Beztroskie gwarancje
Tak się złożyło, że żyjemy w świecie, w którym panuje system monetarny, a każda rzecz którą nabywamy, ma swoją określoną wartość i żeby ją nabyć musimy zazwyczaj się ostro napracować. Kupujemy rzeczy, które są coraz droższe, coraz bardziej skomplikowane i bywają delikatne, jak i narażone na różne zagrożenia. Oprócz uszkodzeń i wad, na nasze dobra czyhają jeszcze takie niebezpieczeństwa, jak zagubienie lub kradzież - możnaby tu wymieniać i wymieniać... Zdawałoby się, że stojąc przy kasie i płacąc za kawałek świecącego plastiku sporą część naszego miesięcznego wynagrodzenia, coś nas opętało i ogarnęło nas jakieś szaleństwo: "takie ryzyko, tyle zagrożeń, a ja się decyduję na zakup - chyba jestem nienormalny"... i w tym momencie słyszymy propozycję od sprzedającego: "warto przemyśleć i zainwestować kilka groszy w ubezpieczenie sprzętu od jakichś nieszczęśliwych zdarzeń - mamy tu propozycję dla pana: gwarancję beztroskiego używania"...
Nie będę tu owijać w bawełnę. Wpis ten dedykuję panu konsultantowi firmy ubezpieczeniowej, która jest polecana przy zakupie w dosyć popularnej sieci sklepów z elektroniką - obiecałem, że nie będę się szarpać o 300zł w sądach, tylko opiszę całą sytuację na blogu, dzieląc się swoim doświadczeniem i spostrzeżeniami - voila, zazwyczaj staram się dotrzymać słowa ;)
Oczywiście, nie jest to moje pierwsze zderzenie z rzeczywistością. Jeśli chodzi o ubezpieczenia w moim przypadku, to odzyskanie pieniędzy, naprawa ubezpieczonego sprzętu jest tak pewna, jak wypłata mojej przyszłej emerytury przez ZUS. Słowo składka jest tu kluczowe - jeśli gdzieś je usłyszycie i macie zamiar tą składkę uiścić a nie musicie, to lepiej pieniążki przeznaczone na tą składkę włożyć do skarpety, bo użytek z nich macie zagwarantowany i pal licho inflację - i tak się opłaci. Składka zdrowotna, składka emerytalna, składka ubezpieczeniowa - każdy ma swoje doświadczenia, a z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że najpewniej złożyć się z kumplem na piwo...
Zanim jednak opiszę sytuację, która zmusiła mnie do wyskrobania tego tekstu, przytoczę może moje wcześniejsze doświadczenia z ubezpieczycielami, bo o ubezpieczeniach będę tu dalej nawijał:
1) Ci zmotoryzowani wiedzą, że każdy posiadający zarejestrowany pojazd musi uiścić coroczną składkę na ubezpieczenie, potocznie zwanym OC, które ma sprawdzić się w sytuacji, kiedy coś przykrego zdarzy się na drodze z naszej winy. Zamysł szczytny - my sprawdziliśmy, jak to działa. Mieliśmy zdarzenie: nie z naszej winy rozbiliśmy nasz bolid na drodze osiedlowej - pan wymusił pierwszeństwo. Jego wina, więc z jego ubezpieczenia OC będą naprawiane szkody. Nasz wózek został odwieziony do warsztatu, który współpracuje z ubezpieczycielem, a pan mechanik wycenił szkodę. Oczywiście ubezpieczyciel miał nieco inną wizję naprawy: auto miało więcej jak 6 lat, więc nie możemy do naprawy użyć oryginalnych części od producenta, tylko tańsze zamienniki. Różnica to jedyne 4000zł. Panu mechanikowi kazaliśmy włożyć części oryginalne, zapłaciliśmy mu różnicę, a sprawa trafiła do sądu. Niestety nie wyszliśmy "na zero", ale utarliśmy nosa ubezpieczycielowi, bo sąd przyznał nam rację - część kasy wróciła do naszej kapsy. Ubezpieczyciel od początku chciał nas zrobić w bambuko i nie dać nam pieniędzy, które nam się należały z myślą, że sobie odpuścimy - jak większość odpuszcza.
2) Budując się, remontując dom/mieszkanie często bierzemy kredyt hipoteczny. Wymóg jest taki, że nasza posiadłość musi być jednak ubezpieczona. Chcąc uzyskać taki kredyt, poszedłem więc ubezpieczyć mieszkanie. Trafiłem na znajomą, która nawet nie wiedziałem, że trudni się jako agent ubezpieczeniowy. Ok, fajnie się gadało, przeszliśmy do rzeczy. Wypisała papiery, wziąłem najtańsze możliwe, byle akceptowalne przez bank. Płacąc, z ciekawości zapytałem, od czego to w ogóle jest?? Od tego, od owego, od przypadkowego zalania mieszkania... "oooo, to świetnie, bo nasz sąsiad z góry notorycznie nas zalewa" - powiedziałem. "Nie, nie, nie" - odparła z uśmiechem. "To nie od takiego zalania...". No ludzie, scyzoryk w kieszeni się otwiera. Okazało się, że to chodzi o awarię wodociągu, czy kanalizacji w mieszkaniu. Od zalania przez sąsiada jest nieco inne ubezpieczenie i w takim wariancie składka wzrasta o 200% - w obawie przed innymi haczykami i gwiazdkami, grzecznie podziękowałem.
3) No i koronne, powód tego wpisu - to powinno zainteresować czytelników DP: Ubezpieczenie elektroniki (w moim przypadku tabletu) przed przypadkowym uszkodzeniem. Zanim przejdę dalej, zwróćmy uwagę na domyślny okres ubezpieczenia urządzenia, który wynosi 24 miesiące - dokładnie tyle obowiązuje gwarancja producenta. Zbieg okoliczności? No, ale skończmy z domysłami, bądźmy dobrej myśli. Zapewne nie pisałbym o tym, gdyby do niczego nie doszło, ale doszło.
Tablet używały dzieci, więc ciężko miałem ustalić, co dokładnie się stało. Nikt się do niczego nie przyznał ;) Efekt jest taki, że został on uszkodzony w sposób umożliwiający jego dalsze używanie - pękła szybka wokół ramki - tak, jakby ktoś nacisnął tablet (nadepnął? usiadł?) i środek szybki wpadł do środka. Wszystko świeci, wszystko widać, dotyk działa. Po powrocie z pracy, a dzieci ze szkół, przedszkoli wszyscy wparowaliśmy do domu, a mnie pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy, to rozbita szybka w tablecie leżącego na kanapie. Po krótkim dochodzeniu ustaliliśmy, że tablet musiał chyba zepsuć pies, który zapewne wskoczył na kanapę, na której leżał i nacisnął łapą, może czymś innym, rozbijając szybkę - ale tego nie byłem pewien, bo nie było nas w domu, co konsultantowi podkreśliłem kilkakrotnie. Równie dobrze mogło długo świecić na niego słońce i pod wpływem ciepła zadziałały naprężenia, mógł ktoś się włamać i z zazdrości rozbić szybkę ;) Klucz do naszego domu mają inni członkowie naszej rodziny - może ktoś przyszedł, usiadł tłukąc szybkę, zobaczył że nas nie ma i poszedł. Konsultantowi wystarczyło moje "PRAWDOPODOBNIE pies" - dlaczego? Spójrzmy na 6 paragraf ogólnych warunków ubezpieczenia "Gwarancje beztroski":
Ochroną ubezpieczeniową nie są objęte następujące szkody: 1) bezpośrednio powstałe wskutek zaginięcia, zagubienia lub kradzieży zwykłej, 2) polegające na utracie danych lub oprogramowaniu sprzętu, 3) polegające na utracie lub uszkodzeniu jedynie baterii sprzętu, 4) polegające na utracie jakichkolwiek akcesoriów dodatkowych, takich jak zestaw słuchawkowy, antena, kable, ładowarka, dodatkowe baterie itp., 5) spowodowane działaniem ognia i innych żywiołów, tj. trzęsieniem ziemi, nagłą zmianą temperatury (aha, czyli długotrwałe świecenie słońca także nie wchodzi w grę), powodzią, huraganem itp., . .itd, itp, . 16) spowodowane przez zwierzęta, . .ble, ble, ble . 20) powstałe wskutek spożycia alkoholu, zażycia narkotyków lub innych środków odurzających.
Pan konsultant i eksperci od analiz mieli rację, prawda? Prawda. Punkt 16 rozwiewa moje wszelakie niejasności. Najciekawiej jednak wypada punkt 9 tej wyliczanki: "9) powstałe wskutek użytkowania ubezpieczonego sprzętu w sposób niezgodny z instrukcją obsługi". Czyli innymi słowy: daj nam kasę, a jak się coś zepsuje, to w ramach gwarancji producenta Ci to naprawimy - to jest chyba jakaś kpina?! To za co ja płacę?
Ponadto w drugim punkcie tego samego paragrafu nr 6 mamy: "Zakres ochrony nie obejmuje również:" i tu kolejna litania złożona z 14 punktów. Ubezpieczenie kosztowało niecałe 100zł za sprzęt wart niecałe 700. Czy warto inwestować w takie ubezpieczenia? Oczywiście, z moich doświadczeń wynika, że nie. Po bardziej dogłębnej analizie warunków umowy wydaje mi się, że takie umowy, to jedynie 1 kwietnia mają szansę zaistnieć, ale tylko dla żartu. Oczywiście moja próba ubiegania się o naprawę tabletu spłonęła na panewce - mówiąc krótko: frajer ze mnie. Jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji, to dać Wam radę: jeśli macie ubezpieczyć coś, a nie musicie tego robić, to tego nie róbcie - nie warto. Tam gdzie usłyszycie słowo "składka", uważajcie, bo prawdopodobnie złożycie się na coś, z czego nie zrobicie użytku.
Mam nadzieję, że przeczyta ten wpis spora grupa użytkowników i zanim dokona zakupu ubezpieczenia, mocno się nad tym zastanowi, bo tylko o to mi chodzi. Ja już wiem, że nie warto i piszę to po to, byście nie musieli się uczyć na swoich błędach, tylko na cudzych - zdecydowanie taniej... ale ostateczną decyzję pozostawiam oczywiście Wam. A może Wy macie inne doświadczenia z ubezpieczeniami? Czekam zatem na komentarze, bo strasznie jestem ciekaw, czy tylko ja jestem taki pechowy i zawsze nie mieszczę się w ramach obowiązującego mnie ubezpieczenia...