też pobierać z poziomu menu wprost z repozytorium.
Pierwsze co polecam zrobić to zastąpić domyślny „Mint Menu” apletem „MyLauncher ”.
Większość programistów przypisuje swoje programy do kategorii do których nie powinny należeć lub nawet kilku kategorii, czego efektem jest bałagan we wszystkich apletach-menu, które automatycznie zaczytują elementy z "/usr/share/applications/". Na domiar złego „Mint Menu” jest wolny, pełen błędów i o ile działa ukrywanie programów to już przeniesienie do innej kategorii skutkuje usunięciem pliku konfiguracyjnego… Dlatego zalecam menu zbudować sobie samemu dzięki ww. apletowi. Brzmi strasznie, ale w praktyce to po prostu kliknięcie ppm na „MyLauncher”, wybranie opcji „Edit launcher menu”, wpisanie wyświetlanej nazwy i ścieżki do pliku wykonywalnego lub aktywatora.
Po lewej: własne menu. Po prawej: opcje apletu dostępne pod prawym przyciskiem myszy.
Podobnie jest z motywami. Niestety ramki okien, ikony, elementy sterujące i kursory myszy trzeba sobie dograć samemu (wrzucając do "$home/.themes/<nazwa motywu>/"). Zmiany są automatycznie zapisywane.
Ustawienia systemu pogrupowane są w logiczne kategorie i w przeciwieństwie do np. Windowsa nie są rozbite na kwadryliony kreatorów i zakopanych Bóg raczy wiedzieć gdzie, menu. Nie potrzeba też grzebać ręcznie w docnf, ani używać dodatkowych programów jak np. w przypadku Unity. Podejrzewam, że wszystkie potrzebne ci opcje znajdziesz w GUI.
Oczywiście nie mam zamiaru przedstawiać ci wszystkich – jest ich za dużo i są na tyle jasno opisane, że nie powinieneś mieć z tym problemu. Z ciekawszych mogę wymienić np. dopisywanie własnych aplikacji, które będą uruchamiać się zaraz po zalogowaniu użytkownika (odpada więc konieczność grzebania w skryptach startowych jeśli program nie musi być niezależny od profilu). Jest to odpowiednik np. folderu autostart w Windows, tyle że obudowany w GUI.
Jeśli podoba ci się trójwymiarowe zestawienie okien do szybkiego przełączania się pomiędzy nimi spod przycisków Alt+Tab w Windows, to możesz ustawić sobie podobną animację w Cinnamon.
Niestety pakiety językowe dla Polski są niekompletne i trzeba je dograć z repozytorium (a przynajmniej tak jest w Linux Mint 17.3). W tym celu przejdź do opcji „Język” i kliknij w „Zainstaluj / usuń języki...”. Wybierz „Polish, Poland UTF‑8” i wciśnij „Zainstaluj pakiety językowe”.
Manager plików Nemo
Nemo jest domyślnym managerem plików, opartym na starym Nautilusie (to akurat zaleta widząc jak ekipa Gnome go wykastrowała). Według mnie jest najlepszym programem tego typu w Linuksach, zaraz obok Dolphina z KDE. Jako że jest to kluczowy element każdego systemu operacyjnego, poświęcę mu najwięcej uwagi.
Na początek polecam od razu przejść do opcji (na powyższym obrazku cały pasek z menu jest wyłączony, ale domyślnie znajdziesz tam m.in. właśnie opcje programu) i włączyć możliwie wszystkie przyciski. Jeśli często używasz managera plików to z pewnością przydadzą się nie raz.
Od lewej: strzałki lewo/prawo posiadają taką samą funkcję jak w przeglądarkach internetowych, strzałka w górę przenosi do katalogu poziom wyżej, pętla odświeża zawartość (można użyć też F5), domek teleportuje do katalogu użytkownika, komputer do katalogu głównego.
Dalej znajduje się pasek ze ścieżką – domyślnie jest „klikalny”, ale kolejnym przyciskiem ze strzałką można zamienić go na „edycyjny” (mało wygodne, w Windows jest to znacznie lepiej rozwiązane). Następna ikonka odpowiada za uruchomienie Terminalu od razu w miejscu, które aktualnie przeglądasz. Lupa, standardowo, umożliwia przeszukiwanie zawartości komputera.
Ostatnie trzy ikony to tryby wyświetlania elementów: ikony (jak na rycinie wyżej), lista szczegółowa-drzewiasta i tryb kompaktowy czyli zwykła lista z samymi nazwami plików i folderów (moim zdaniem najprzydatniejsza).
Na dolnym pasku, pierwsze dwie ikony służą do zmiany widoku w panelu bocznym managera plików: zwykły lub drzewiasty. Trzecia ikona odpowiada za jego ukrywanie. Zaś suwak służy do zmiany wielkości ikon lub miniatur plików graficznych.
W panelu bocznym znaleźć można skróty do katalogu domowego użytkownika, podkatalogów odpowiadających za pulpit, pobrane, muzyka, filmy itd. (pousuwałem ;)), katalogu głównego i śmietnika. Użytkownik może dodać też własne lokalizacje (nie tylko lokalne), które pojawią się pod szyldem „Zakładki”. Niżej są „Urządzenia” gdzie listowane są wszystkie rozpoznane partycje (nawet te niewpisane do „/etc/fstab”) na wszystkich podłączonych pamięciach masowych, skąd można je jednym kliknięciem zamontować lub odmontować. Na samym dole jest „Śieć” pod którą znajdziesz znalezione np. „samby”. Cały panel przypomina ten z Windows, jest jednak od niego znacznie mniej zaborczy (wszystkie elementy można ukrywać, usuwać, zmieniać im nazwy).
Jak w każdym managerze plików, wciskając kombinację Ctrl+H (można też wyklikać w menu) ukrywa się bądź pokazuje ukryte pliki. W Windows w systemie plików FAT‑opodobnych i NTFS, odpowiada za to atrybut pliku, w *niksowych jak np. EXT4 czegoś takiego nie ma i pliki lub foldery, które użytkownik chce ukryć przed sobą muszą mieć nazwy zaczynające się kropką.
Rzeczą szalenie wygodną, którą można znaleźć w każdym szanującym się managerze plików jest możliwość zarządzania zawartością na kartach. Niektórzy zamiast nich wolą dwie instancje zkafelkowane do przeciwległych boków (co działa również w Cinnamon tak jak na Windows), ale moim zdaniem karty mają tę przewagę, że można schować lub wywołać jedno okno, zamiast klikać sto razy w każde z osobna. Jeśli używa się dwóch to jeszcze wygodniej jest podzielić okno na dwie części (F3). Można także korzystać z obu rozwiązań równolegle, w każdym ustawiając np. inny widok.
Do Nemo powstało także szereg dodatków jak choćby integracja z Dropbox (nemo-dropbox), dodatkowa zakładka we właściwościach pliku na wzór świetnego HashTab (nemo-gtkhash), porównywarka plików Meld (nemo-meld) czy Furious ISO Mount do łatwego montowania obrazów partycji i płyt (czyli bez pałowania się w linii poleceń z kpartx czy jeszcze gorzej loop ;)).
Managery plików na Linuksa automatycznie rozpoznają typ pliku nie po jego rozszerzeniu, a po nagłówku. Ma to swoje plusy i minusy. Do zalet na pewno można zaliczyć to, że niezależnie od nazwy, plik otworzy się w skojarzonym programie, pliki tekstowe w ikonach zawierają część treści, do tego niemożliwym staje się tak jak na Windows, aby plik wykonywalny mógł podszyć się pod np. PDF (także ze względu na pokazywanie rozszerzeń, system atrybutów/uprawnień i brak ikon wewnątrz ELF). Wadą za to jest to, że np. MAFF który jest tak naprawdę ZIPem, nie otworzy się automatycznie w Firefoksie, ponieważ wszystkie archiwa kojarzy FileRoller i trzeba posłużyć się „Otwórz za pomocą” z poziomu menu kontekstowego.
Czasami użytkownik chcąc uruchomić skrypt lub program z bibliotekami linkowanymi statycznie, który nie znajduje się w repozytorium, musi uprzednio nadać mu atrybut wykonywalny. W Linuksie wykonywalne pliki nie są wykonywalnymi z powodu samej nazwy rozszerzenia jak w Windows (mogą nazywać się *.sh czy *.elf, ale nie sprawi to, że system pozwoli je uruchomić). We wszystkich poradnikach zawsze odsyłają do Terminalu, gdzie trzeba wklepać ścieżkę do owego pliku i użyć chmod. Zapewne dlatego, że to zadziała zawsze tak samo we wszystkich dystrybucjach i środowiskach graficznych, ale w dzisiejszych czasach z powodzeniem można to zrobić w GUI, we właściwościach pliku.
Menu kontekstowe jest podobne jak w każdym innym systemie operacyjnym i warto wspomnieć jedynie o dwóch ciekawych opcjach: „Otwórz jako administrator” i „Skrypty”.
Otworzenie folderu jako administrator (czyli root) skutkuje uruchomieniem nowej instancji Nemo, z czerwonym paskiem informującym o podwyższonych uprawnieniach. Dzięki temu nie tylko można dokonywać zmian poza "$home", ale także wszystkie pliki będą się otwierać w skojarzonych programach również na prawach roota.
Druga warta wspomnienia opcja to możliwość wykonania dowolnego skryptu powłoki tekstowej. Działa to na tej samej zasadzie jak przypięcie *.bat do menu kontekstowego w Windows – z tą jednak różnicą, że bash daje znacznie większe możliwości i nie trzeba grzebać w rejestrze bo wszystkie skrypty zaczytywane są po prostu z folderu "$home/.local/share/nemo/scripts/" z nazwą taką jak nazwa pliku. Można więc sobie przypiąć automatyczną zmianę nazw plików z małych na duże litery i vice versa, szyfrowanie/deszyfrowanie GPG, montowanie zaszyfrowanych wolumenów, konwersję wszystkich plików *.png na np. *.jpg, a do tego o rozdzielczości połowę mniejszej etc. Ograniczeniem jest wyłącznie wyobraźnia i znajomość składni.
Dom
Katalog "/home/<nazwa użytkownika>/" pełni podobną rolę co folder użytkownika w Windows. To tutaj znajdują się ustawienia systemu, programów i ewentualnie ich cache. Warto więc ją sobie wydzielić już podczas instalacji jako osobną partycję, ponieważ wszystkie ustawienia są przenośne, rozpozna i zaadoptuje je dowolna dystrybucja Linuksa i dowolne środowisko graficzne (z kilkoma wyjątkami, ale te zawsze można przenieść lub zmienić im nazwę na wymagane).
Po ukazaniu się ukrytych plików i folderów, oczom użytkownika ukaże się panujący tutaj chaos, ponieważ nie ma obowiązkowego standardu nazewnictwa i sztywnych lokalizacji. Więc jak mówi stare porzekadło: „każdy wuj na swój strój” i „hulaj dusza piekła nie ma”. ;)
.cinnamon/configs/
Legowisko ustawień pobranych apletów. Nie wszyscy twórcy się do tego stosują, np. „MyLauncher” przechowuje menu użytkownika w swoim folderze.
.config/
Miejsce docelowe na wszystkie ustawienia programów. Niestety nie wszyscy się do tego stosują i część deweloperów przechowuje ustawienia swoich aplikacji poza tym folderem jak np. Firefox w ".mozilla/", a nawet zagrzebane gdzieś w ".local/share/".
.fonts/
Jak sama nazwa wskazuje, miejsce na czcionki (m.in. TTF i OTF) które będą automatycznie wczytywane przez wszystkie programy.
.icons/
Również jak sama nazwa wskazuje, jest to miejsce przeznaczone na zestawy ikon i kursorów.
.sounds/
To już mój wymysł, gdzie trzymam własne dźwięki systemowe, ponieważ oryginalne nie przypadły mi do gustu.
.themes/
Miejsce na motywy dekoracji okien, środowiska graficznego itp.
.local/share/cinnamon/
Tutaj Cinnamon pobiera i przechowuje aplety (folder "applets"), desklety na wzór gadżetów pulpitu z Windows (folder "desklets"), rozszerzenia jak np. „Wobbly Windows ” który „gumieje okna” (folder "extensions") i "search_providers", który nie wiem do czego służy. ;)
.local/share/nemo/
Stąd Nemo wczytuje akcje (folder "actions") i skrypty (folder "scripts").
.wine/drive_c/
Katalog w którym Wine przechowuje zainstalowane programy. Można oczywiście także samemu wrzucić tutaj wersję portable jakiejś aplikacji.
Aktualizacje
W przeciwieństwie do Windows, aktualizacje w Linuksie to bajka. Nie wymagają restartu (o ile nie aktualizujesz jądra), cały czas można korzystać z komputera i pobierają się krócej (ponieważ są to patche delta). Paczki kategoryzowane są na stopnień ryzyka od 1 do 5 i użytkownik może wybrać które konkretnie chce pobrać lub do którego stopnia, unikając w ten sposób niepotrzebnych lub ryzykownych (niesprawdzonych).
Aliasy
Przychodzi taki czas kiedy trzeba użyć linii poleceń. Po pewnym czasie każdy odkryje, że są czynności, które wykonuje się i prościej i szybciej właśnie w Terminalu. A już szczególnie wtedy kiedy ma się przygotowany zestaw aliasów, czyli skróconych komend wymyślonych przez użytkownika.
Na przykład aby pobrać i zainstalować program za pomocą apt‑get trzeba żmudnie wklepać: "apt-get install". Możesz to sobie skrócić jeśli otworzysz plik ".bashrc" i zrobisz alias inst='apt-get install'. Wówczas wystarczy wpisać np. "inst firefox", aby „gnome-terminal” zrozumiał to jako "apt-get install firefox". Musisz jedynie uważać na to aby nie zdublować nazw programów już obecnych w systemie, czyli np. nie możesz zrobić aliasu "dd", ponieważ wywołasz program dd, a nie alias.
Oprogramowanie
Aplikacje na Linuksa najlepiej pobierać z oficjalnych repozytoriów. Najszybciej i najwygodniej jest za pomocą Terminalu, ale jeśli masz mocne nerwy to możesz wyszukiwać i instalować programy za pomocą tzw. „Managera Oprogramowania”, który jest potwornie ślamazarny. ;)
W repozytoriach (i czasami poza) znajdują się programy wyłącznie darmowe i otwarto źródłowe – czyli jak można przypuszczać tylko garstka do czegoś się nadaje. Większość gier i programów użytkowych jest tak marnej jakości, że jestem pełen podziwu dla armii ludzi zajmujących się paczkowaniem. Oczywiście narzekam jedynie na te z GUI, ponieważ konsolowe są bardzo dobre (i nie wymieniam ich na liście, a więc bez dmcrypt, ddrescue, tree itp.). Skoro jest jakaś większość, to znaczy że nie wszystkie - i pośród nich można znaleźć prawdziwe perełki takie jak np. Blender czy DarkTable, które z powodzeniem mogą konkurować z komercyjnymi odpowiednikami. Podejrzewam, że o wszystkich flagowych programach już słyszałeś, dlatego ograniczę się jedynie do krótkiej listy tego co wpadło mi w oko:
- Przeglądarki internetowe: Chromium, Firefox
- Klient poczty: Thunderbird
- Klient IRC: HexChat
- Klient FTP: FileZilla
- Klient Torrent: Transmission
- Komunikatory: Pidgin, Kadu
- Odtwarzacz filmów: VLC
- Odtwarzacze muzyki: Amarok, Banshee, DeaDBeef
- Odtwarzacz… dźwięków otoczenia: ANoise
- Pakiet biurowy: LibreOffice
- Przeglądarki PDF: Evince, Firefox
- Prosty edytor tekstowy: gedit
- Edytor grafiki trójwymiarowej: Blender
- Edytor grafiki wektorowej: InkScape
- Edytory grafiki rastrowej: Gimp, MyPaint, Krita
- Ciemnia: DarkTable
- Katalogowanie zdjęć: Podobno dobry jest digiKam
- Edytor wideo: nic co by nadawało się do użytku...
- Edytor audio: powiedzmy, że Audacity
- Edytor heksadecymalny: od biedy Bless Hex Editor
- Nagrywanie płyt (nakładki): Brasero, K3b
- Manager pamięci masowej: GParted
- Kontrola S.M.A.R.T. GSmart Control Tools
- Kalkulator: Gnome Calculator
- Podgląd z kamery: Cheese
- Program do wykonywania zrzutów ekranu: Gnome Screenshot
- Dock: Cairo-Dock, Plank
- Gadżeciarz pulpitu: Conky
- Szyfranci: ;) TrueCrypt, VeraCrypt
- Wirtualizatory: QEmu, Virtualbox
- Emulatory konsol: FS-UAE, Higan, Kega Fusion
- Odkurzacz: BleachBit
Kilka z powyższych ma swój rodowód lub przynajmniej raz lepszy, a raz gorszy port na Windows, a kilka powinieneś kojarzyć z tzw. rescue media.
Jeśli nie boisz się komercyjnych programów polecić mogę edytor wideo Lightworks. Początkowo ciężko się przyzwyczaić do pływającego interfejsu, ale nie zrażaj się. Podobno bardzo dobrym edytorem muzycznym jest Ardour, choć osobiście nie miałem przyjemności na nim pracować (słoń nadepnął mi na ucho ;)). Z kolei Pixeluvo zastąpił mi topornego Gimpa (to w zasadzie program dryfujący pomiędzy Gimpem, a DarkTable). Jeśli nie przepadasz za VirtualBox to jest też VMware. Microsoft utrzymuje jeszcze port swojego flagowego Skype (choć jak jeszcze długo to nie wiadomo – nowy prezes jest bardziej multiplatform i bardziej open, więc jest szansa że projekt się utrzyma ;)). Dropbox, jeden z najpopularniejszych „chmur” także ma swój pingwinowy odpowiednik, a każdy popularny manager plików specjalne rozszerzenie.
Komercyjne programy są udostępniane najczęściej jako paczka - zależnie od rodziny dystrybucji, w różnych formatach. Skoro Ubuntu opiera się na Debianie, a Mint na Ubuntu to interesują ciebie wyłącznie paczki DEB. Wystarczy takową pobrać, dwukliknąć na niej tak samo jak na EXE/MSI na Windows i zainstalować.
Czasami deweloper udostępnia swoje dzieło jako spakowaną binarkę linkowaną statycznie. Wówczas wystarczy ją rozpakować i dwukliknąć na plik wykonywalny (poznasz po nazwie, czasem ma rozszerzenie *.elf).
Osobiście brakuje mi jeszcze kilku programów, którymi „linuksowe braki” protezuję przez Wine.
- 7-Zip – ponieważ FileRoller to namiastka packera
- Foobar2000 – ponieważ obsługuje więcej niż DeaDBeef ;)
- HxD – ponieważ się do niego przyzwyczaiłem
- ImgBurn – ponieważ jest to jeden z dwóch najpotężniejszych programów do nagrywania płyt
- IsoBuster – ponieważ jest to najlepszy analizator logiki płyt optycznych i ich obrazów
- KeePass - ponieważ wersja na Linuksa jest dla mnie za uboga
- Linux Reader – ponieważ loop nieradzi sobie z obrazami partycji i uszkodzonymi systemami plików, a do tego obsługuje UFS2, dla którego nie będę specjalnie gmerać w jądrze i bić się z jego kompilacją
I kilka które są nie do zastąpienia jak np. Photoshop czy Unity – i dlatego jeszcze nie mogę spuścić w ubikacji Windowsa. Sądzę że dla większości zwykłych użytkowników i ZU+, powyższa lista zaspokoi 100% potrzeb o ile tylko będą skłonni do zmian nawyków.
Stygmatyzacja
Podobno Ubuntu i dystrybucje na nim oparte (jak np. Mint) to: „dystrybucje dla lamerów bo prawdziwy pr0 używa dystrybucji XYZ”. Cóż, Linuksa mógłbym przyrównać do budowy domu. Kiedy ktoś kupuje gotowy, szuka takiego w którym odpowiada mu metraż, rozmieszenie pokojów i wyposażenie. Niewiele może w nim dokonać przeróbek po za wymianą mebli (co może być założeniem). Kiedy buduje sam od fundamentów musi się znać na wszystkim od murarki, przez hydraulikę aż po elektrykę. Nie każdy chce przy instalacji, aby witał go czarny ekran z migającym kursorem, nerwowo oczekującym na przepisywanie „Ogniem i Mieczem”. Dlaczego tego nie uszanować? Linux Mint jest dystrybucją idioto-odporną, przeznaczoną dla ZU i mimo, że mógłbym się gimnastykować z np. Gentoo to jednak wolę ten czas poświęcić na Minta i spokojny sen… ;)