Piractwo - w poszukiwaniu przyczyn - część 3
O programie nauczania informatyki w szkołach już było. Było też o cenach gier i programów. Najwyższy czas czepić się troszkę samych nauczycieli. Zdaje sobie sprawę z tego, że część czytelników dybrychprogramów jest nauczycielami. Proszę nie bierzcie tego zbyt osobiście, ale po przeczytaniu tego wpisu pewnie też stwierdzicie, że coś tu jest nie tak. Uwiódł mnie nieco michal.b1990 swoim artykułem, to ja dodam jeszcze coś nowego.
Na początek proste pytanie - kto ma nas nauczyć korzystania tylko z legalnego oprogramowania i samodzielnego wyszukiwania zamienników znanych programów? Z obserwacji wiemy, że raczej nie ulica. Najrozsądniej by było, gdyby ten problem na swoje barki wzięli nauczyciele informatyki. Tylko kto nauczy tego tych nauczycieli? No studia oczywiście. A guzik prawda!
Kilka lat temu, kiedy Windows XP był szczytem techniki, a taktowanie procesorów w komputerach rzadko przekraczało 1GHz, zadzwonił do mnie kolega. Miał ogromną prośbę. Jego starszy brat uczył informatyki w szkole podstawowej i komputery w pracowni poważnie odmawiały posłuszeństwa (Windows 98). Sam nie miał pojęcia co zrobić, więc wezwał mnie, żebym to uczynił. Rada była jedna - format C:\ w całej pracowni. Początkowo nie zastanawiałem się nad tym dlaczego nie zrobi tego sam, przecież jest informatykiem, ale miałem coś zarobić, więc nie zadawałem pytań. Później się dowiedziałem, że ów nauczyciel informatyki jest absolwentem AWF! Wcześniej uczył wychowania fizycznego w sąsiedniej wsi, ale tutaj miał fuchę (bo bliżej) i przeniósł się do podstawówki na stanowisko wspomnianego nauczyciela informatyki. Nie mam pojęcia skąd on się tam wziął, ale pracuje tam po dziś dzień, wciąż nie mając fachowej wiedzy. I czego taki belfer może nauczyć?
Inna historia, nieco nowsza, to znajoma, która jest pedagogiem w innej szkole. W owej szkole powstała pracownia komputerowa, więc ktoś musiał się nią zająć. Wybór padł na pedagoga, który miał zostać wysłany na kurs do Rzeszowa, który miał przygotować do pełnienia tej funkcji i przy okazji nauczyciela informatyki. Po wspomnianym kursie pani pedagog otrzymała dyplom, gdzie na odwrocie była tabela z wypisanymi przedmiotami i ilością zajęć. Uwierzcie mi na słowo, że sami chcielibyście pójść na taki kurs. Wynikało z tego, że potrafi ona samodzielnie administrować Windows Server 2003 wraz z ActiveDirectory. Potrafi konfigurować przełączniki i inne wynalazki. Wyśmienicie zna zagadnienia bezpieczeństwa informatycznego... w ogóle to umie wszystko to co, potrzeba do opiekowania się pracownią. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy kompletnie nie potrafiła sobie poradzić z prostymi problemami i muszę tu wspomnieć o próbie załadowania pojemnika z atramentem do drukarki laserowej. Postanowiłem zasięgnąć języka w tej sprawie, bo dla mnie wydawało się to absurdem i dowiedziałem się że:
Ona jest tylko nauczycielem informatyki, a nie informatykiem!
Nie będę ukrywał, że to zdanie zwaliło mnie po prostu z nóg. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w ogóle coś takiego może wystąpić. Do tej pory byłem święcie przekonany, że każdy nauczyciel informatyki jest informatykiem.
Kolejna historia to pobliska wieś. Malutka szkółka, jedna pracownia komputerowa, 3 klasy zwykłe. Po wielkiej rządowej akcji informatyzacji szkół również i ta otrzymała pełne wyposażenie sali - komputery, serwer, przełączniki. Wszystko profesjonalne - pozazdrościć. Pewnego pięknego dnia szkoła zakupiła nową drukarkę sieciową. Pełen wypas. Zostałem wezwany do podłączenia jej do istniejącej sieci. Oczywiście administratora tejże sieci nie ma, a nauczyciel informatyki nie jest informatykiem, więc nikt nie wie jak skonfigurowana jest sieć. Okazało się, że jest filtrowanie po adresie MAC, więc bez dostępu do konta administracyjnego serwera niewiele mogłem zdziałać. Ale kto zna hasło? Od Pani dyrektor otrzymałem numer telefonu do jakiegoś urzędu, gdzie mi ktoś może pomóc. I pomógł. Powiedział, że hasło jest standardowe (??). Co u licha oznacza, że hasło jest standardowe? Ano to, że w całym kraju w każdej pracowni domyślne jest takie same! (Pomijam fakt instalowania Windows Server z jakimiś śmiesznymi MENowskimi dodatkami co jest kompletnie, nikomu, do niczego nie potrzebne).
Taki mamy właśnie system edukacji. Takich mamy nauczycieli, którzy w dużej części nadają się wyłącznie do nauki historii, WFu, plastyki czy muzyki, a uczą informatyki. Po połączenie jakości nauczycieli z jakością programu nauczania mamy taki efekt, że młodzi ludzie jak się sami nie nauczą, to nikt inny tego nie zrobi. I pozostaje tylko płacz i zgrzytanie zębów, bo o piractwie w szkole się po prostu nie mówi, bo co taki nauczyciel może i nim powiedzieć, skoro sam nigdy nie przeczytał ani jednej licencji...