Hunt: Showdown — wyjątkowo straszna mieszanka od twórców Crysisa
Na wstępie zaznaczę - gra jest ciągle w fazie Early Access, a moje wrażenia z gry są na podstawie ledwie kilku godzin .
Każdy mniej lub bardziej zainteresowany grami kojarzy rewolucyjnego Crysisa oraz firmę Crytek? Studio zabłysnęło głównie dwoma hitami - FarCry oraz wspomnianą Crysis. Obie gry szczyciły się kapitalną i rewolucyjną w wielu aspektach grafiką jak na swoje czasy. Crysis do tej pory potrafi zawstydzić niejedną obecnie wydawaną grę. Następnie były sequele Crysisa - część druga oraz trzecia, graficznie były po prostu bardzo dobre, raczej ewolucyjne. Dalej - Ryse: Son of Rome. Gra‑starter na konsolę Xbox One. Wydana niecałe 3 miesiące po premierze sprzętu Microsoftu. Miała w głównej mierze pokazać możliwości tej konsolki, i w moim mniemaniu - udało się to znakomicie. Tak pięknie odwzorowanego starożytnego Rzymu nie widziałem nigdzie. Od tamtej pory o Cryteku zrobiło się troszkę cicho. Mieli próbę z darmową strzelanką Warface, która powoli ginie śmiercią naturalną. Zamknęli wiele swoich zagranicznych studiów i od paru lat dłubią przy temacie tego wpisu - Hunt Showdown, znanym jeszcze ponad rok temu jako Hunt: Horrors of the Gilded Age.
Gra w pierwotnym założeniu miała być kalką Left 4 Dead - duży nacisk na kooperację w drużynie i niszczenie kolejnych fal stworków. Wyróżniać jednak się miała przedstawieniem rozgrywki w Ameryce XIX wieku. Dodatkowo, miała też być grą Free2Play. Wiele z tych głównych założeń dotrwało do finalnej wersji gry, w tym świat przedstawiony, jednak sama mechanika i gameplay mocno wyewoluowały. Sposób dystrybucji gry także zmieniono jednak na klasyczny premium (kup, by grać). Przede wszystkim - grę w drużynie zamieniono na pary bądź nawet grę solo. Hunt: Showdown podbiera także nieco od popularnego ostatnio gatunku battle royale - mamy kompletnie otwartą mapę z losowo rozstawionymi 5 parami graczy. Głównym celem gry jest tytułowe polowanie. W obecnej wersji mamy dwóch bossów: dużych rozmiarów pająk bądź humanoidalne monstrum, zwane Rzeźnikiem (Butcher). Musimy je zabić, zebrać trofeum i uciec z mapy, udając się do punktów ewakuacji na skrajach mapy. Aby upolować te stwory, należy w pierwszej kolejności zebrać trzy wskazówki rozsiane po mapie, które wskażą nam lokalizację kreatury. Te wskazówki odnajdujemy dzięki specjalnej zdolności naszych łowczych - Dark Sight. Nie znalazłem w grze jakiegoś fabularnego wyjaśnienia na tę umiejętność, lecz po jej aktywowaniu widzimy cały świat w czarnej mgle z właśnie oznaczonymi lokacjami wskazówek bądź stwora. Jakby tego było mało - gra łączy PvP oraz PvE. Inni łowczy mogą zabić nas oraz musimy uważać na rozsiane po mapie mniej znaczące kreatury, tj. zombie czy psy.
Hunt Showdown to gra z gatunku survival horror. Tak, zdecydowanie nie jest to tytuł dla ludzi o słabych nerwach. :‑) Przy moim pierwszym zetknięciu się z bossem-pająkiem krzyknąłem, rzuciłem słuchawki na stół i wcisnąłem instynktownie Esc. Po chwili przypomniało mi się, że to przecież gra online... ;‑) Dla jasności, uwielbiam horrory i zliczę na palcach jednej ręki te, które skutecznie mnie przestraszyły. Jakby tego było mało, styl gry zmusza nas do ciągłego skradania się. Ważny jest tu dźwięk. Odgłosy wydawane przez naszą postać czy stwory, przedmioty, a nawet zwierzęta - wszystko jest bardzo ważne. W grze mamy wiele przedmiotów, które mogą zdradzić naszą pozycję dla żerujących zombie...bądź innych graczy-myśliwych. Przykładowe z nich to wiszące na werandzie puszki, rozbite szkło na ziemi, czy po prostu krzaki i woda. Jednak często natkniemy się na pułapki przygotowane przez twórców, tj. ptaki na ziemi, kury czy psy w klatkach, które możemy łatwo wystarszyć zbyt blisko do nich podchodząc. Te smaczki wymuszają ciągłą koncentracje i nasłuchiwanie przeróżnych dźwięków.
Jak na grę od Cryteka przystało - oprawa audiowizualna stoi na najwyższym poziomie. Póki co mamy tylko jedną dużą mapę w Luizjanie, na której spotkamy bagna, lasy oraz małe skupiska budynków tj. port, kościół...krematorium...ranczo, z martwymi krowami i końmi. ;‑) Jest to świetnie zaprojektowana mapa w każdym, najmniejszym skrawku. Wspomniane wcześniej pułapki dźwiękowe, różne budynki, nawet powalone drzewa i gromadki krzaków. Być może dlatego jest to póki co jedyna mapa, ponieważ jest po prostu doprowadzona do perfekcji. Na mapie możemy grać w trzech warunkach pogodowych, które mocno wpływają na nasz odbiór gry: klasyczny dzień oraz noc, a także świeżo dodaną mgłę za dnia. Gra planowo ma wyjść z Early Accessu w lutym 2019 roku, tak więc wiele czasu nie zostało. Jest jednak ciągle wspierana, cały czas wychodzą mniejsze łatki naprawcze, bądź duże dodatki zmieniające nieco rozgrywkę.
Ominąłem parę ważnych kwestii, tj. ulepszony Dark Sight po złapaniu trofeum z bossa. Powinienem napisać coś więcej na temat samego uzbrojenia. Nie jest to też typowa gra, w której mamy własną postać. Nie. Tutaj mamy całą gromadkę swoich łowców, których wynajmujemy i ulepszamy. Jednak jeżeli nasz łowca zginie podczas gry - tracimy go, cały jego dobytek i doświadczenie. Ot taki element z gier typu roguelike. Jeżeli wiemy że nie damy rady, inni gracze są lepsi od nas, bądź po prostu chcemy skończyć - musimy się ewakuować z mapy, aby nie utracić naszego łowcy. Na początku gry nie jest to tak znaczące bo i tak nic nie mamy, a nasza postać jest bez większego doświadczenia, jednak już po kilku zwycięstwach - jest to nieco bolesne. Niezależnie od losów naszego łowcy, zdobywamy także oddzielne doświadczenie dla całego konta oraz pieniądze. Dzięki doświadczeniu odblokowujemy lepsze uzbrojenie, zaś za pieniądze wynajmujemy kolejnych łowców oraz ich dozbrajamy.
Grę polecam gorąco osobom, które szukają czegoś nowego i nie boją się grać z ludźmi. ;‑) Ten tytuł wymaga od nas dobrej komunikacji i kooperacji z drugim graczem. Grając solo musimy raczej zachowywać się jak zwierzyna i czekać na okazję, zamiast brnąć do przodu. Jak wspomniałem też wcześniej, nie jest to gra dla każdego, ponieważ ma ona wyraźne motywy z horroru. Atmosfera, grafika, same potworki, i ta ciągła cisza przerywana przez różne dźwięki - to wszystko buduje niesamowity klimat, w który XIX‑wieczna Luizjana wciąga bardzo mocno i nie chce puścić, niczym łapska głodnego zombie.