Pierwszy raz od ponad 7 lat nie czuję się użytkownikiem drugiej kategorii
Smartfonów z Androidem używam od 2011 roku, przez ten czas przeszły przez moje ręce modele od LG, Samsunga, Motoroli czy HTC, więc jakby nie patrzeć, liczących się graczy. Najmilej wspominam chyba pierwszą Moto G, którą ściągałem specjalnie z brytyjskiego Amazonu (do polskiej dystrybucji weszła sporo później), a która na tamte czasy oferowała bezkonkurencyjny stosunek ceny do wydajności. Oczywiście jak na budżetowy telefon, bo w takie wtedy głównie celowałem. Do tego praktycznie czysty system z minimalną liczbą aplikacji i mimo pozornie słabych podzespołów, Moto G działała lepiej niż konstrukcje innych producentów w podobnym czy nawet trochę wyższym przedziale cenowym.
Zawsze podobały mi się Nexusy - czysty Android, gwarancja aktualizacji systemu i zabezpieczeń były tym, czym Google mógł mnie kupić. Mógł, bo niestety w przeszłości z racji ograniczonego budżetu, wybierałem raczej telefony z niższej półki, chyba wszystkie zamknęły się w przedziale 700 - 1200 zł, a na premierę poszczególnych Nexusów było to zbyt mało. Dziś co prawda byłoby mnie stać, Google jednak zmienił politykę, stworzył markę premium – Pixel, a ja topowego smartfonu po prostu nie potrzebuję, zwłaszcza teraz, kiedy tańsze konstrukcje oferują większość cech flagowców. Większość, ale oczywiście nie wszystkie, więc absolutnie nie krytykuję użytkowników wydających więcej, każdy ma po prostu inne, bo przecież własne, potrzeby i wymagania.
Jak to jest, że systemy desktopowe aktualizujemy regularnie, przynajmniej jeśli chodzi o poprawki bezpieczeństwa, mało tego, uważamy to za oczywisty standard, a systemy mobilne traktujemy inaczej? Przyzwyczailiśmy się, że producenci nas olewają, prawda? Po części odpowiada za to sam Google, który przez chęć jak najszybszej ekspansji, podyktowanej m.in. walką z Apple i może nawet kiedyś Microsoftem, nie wymagał od producentów absolutnie niczego. Zarówno jeśli chodzi o minimalną specyfikację techniczną (przez co na rynku mieliśmy konstrukcje, które od razu po wyjęciu z pudełka działały wolno), jak i wymóg zapewnienia aktualizacji. Naprawdę jestem w stanie zrozumieć brak nowej wersji systemu, ale brak aktualizacji zabezpieczeń przez przynajmniej pewien okres czasu, w czasach kiedy telefonami choćby płacimy (zbliżeniowo czy przez aplikacje banku, nieważne) jest kpiną z użytkowników. Tu pozdrawiam HTC i podaję przykład modelu A9s, który zakupiony zaraz po premierze, po wyjęciu z pudełka posiadał system w wersji 6.0, stan aktualizacji zabezpieczeń na październik lub listopad 2016 i przez prawie 2 lata nie dostał, a teraz już tym bardziej nie dostanie nawet jednej poprawki…
Równolegle z HTC A9s miałem „przyjemność” użytkować firmowego iPhona 5s. System Apple to nie moja bajka, chociaż przyznam, że kilka rozwiązań mają ciekawych, natomiast niewątpliwie główną zaletą były błyskawiczne aktualizacje. W niedzielę czytałeś o debiucie nowej wersji systemu i nowych funkcjonalnościach? W poniedziałek rano na telefonie wyskakiwała informacja o dostępności tejże i te wszystkie nowości mogłeś testować osobiście. Genialne. Tak, wiem, że dużo łatwiej zaktualizować kilka modeli, do tego opartych o podobną architekturę i w świecie Androida nigdy tego nie będzie, ale to było tak po prostu fajne. Jak więc uzyskać chociaż zbliżony poziom aktualizacji, jednocześnie nie wydając aż tyle na Pixele? Ano odpowiedzą jest program Android One.
Dziwię się, że tak dużo producentów unika czystego Androida, wydając zapewne ogromne środki na przygotowanie i utrzymanie własnych nakładek. I żeby nie było, część producentów zapewnia naprawdę dobrze przygotowane i spójne środowiska (przede wszystkim o większych możliwościach), wraz z całą masą własnych aplikacji, ale niektórzy zdają się to robić nieco na siłę. Do tej pory prócz kilku egzotycznych, niedostępnych w Polsce konstrukcji, w programie Android One chyba najbardziej wyróżniały się HTC U11 Life i Xiaomi Mi A1 (obecnie dostępny jest też świetny następca A2 czy trochę tańszy A2 Lite). W 2018 roku do gry wkroczyła też firma HMD Global, która po sukcesie zeszłorocznych modeli wydanych pod kultową marką Nokia, zaprezentowała następców już bezpośrednio uczestniczących w programie Android One i przy okazji z certyfikatem Google dla biznesu (Android Enterprise Recommended).
Program Android One wprowadza do nowych smartfonów Nokia wyjątkowe oprogramowanie przygotowane przez Google. Uzyskaj wszystko czego chcesz oraz pozbądź się tego, czego nie chcesz dzięki uproszczonemu i łatwemu w użyciu interfejsowi, ograniczonej liczbie preinstalowanych aplikacji oraz bezpłatnej i nieograniczonej pamięci masowej Google Photos. Regularne aktualizacje zabezpieczeń i dwa lata aktualizacji systemu operacyjnego sprawiają, że smartfony Nokia z Android One są bezpieczne i wyposażone w najnowsze innowacje Google, takie jak optymalizacja do obsługi Google Assistant.
Mój wybór miał paść początkowo na Nokię 6.1, jednak trafiła się promocja we włoskim Amazonie (zapamiętajcie, nikt nie ma lepszej gwarancji niż Amazon), gdzie Nokia 7 Plus kosztowała o 300‑350 zł mniej niż w polskiej dystrybucji, więc długo się nie wahając, dokonałem zakupu. Nie jest to na pewno najwydajniejszy smartfon w tej półce cenowej (zwłaszcza w porównaniu do POCOFONE F1 czy Xiaomi Mi 8), ale przyjmując kryteria wymogu czystego Androida, NFC (przez to odpada tańszy Mi A2) i ekranu 18:9, nic lepszego raczej w tej cenie się nie znajdzie. Jest to po prostu taki „pełny” smartfon z zadowalającą wydajnością i bardzo przyzwoitą baterią (3800 mAh), któremu nic nie brakuje. No, ale nie o tym ten wpis, jak ktoś chce zgłębić temat, odsyłam do recenzji użytkownika lordjahu:
Nokia 7 Plus — wymarzona średnia półka na miarę 2018 roku!
Od razu przyznam, że Androidowi w wersji 9.0 musiałem trochę „pomóc”. Owszem, w czwartek została udostępniona długo wyczekiwana aktualizacja, ale jak to zwykle bywa, odbywa się to falami. W pierwszej kolejności poszła na ogromny rynek indyjski, na szczęście niedługo po tym na XDA mogliśmy znaleźć kompletną paczkę, którą wystarczyło wrzucić na kartę pamięci i z poziomu Recovery zaktualizować system. Mamy tu wszystkie nowości dostępne w Pie, oczywiście oceny funkcjonalności takich jak adaptacyjna bateria czy adaptacyjna jasność ekranu będzie można dokonać dopiero po pewnym czasie, ale reszta ma się całkiem dobrze. Nowa nawigacja gestami jest ciekawa, chociaż myślałem, że pójdzie to trochę dalej i będzie bardziej rozbudowane), wreszcie domyślna zmiana głośności dotyczy multimediów (dzwonek na wibrację przełączamy osobnym przyciskiem), a zaznaczanie tekstu w aplikacjach nigdy nie było łatwiejsze (podczas zaznaczania wyskakuje małe okienko z powiększeniem). Na 7 Plus jako podobno pierwszym nie‑Pixelowym smartfonie działa też Google Wellbeing (póki co w wersji beta), dzięki czemu możemy sprawdzić statystyki używanych programów, nakładać na nie limity czasowe, a w porach nocnych aktywować równocześnie filtr niebieskiego światka i tryb nie przeszkadzać (który jest teraz znacznie bardziej użyteczny i konfigurowalny) oraz dodatkowo funkcję, która sprawa, że w wyznaczanych przez nas godzinach ekran zmienia kolory na czarno-białe. Dokładne opisy nowości (wraz ze zrzutami ekranu) w Androidzie Pie można znaleźć choćby TUTAJ, podejrzewam, że i na blogu ktoś pokusi się o dokładną „recenzję” systemu.
Wracając do tytułu, czy jest przesadzony? Nie, ponieważ naprawdę pierwszy raz odkąd używam Androida, nie czuję się pominiętym użytkownikiem. Ba, Nokia 7 Plus dostała nową wersję systemu jako jeden z pierwszych po Pixelach, ale to było niejako do przewidzenia, jako, że obok np. OnePlus 6 czy Essential Phone uczestniczyła w programie Android Developer Preview. Zdaję sobie sprawę, że użytkownicy innych modeli z programu Android One (również Nokii) muszą uzbroić się w cierpliwość i jeszcze trochę poczekać, ale przynajmniej mają gwarancję, że nową wersję systemu oraz comiesięczne aktualizacje zabezpieczeń dostaną.
HMD Global – robisz to dobrze!