The Walking Dead - czy gra trzyma poziom serii?
17.10.2012 12:51
UWAGA SPOILERY CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!!!
Nie będę ukrywał - jestem wielkim fanem wszelkiej postapokalipsy. Nie do końca wiem, skąd się to u mnie wzięło, ale już od kilku ładnych lat mam małego bzika na punkcie obrazów, filmów, książek, a także i gier, które przedstawiają wizję świata po kataklizmie. A w związku z tym, że nurt ten jest niezmiernie szeroki, to swą tematyką obejmuje również apokalipsę zombie.Fakt - sama tematyka zombie jako takich nigdy nie była czymś, co mnie wybitnie interesowało, ale że i od lat przewija się ona w naszej popkulturze, to i każdy z nas miał już styczność z żywymi trupami, które za wszelką cenę chcą sprawdzić, jak smaczny jest nasz mózg. Sama wizja ludzi, którzy po śmierci przemieniają się w krwiożercze istoty, które zabijają aby zaspokoić swój głód, zawsze była niezmiernie interesującą, nic więc dziwnego, że tematyka ta zawsze cieszyła się wielką popularnością. Dlatego sukces The Walking Dead mógł zadziwić jedynie nielicznych. Sam z serią miałem do czynienia dopiero przy premierze serialu. Owszem, wiedziałem że jest taki komiks (aut. Roberta Kirkmana), ale czy to przez swoje lenistwo czy też z brak czasu, zaznajomiłem się z nim dopiero po obejrzeniu pierwszych odcinków w TV. Z miejsca seria zdobyła moją ogromną sympatię i mimo że sam serial dość mocno różni się od swego papierowego pierwowzoru, to wcale nie przeszkadza to w odbiorze filmowej wersji, która jest po prostu świetna.
I tak, po zaznajomieniu się z komiksem, po oglądnięciu obu sezonów i w głębokim oczekiwaniu na Season 3 (który pojawił się 15 października, w Polsce 16), sięgnąłem po grę, co do której - będę szczery - nie żywiłem żadnej większej nadziei.
Dlaczego? Nie od dziś wiadomo, że wszystko co popularne i co dobrze się sprzedaje, często zarabia na siebie poprzez wyrobioną już markę. Każdy z nas był świadkiem, gdy jego ulubiona książka, film czy gra po przeniesieniu na inną “platformę”, często nie jest w stanie podołać oryginałowi. Pazerność twórców, którzy za wszelką cenę chcą maksymalnie zarobić i wycisnąć z danego tytułu co tylko się da, skłania się ku temu, aby jak najszybciej i jak najmniejszymi środkami wydać coś, co tylko się sprzeda, póki jest na to popyt. Często spotykamy się z niedorobionymi kopiami, a już nieśmiertelnymi porażkami są wszelkie gry bazująca na disneyowskich bajkach - zazwyczaj puste platformówki, które nie mają nic konkretnego do przekazania. Taka obawa rodziła się i w przypadku gry The Walking Dead.
Tym bardziej, że studio pracujące nad tą produkcją (Telltale Games), nie posiadało na swoim koncie jakiś wielkich hitów, chociaż czego by się nie dało o nim powiedzieć, miało bardzo duże doświadczenie w produkcji gier przygodowych. Tak, przygodowych, bo The Walking Dead jest przygodówką właśnie. Zaskoczeni? Chyba jak każdy, bo przecież większość zrobiła by tutaj jakąś strzelankę, gdzie bezmyślnie walilibyśmy z gnata do głupich zombie, a tutaj ktoś wyskakuje z jakąś grą przygodową i to jeszcze w stylu point-and-click - blech...
Jakim więc zaskoczeniem była premiera gry...
Na początku warto zaznaczyć, że The Walking Dead jest podzielone na 5 odcinków (w tej chwili wyszły już 4). Odcinków, które zostają wydane średnio co dwa miesiące, przez co szlag trafia wszystkich fanów serii. Ale twórcy pobudzając apetyt graczy, wiedzą jak się nimi bawić. Bo gra jest, co tu dużo mówić... WYBITNA!
Wcielamy się w postać czarnoskórego mężczyzny, znanego nam od tej pory jaki Lee Everett. Swą przygodę zaczynamy w radiowozie policyjnym, gdzie jesteśmy konwojowani do najbliższego więzienia pod zarzutem morderstwa. Niestety, podczas podróży nieuważny pan policjant uderza w nieznaną nam postać, przechadzającą się środkiem drogi(!), dochodzi do poważnego wypadku, a nasz bohater traci świadomość. Budzimy się kilka godzin później, gdzieś w ciemnym lesie, jesteśmy ranni i leżymy w przewróconym samochodzie. Przez szybę widzimy martwego policjanta oraz nieopodal walającą się broń (po co mu ta cholerna broń?!). Chcąc nie chcąc musimy się zbierać, jednak na rękach wciąż mamy kajdanki, a kluczyki oczywiście ma gliniarz. Po wybiciu szyby i wydostaniu się z radiowozu, podchodzimy do leżącego stróża prawa (krew, wszędzie krew) i starając się znaleźć kluczyki, zostajemy zaatakowani przez pozornie martwego policjanta. Z tym że on wcale nie jest martwy! (chyba). Jednak coś się z nim stało, zmienił się i teraz za wszelką cenę chce nas... ugryźć? Chwytamy leżącą na ziemi broń, drżącymi dłońmi wkładamy nabój i BACH - stwór nie ma już głowy. Przerażeni odrzucamy gnata i nagle... jakiś hałas. Z krzaków zaczynają wychodzić kolejne dziwne potwory, zwabione głośnym wystrzałem, a my ranni (pieprzona noga) musimy ratować się ucieczką. Na nasze szczęście udaje nam się dotrzeć do najbliższego ogrodzenia, które kryje mały, cichy domek. Z pozoru wydaje się pusty, gdyż jak dowiadujemy się z automatycznej sekretarki, domownicy udali się do Savannah w stanie Georgia, jednak dzięki małemu walkie-talkie dowiadujemy się, że mała dziewczynka o imieniu Clementine schowała się w domku na drzewie. Od tej pory Lee otacza opieką mała Clementine i za wszelką cenę stara się przeżyć, aby ją ochronić. W kolejnych epizodach nasi nierozłączni bohaterowie spotykają nowych, nie zawsze przyjacielsko nastawionych ludzi, odwiedzają różne miejsca i borykają się kolejnymi przeciwnościami losu, jednak łączy ich jedno - mają wybór - albo przetrwać aby dalej żyć, albo poddać się i zostać jednym z zombie...
I to tyle o fabule. Mimo, że przeszedłem wszystkie 4 odcinki, mimo że z zapartym tchem czekam na kolejny, to nie chciałbym zdradzać, co kryje historia Lee Everetta i Clementine. To gra przygodowa i jak sama nazwa wskazuje, w tego typu grach to właśnie przygoda, fabuła gra pierwsze skrzypce. A właśnie scenariusz, charakterystyka i historie poszczególnych postaci, dialogi oraz doskonały klimat, sprawiają że ta gra jest tak wybitna i każdy, dosłownie każdy gracz, musi zaznajomić się z tą produkcją. W związku z tym chciałbym uniknąć jeszcze większych spoilerów, a każdy kto chce się zaznajomić z tą grą, powinien ją niezwłocznie kupić.
Sama gra jest utrzymana w koncepcji komiksowej. W związku z tym, że jest to gra przygodowa, nie mamy co tutaj oczekiwać jakiejś wybitnej grafiki rodem z Crysisa, jednak sam styl i kreska, jak najbardziej mogą się podobać, w szczególności fanom komiksu. The Walking Dead nie każdemu musi przypaść do gustu, razi też koślawość animacji bohaterów, jednak grze nie można mu odmówić jednego - świetnie opracowanej mimiki twarzy u postaci, przez co są one niesamowicie wiarygodne. Każdy gest, każde zachowanie, każde uczucie czy to smutek czy to radość czy też złość, zostało DOSKONALE odwzorowane w grze, przez co rzeczywiście mamy wrażenie, że nie tylko gramy w grę, ale również oglądamy film/serial! Całości dopełniają fantastycznie podłożone głosy - dubbingowcy spisali się naprawdę na medal i jeśli mam być szczery - nie mam się do czego doczepić pod tym względem.
The Walking Dead jest grą utrzymaną w stylu filmowym. Nie tylko podział na “odcinki”, ale również chociażby każdy epizod ma coś takiego jak zakończenie, które pokazuje nam co będzie w następnym odcinku, jak i początek, który przypomina nam, co działo się wcześniej. I to łącznie z wzięciem pod uwagę naszych wyborów!
Tak, bo The Walking Dead to gra wyborów. To w jakim stopniu oddziaływuje na gracza, wymuszając na nim podejmowanie decyzji to mistrzostwo świata. Każdy, kto sięgnie po tę grę, musi być przygotowany na to, że będzie miał wybór i będzie decydował. Decydował o życiu i śmierci. O uczuciach. O wypowiedzianych słowach i podjętych decyzjach. I każdy swój wybór będzie ODCZUWAŁ - w największym możliwym tego słowa znaczeniu. Będziemy odpowiedzialni za to, kto przeżyje i kto będzie dalej żył. Każdą decyzję odczujemy, prędzej czy później, bo postacie, z którymi przemierzamy ten obcy świat pamiętają nasze słowa, pamiętają nasze decyzje i ich skutki. Sami budujemy nastawienie postaci do naszej osoby. Żyjemy z kimś dobrze? Mamy w nim przyjaciela. Powiedzieliśmy coś nie tak, kogoś uraziliśmy, coś poszło po czyjejś myśli nie tak - możemy mieć w nim wroga.
Czasem decyzje w The Walking Dead są niezmiernie trudne... A na podjęcie tych najważniejszych mamy bardzo mało czasu. Bo przy każdym takim wyborze pojawia się pasek, który wraz z upływającym czasem (zazwyczaj kilka sekund) kurczy się. A jeśli zniknie zanim podejmiemy decyzję... No cóż, wtedy nie jest dobrze. A trudność decyzji w tej grze jest... znacząca. Często wybieramy - X albo Y. Musimy coś poświęcić, aby potem coś zyskać. Musimy wybrać, kto ma żyć - mały, niewinny chłopiec, a może ktoś kto uratował nam życie? Często stajemy przed wyborem poparcia danej osoby - poprzez to budujemy przyjaźnie, jednocześnie zyskując wrogów. To po której stronie staniemy często wpływa na samą grę, zmienia ją przez co gra może wyglądać zupełnie różnie w przypadku dwóch, jednocześnie grających osób. Od naszego stylu, od naszego charakteru, a przede wszystkim i uczuć zależy to, jak potoczy się sama rozgrywka. I to jest piękne.
Oddziaływanie gry na gracza jest do tego stopnia duże, że często będziemy zastanawiać się czy działamy dobrze czy też źle. Dobrze wybrałem? Czy to była słuszna decyzja? A może trzeba było inaczej, może coś potoczyłoby się lepiej, bardziej po naszej myśli. Takie pytania zadajemy sobie co chwilę, a decyzji nie da się cofnąć. To wszystko sprawiało, że od komputera odchodziłem co najmniej kilkukrotnie, będąc w głębokim szoku, jak bawią się ze mną twórcy gry. Już dawno żadna produkcja nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, do tego stopnia że musiałem wciskać przycisk pauzy, aby przemyśleć mój wybór, aby chwilę odetchnąć, aby na spokojnie przeżyć to, co się przed chwilą stało. A gra szokuje w każdym epizodzie. Każdy, dosłownie każdy z obecnie wydanych 4 odcinków szokuje, przeżuwa nas i wypluwa. Po każdym z nich zbierałem koparę z podłogi, po ukończeniu każdego z nich przez kilka minut siedziałem tępo gapiąc się w ścianę i myśląc o tym, co się właśnie stało. Jeśli ktoś oczekuje po grze czegoś więcej, jakiś wrażeń... estetycznych, to The Walking Dead jest grą dla niego. Ta produkcja jest jak dobra książka, z tym że to my decydujemy o tym, co się wydarzy.
W związku z tym, że The Walking Dead jest grą przygodową typu point’n’click, to i ten gatunek zobowiązuje. Sterując Lee (zarówno za pomocą myszki, jak i klawiatury), często jesteśmy zmuszeni do eksploracji danego terenu, tak aby znaleźć interesującą i często niezbędną rzecz tylko po to, aby dalej poruszyć fabułę. Nie ma tu jakiś wymyślnych zagadek, więc fani gier logicznych będą zawiedzeni, nie mniej często a gęsto musimy przeszukać poszczególny teren, tak aby znaleźć przedmiot X. Nie jest to zadanie trudne, ale często absorbujące, gdyż spora część rzeczy jest interaktywnych, a więc sam Lee ma możliwość coś podnieść, czegoś użyć lub też wyrazić opinię na dany temat. W tej sposób mamy możliwość poznania świata gry. Bardzo ważnym elementem są też dialogi. Z każdą z napotkanych w grze osób mamy możliwość chwilę pogadać, poznać czyjąś historię, o coś zapytać, w czymś pomóc. Jest to zajęcie o tyle ciekawe, że każda z postaci ma swoją własną oś fabularną, o każdym możemy dowiedzieć się czegoś ciekawego, a twórcy gry zadbali o to, aby każdy był na swój sposób ciekawy i niezapomniany. Dzięki zajmującym rozmowom mamy okazję zaprzyjaźnić i z czasem zżyć się z bohaterami gry, przez co sami wybieramy kto jest dla nas ciekawszym partnerem do dalszej gry. Świetna sprawa!
Sama gra zawiera też sporo elementów interaktywnych, zwanych po prostu... minigierkami. Polegają one na tym, że w danym momencie gry, zazwyczaj wtedy gdy akcja mocno przyspiesza, musimy szybko nacisnąć jakiś klawisz, tak aby wykonać jakąś czynność - zamknąć bądź otworzyć drzwi, odeprzeć atak zombie, strzelić z gnata czy też szybko się przemieścić. Tego typu czynności są o tyle ważne, że mają znaczący wpływ na gracza, który bez ustanku oczekuje jakiegoś nagłego zwrotu akcji, tak aby odpowiednio szybko zareagować, bo oczekiwanie na nasze działanie często jest ograniczone do kilku sekund. Dlatego The Walking Dead nie jest tylko nudną przygodówką, gdzie powoli i monotonnie klikamy sobie myszką, ale w dowolnej chwili musimy być gotowi na szybkie działanie, przez co gra jest zdecydowanie ciekawsza i wzbudza nasze zainteresowanie. Nagłe zwroty akcji występują dość często, a przez to, że historia w grze jest niezmiernie interesująca, tak każdy z epizodów jest dla nas często za krótki. Bo chciałoby się więcej, szybciej, mocniej i dłużej!
No i cóż... Przed nami ostatni odcinek pierwszej serii (tak, bo Telltale Games już planuje drugą serię, chociaż na razie nie wiadomo o niej KOMPLETNIE NIC poza tym, że prace nad nią ruszą po wydaniu ostatniego epizodu). W okolicach grudnia oczekujemy ostatniego, piątego odcinka, którego jak każdy fan serii - nie mogę się wprost doczekać! Tym bardziej, że czwarty epizod był, co tu dużo mówić... zaskakujący. Polecam tę grę serdecznie, nawet tym, którzy gier przygodowych nie lubią, bo The Walking Dead to jedno z największych zaskoczeń roku, a dla mnie jeden z kandydatów na grę roku 2012. Kilka informacji odnośnie gry: Gra jest dostępna na PC, Xbox 360 i PS3 Na chwilę obecną wersja na PC kosztuje 24,99 euro i zawiera wszystkie odcinki, łącznie z niewydanym piątym, który zostanie odblokowany w dniu premiery. Gra jest w wersji angielskiej, jeśli ktoś ma problem z tym językiem, to fani gry utworzyli już spolszczenia do trzech epizodów, nie wiem co z czwartym, ponieważ sam grałem w tę produkcję tylko w wersji anglojęzycznej, niemniej opcja polskich napisów istnieje. Jeśli ktoś nie chce się rozdrabniać i czekać na poszczególne epizody, może poczekać na zbiorcze wydanie, które zostanie wydane ponoć i na płytach. Zostanie wydane po premierze 5 epizodu. Przejście jednego epizodu, to ok. 2‑3h, co oznacza że wszystkie 5 odcinków wystarcza na ok. 10‑15h, w zależności od stylu gracza. To sporo jak na grę przygodową.