Blog (39)
Komentarze (861)
Recenzje (0)
@GregKovalKto nie lubi Wina?

Kto nie lubi Wina?

W zasadzie ten tekst to kontynuacja tematu podjętego w poprzednim artykule. Artykule zresztą dość wymownym, czyli Co ma granie do Linuksa? Miałem nadzieję, że pytanie zawarte w tytule i treść artykułu były dostatecznie wymowne, jednak większość odczytała go jako tekst przeciwnika grania w ogóle na Linuksie. Tekst jest jednak krytyką pewnej postawy użytkowników/graczy, którzy są święcie przekonani, że tylko komercyjność może dać przyszłość linuksowej rozgrywce i rozwojowi systemu w ogóle. Szkoda jednak, że tego poglądu nie podzielają sami deweloperzy Linuksa, ale to już temat na inny tekst.

420744

Poprzedni tekst był dość tendencyjny. Stawiając tezę skrytykowałem pewną postawę nie przedstawiając własnej koncepcji, która byłaby lepsza od proponowanej. Zważywszy jednak na długość poprzedniego tekstu nikt by chyba nie doczytał do tego momentu, gdzie przedstawiam swoją propozycję poprawy grywalności na Linuksie. W gruncie rzeczy jest jednak jeden pewien sposób poprawy rynku gier na Linuksie i jest nim program Wine.

In vino veritas...

Prawda jest jednak taka, że na dźwięk słowa Wine, każdy zatwardziały zwolennik grania na Linuksie znajdzie tysiące powodów na "Nie". Tysiące powodów nie na to, że Wine nie jest dobrym rozwiązaniem, tylko tysiące powodów na to, że granie na Linuksie jest bez sensu. Przynajmniej ja to tak odczuwam: Mam sposobność, aby zagrać w jakąś superprodukcję grową na Linuksie, ale ponieważ jest to przez Wine to ja nie mam zamiaru w to grać. Czy tak mówi prawdziwy gracz?!

W poprzednim artykule wysunąłem tezę, że to czego potrzebuje rynek gier linuksowych to nie nowe tytuły, a prawdziwi gracze. Linux graczy nie ma, bo czy gracz odradza swojemu koledze granie w jakiś tytuł, tylko dlatego, że to według niego nie ma znaczenia dla rozwoju rynku (czyli, że nikt nie zarobi na takim graniu)? Odpowiedź jest taka: gracz windowsowy zagra w tytuł jaki mu się podoba, nawet gdyby to oznaczało ściągnięcie go z internetu i pobranie cracka! Nadal obstaję przy tezie, że Linux nie ma graczy. I...

Sorry Wine2

Oczywiście ktoś może mi zarzucić, że "znajdą się gry, znajdą się gracze". Równie dobrze mogę powiedzieć, że wynajdę kwadratowe koło i znajdę dla niego użytkowników. Faktem jest jednak, że deweloperzy komercyjnych gier nie szukają dla swoich tytułów graczy, oni szukają NOWYCH graczy i niestety Linux nie może im tego dostarczyć, bo... nie ma graczy. Dla marketingowców/dystrybutorów od EA, Valve, czy Ubisoft, klient linuksowy to po prostu ta sama osoba, która już i tak kupuje ich gry pod Windowsem, wiec dlaczego dla tej samej osoby, która i tak już jest ich klientem mają inwestować w dziewiczy rynek zbytu, tylko dlatego, że takie jest "widzimisię" klienta? No chyba, że klient może przekonać do swojego poglądu dystrybutora, ale jak ma go przekonać skoro sam twierdzi, że na Linuksa nie ma graczy, bo najpierw są potrzebne gry. Pytanie jednak, jakie ma znaczenie w tym momencie granie przez Wine?

Granie poprzez Wine daje jasny sygnał deweloperowi gry - ja chce grać na tej platformie, a nie innej. Wiele osób twierdzi, że granie poprzez Wine nie jest zauważane przez deweloperów. To znaczy według nich nadal gramy na Windowsie, bo zapłaciliśmy za pozycję na Windowsa. No niezupełnie. Bo to tak samo jak z zakupem laptopa z Windowsem na pokładzie. Tak, zapłaciliśmy także za Windowsa, ale gdy go z niego wyrzucamy i instalujemy tam Linuksa to czy według komercyjnego świata nadal używamy Windowsa? Każdy marketing, który wydałby swojemu producentowi takie dane byłby co najmniej nieskuteczny. W statystykach przyjmuje się więc za skalę kwestię używania Windowsa w ramach całego rynku. To znaczy, nie jest ważne, ilu ludzi gra w daną grę tylko potencjalną liczbę nabywców, czyli liczbę użytkowników Windows (włącznie z piratami i tymi grającymi w covery z gazet, które są także niepoliczalne). Dlaczego więc granie poprzez Wine łatwo policzyć? Bo nie używamy Windows, a ten fakt już nie może ujść nie zauważony każdemu marketingowi. Krótko mówiąc grając poprzez Wine tworzymy alternatywny rynek, który nie jest kontrolowany poprzez żadną z firm.

Nie można nie zauważyć takiego nowego rynku, nawet jeśli płacimy cały czas za gry for Windows. Powiedziałbym, że byłoby głupotą dla producenta przymknąć oko na rynek (nawet szary rynek), na którym ktoś ma ochotę wydawać pieniądze. Faktem jest, że dzięki temu (graniu poprzez Wine) spędzamy miej czasu na usługach sugerowanych przez Microsoft, czyli programy, internet (dzięki któremu jesteśmy widoczni jako użytkownik Windows). I to właśnie jest podstawa "policzalności". Nie fakt zakupu programu tylko czas jaki z spędzamy użytkując go. Jednocześnie sugerowane są nam usługi, które dostarcza Linux (programy, internet), a to zdaje się jest głównym celem całej tej afery z grami dla Linuksa - przyciągnąć nowych użytkowników. Wine ma tu dość ciekawy pomysł, pozwalając uruchomić grę w oknie, co jest wygodne dla tych, którzy na przykład czekają na następny ruch przeciwnika w grze. Mogą przeglądać w tym czasie internet itp :)

"Wiele czyni młodość, wiele czyni wino. Talmud "
420754

Głównym jednak powodem, dla którego uważam, że Linux nie ma graczy jest fakt, ze ich nie widać, a jeśli nikt ich nie dostrzega to nie dostrzega ich także rynek. Ba, Linux wprowadza nawet nową kategorię "antygraczy", czyli osoby objawiające wszem i wobec, że na Linuksie nie można grać. Tej opinii nie stworzyli użytkownicy Windowsa, tę opinię powtarzają jak mantrę użytkownicy Linuksa. Mały przykład:

" Linuksiarz: Hey! Graliście już w Diablo 3? Windowsiarz1: Widzę, że zmądrzałeś i z powrotem masz Windowsa, he, he! L: Nie. Gram na Linuksie! W1 i W2: ??? L: To co, znaleźliście już ten poziom z kucykami?"

Oczywiście dla większości Linuksiarzy powyższy przykład to fatamorgana i to nie dlatego, że na Linuksa Diablo 3 nie ma, bo można tę grę uruchomić właśnie poprzez Wine. Dla Linuksiarza ten przykład jest nierealny, bo ... jak można nie rozmawiać o tak podstawowej rzeczy, jak grę się uruchomiło!? Odpowiedź jest prosta - bo to nikogo nie obchodzi!! Gracze rozmawiają o grach, a nie ile się da na takiej grze wycisnąć fps‑ów! Chcesz być graczem to rozmawiaj z graczami o grach. Nie wiesz co to znaczy: "lfm pve dps" to nie jesteś graczem. Nie porozmawiasz z innymi graczami i nie namówisz ich na użytkowanie Linuksa.

Rzyga się tak samo po Est Est jak i po jabcoku. Andrzej Sapkowski, Pani Jeziora

Ale przecież przez Wine nie można grać we wszystkie gry! I dobrze, bo wtedy by nikt już nie zrobił gry dla Linuksa. Według mnie jednak takie stwierdzenie może wysnuć tylko osoba, która w gry nie gra. Z każdym rokiem przybywa coraz więcej tytułów, w które można pograć poprzez Wine bez problemu, albo raczej z każdym rokiem ubywa gier w które nie można grać. Każdy przeglądając Wine AppDB, po jakimś czasie dojdzie do wniosku, że nie ma możliwości zagrania we wszystkie tytuły, które się tam znajdują, a które chodzą bez problemu. Tak samo jak nie ma możliwości zagrania we wszystkie tytuły jakie ukazują się na Windows. Bo nas nie stać na zakup tylu tytułów, bo nie mamy tyle wolnego czasu, aby w nie zagrać, bo dana gra używa tylko DX 11, bo nie ma jeszcze cracka itd, itp. Jest masa tytułów, w które użytkownik Windowsa nie pogra, pomimo tego, że tytuły są dostępne na jego platformę i wcale z tego powodu nie płacze. Tylko bierze następny tytuł.

Podobnie zresztą z gramy na konsole. Jest masa tytułów, w które użytkownik nie pogra, bo są tylko na konsole (i odwrotnie zresztą). Czy z tego powodu ma płakać i złorzeczyć na deweloperów Windows? Nie! Bo obowiązuje stara zasada: "Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal". Gracz nie żałuje takiej gry, bo nie wie nawet czy jest warta zagrania, czy ten cały splendor wokół niej nie jest przypadkiem marketingiem, a potem się okaże odgrzewanym kotletem. Skąd więc gracz wie, że warto grę kupić zagrać w nią? Od innych graczy. Ale nie gracz Linuksowy, bo ... na Linuksie nie ma graczy!

Gracze to specyficzna grupa użytkowników, to nie są użytkownicy, którzy mają ochotę pograć, to są użytkownicy, którzy uważają się graczy. Którzy spotykają się w multi, którzy rozmawiają swoim językiem, wymieniają się informacjami o grach, pożyczają sobie gry (tudzież "kopie zapasowe"). I to jest właśnie RYNEK GIER dla Windowsa (i konsol). Rynek, który sam się napędza i egzystuje poza oficjalnym marketingiem. Żadna z firm nie ma środków, aby taki rynek zbudować od podstaw, żadna z firm nie uświadomi użytkownikowi, że jest graczem itd. Nie ma więc podstaw do twierdzenia, że "Jeśli będą tytuły...", bo żaden z graczy linuksowych nie zidentyfikuje się z tytułem, którego nie zna i którego nie wspiera jego grupa wzajemnej adoracji, czyli inni graczy, których i tak przecież nie ma.

Wołowi, choćbyś wina nalał, pewnie leda w kałuży będzie wodę wolał. Mikołaj Rej, 1558

Granie poprzez Wine tworzy rynek graczy dla Linuksa. To nic, że nie jest to policzalny oraz niewidoczny rynek. Chociaż właściwie to jest. Wpływ grania w ten sposób łatwo policzyć, ponieważ wpłynie on na rozwój Wine, a co za tym idzie jeszcze więcej tytułów i jeszcze więcej graczy, więcej zgłoszonych błędów, lepsze działanie Wine, więcej tytułów... itd. To nic, że nadal rynek taki jest ignorowany przez producentów, bo oni i tak na tym już zarabiają. Trzeba być jednak idiotą, żeby taki rozwijający się rynek ignorować z dwóch prostych powodów.

420764

Po pierwsze Linuksiarze tworzą dość specyficzną grupę odróżniającą ją od innych użytkowników komputerów (Windows, konsole). Czyni to specyfika Linuksa (otwarte źródła itp.), oraz cele w jakich używa się tego systemu. Podobny błąd popełnili kiedyś producenci Amigi twierdząc, że PC to żadna konkurencja, bo to komputer do codziennego użytku. To co miało za sobą PC to jednak rozwojowa architektura sprzętu, dla której często ten komputer był wybierany. To co na początku producenci gier uznawali za wadę, okazało się stymulatorem rynku gier (min. poprzez popularność FPS‑ów) i doprowadziło do spadku popularności Amigi. Stworzyło to też specyficzną grupę użytkowników-graczy, którzy nie kupowali komputera "tylko do gier" jak w przypadku Amigi (widział ktoś kiedyś, żeby Amigi używano w biurach?). W każdym razie ta otwartość architektury sprzętu jest tym co stymuluje runek gier, poprzez dawanie nowych możliwości "dajrektiksowi" i kolejny powód do wymiany sprzętu. Specyfikę obcą graczom konsolowym. I Linux ma też swoją specyfikę i kolejny powód dla którego nie można go ignorować. Czyli...

... powód numer dwa - otwartość. To prawda, że nie ma rynku gier otwarto-źródłowych, ale nie dlatego, ze tworzenie gier to duże koszta. Nawet małe koszta to duża strata jeśli się nie zwrócą, a nie zwrócą się na pewno, jeśli nie ma nabywców dla produktu. To nie dlatego nie ma otwartych gier dla Linuksa, że to się nie opłaca, tylko dlatego (kolejna mantra), bo Linux nie ma graczy. Trzeba być więc idiotą żeby ignorować Wine-Linux na poletku komercyjnym, ale jeszcze większym idiotą byłby ten, który zignorował taką liczbę klientów na własnym podwórku i to klientów, którzy płacą, oraz klientów, którzy rozwijają programy otwarte, czyli Wine. Taki rynek to łakomy kąsek zarówno dla tych, którzy chcieliby pisać gry otwarte, bo jest spora liczba użytkowników zgłaszających błędy do programu Wine i często własny kod. Taki rynek to też raj dla osób chcących pisać gry komercyjne tylko dla Linuksa, bo... nie ma tu konkurencji.

„jedna beczka wina potrafi zdziałać więcej cudów niż kościół pełen świętych”. przysł. hiszpańskie

Opowiem wam bajkę o konkurencji. Bajkę zresztą prawdziwą, którą można łatwo zweryfikować. Powszechnie się sądzi, że obecność Photoshopa mogłaby sprawić wzrost popularności Linuksowi. Logika jest taka: Windows ma Photoshopa, Windows jest popularny, Photoshop to sprawił. Tylko, zapyta się pewnie każdy wątpiący, dlaczego ten sam program nie przyniósł popularności systemowi od Apple?

Zanim zaczniesz, drogi czytelniku, wymyślać kolejną bajkę o tym, że OSX jednak rośnie w popularność, że konkurencja ze strony wersji Windows, że za drogo itd. Należy najpierw wziąć pod uwagę jeden zasadniczy fakt - Photoshop był na komputerach Apple wcześniej niż jego wersja dla Windows, ten program powstał dla komputerów Apple i rozwijał się na nich przez ponad 3 lata, zanim trafił na Windows (jeszcze nie oficjalnie, powstała tylko wersja dla tego systemu). PS miał już w tej chwili obsługę warstw i zakładek. Program zdobył także dla komputerów Apple prestiż sprzętu idealnego dla grafików i DTP‑owców. Po co więc Windows, skoro sprzęt/systemy Apple już maja klientów? Bo taki rozwijający się rynek nie może ujść uwadze konkurencji, z którą potem przyjdzie nam walczyć. Dlaczego więc nie wyprzedzić konkurencji? Windows miał swoje zalety, które odróżniały go od Apple. Tańszy sprzęt, z możliwością rozwoju i wymiany na alternatywne produkty. Same systemy nie różniły się aż tak bardzo jeśli chodzi o użytkowość, tak jak ją pojmujemy obecnie. Adobe wiedziało więc, że trzymanie się jednego źródła wcale nie oznacza, że drugie przestanie płynąć. Także zdobycie przewagi Windowsa nad Apple może zdeprecjonować także prestiż oprogramowania dostępnego na te komputery i późniejsza ucieczka na Windowsa może być odczytana jako brak pewności w kwestii rozwoju. Tak więc to nie Adobe uczyniło Windows popularnym, ono popłynęło po prostu na fali jego rosnącej popularności. Dlaczego więc nie ma Photoshopa dla Linuksa, bo nie ma tam KONKURENCJI. Pomijając GIMP, który jest bez powodu krytykowany przez własnych użytkowników, podczas gdy na Windows jest coraz bardziej popularny. W każdym razie Adobe ma dobry powód, aby nie tworzyć takiej wersji, bo Linuksiarze sami wykańczają jego konkurencję.

Konkurencja to podstawowy stymulator rynku. Nie mówię, żeby od razu konkurencję, jak Krzyżaków, zapraszać na własne podwórko. Chodzi o mały szantaż w postaci, jeśli nam nie dacie programu X to my będziemy wspierać program Y i to robimy oczywiście. To zawsze działa i wiedzą o tym doskonale użytkownicy Windows. Przypomina mi się w tym momencie sytuacja Kinecta. Wstępnie sprzęt miał być przeznaczony tylko dla XBoksa? Dlaczego MS nie zrobił sterów także dla Windows? Bo stworzyłby sam dla siebie konkurencję, czyli użytkownicy Windowsa nie kupiliby także XBoksa. Dlaczego więc w końcu MS zdecydował się na wydanie sterowników dla Windows? Bo Linuksiarze stworzyli wcześniej takie sterowniki. Jest konkurencja - jest rynek zbytu. MS nie może sobie teraz pozwolić, żeby czyjeś oprogramowanie działało lepiej niż jego własne (na bezrybiu ...) i nie może pozwolić, aby te oprogramowanie istniało na innym rynku (for Linux). Dlatego trzeba przeciwdziałać konkurencji tworząc lepszy produkt, aby niktnie chciał jej używać. Faktem jest, że nawet gdyby użytkownicy Windowsa polewali się benzyną pod siedzibami MS to Kinect dla nich by nie powstał, a konkurencja załatwiła taką wersję w ciągu tygodnia.

Wino czyni ubogiego bogatym w fantazje, a bogatego biednym w rzeczywistość. Platon

Wine to okazja do pokazania środkowego palca wszystkim znienawidzonym deweloperom zamkniętego oprogramowania. Osoba, która twierdzi, że prezentuje gry dla Linuksa, bez tej otoczki wojny pomiędzy systemami i jednocześnie krytykuje używanie Wine (bo się nie opłaca, bo nie ma gier, bo deweloperzy nie widzą...) jest dla mnie hipokrytą. Albo ktoś chce rozwoju Linuksa i wspiera każdy element tego systemu, albo po prostu chce tylko rozwoju rynku gier komercyjnych. W tym drugim przypadku, chyba i tak ten rynek ma się dobrze i bez naszej ingerencji.

W każdym razie, powyższym artykułem nie chciałem pokazać, że Wine to panaceum na każdą dolegliwość. Chciałem tylko pokazać, że na pewno nie jest szkodliwe, a już na pewno ma pozytywny wpływ na rozwój Linuksa i jest pod tym względem skuteczniejsze niż lamenty i apele do producentów. Jest to doskonały środek na stymulowanie konkurencji, na rozwój środowiska osób grających, na stworzenie potrzeby powstawania także gier otwarto-źródłowych (bo są gracze). No chyba, że nie chcemy, używając Wine rzucać kłód pod nogi deweloperom zamkniętych gier? Tylko w takim razie - Co ma granie do rozwoju Linuksa ?

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)