Blog (6)
Komentarze (225)
Recenzje (0)
@jarodebombelO tym, że bycie S.M.A.R.T.-y nie popłaca...

O tym, że bycie S.M.A.R.T.-y nie popłaca...

Dzisiaj będzie na wesoło i smutno, dramat w trzech aktach:

Akt I

Pewnego pięknego dnia znajomy poprosił mnie, abym wpadł do niego bo „komputer wolno chodzi”. W sumie – czemu nie. Do roboty specjalnie nie miałem co…

Podejrzewałem, że powód owego „wolnego chodzenia” jest standardowy – niespodzianki z internetu. Zwłaszcza, że wspomniany znajomy nałogowo ściągał muzykę z internetu i sieci p2p, w tym drugim przypadku nawet nie wiedział, gdzie to się zapisywało… A później to znalazłem przypadkiem, dziwiąc się, czemu jeden z folderów waży aż kilka GB. Ale wracając do naszej sprawy. Po uruchomieniu owego peceta pierwsze co rzuciło mi się w oczy to informacja o błędach S.M.A.R.T. na dysku wyświetlana już na ekranie startowym BIOS-u.

Jako fachowiec poinformowałem kolegę, iż dysk ledwo zipie i wybiera się do „krainy wiecznego odpoczynku” oraz o tym, że konieczny jest pilny zakup nowego nośnika. Osobnik przyjął to do wiadomości, po czym ja przyjąłem, iż on to zrozumiał, co okazało się fikcją… Dalsza część pracy przebiegła jak zawsze – aktualizacja bazy wirusów, usunięcie syfu, poinstruowanie co do profilaktyki. No i przypomnienie o dysku… również dla jego rodzinki. A co, niech wiedzą! A po robocie szklaneczka zimnej coli w domu (dla niewtajemniczonych – abstynentem jestem).

Akt II

Miesiąc po „naprawieniu komputiera” spotkałem znajomego i pytam się go, czy dysk kupił. Stwierdził, że nie – nie jest to konieczne(!)(?). Na moje pytanie skąd taka decyzja stwierdził, iż był u innego znajomego, on też „coś tam robił i patrzył” i dysk jest dobry. Nawet sugestia o większej ilości miejsca nie trafiała (stary hdd miał 40 GB, nowy miałby 100+ GB).

Odpuściłem, nie będę się narzucał. Nie wiem, kim był ten „fachowiec”.

Akt III

Po kolejnym miesiącu znów zostałem wezwany do kolegi. Powód – reinstalacja systemu + sterowniki + oprogramowanie. Myślę – fajnie – nowy sprzęt sobie sprawił, pobawimy się. A tu lipa!

Okazało się, że rzeczony dysk ducha wyzionął ducha… Regularne stukanie głowicy mówiło samo za siebie ^_^ . Kolega został z nowym dyskiem. Cóż, trzeba było przystąpić do czynności instalacyjnych.

Instalowało się i instalowało i przyszedł tatuś kolegi. I pyta się: „Słuchaj, a na tym starym dysku były wszystkie zdjęcia rodzinne. Da się je jakoś odzyskać?” Moja odpowiedź była szczera: „Da się to zrobić.” Tu serdeczny uśmiech taty. „W profesjonalnym serwisie odzyskają dane. Koszt to jakieś 500‑2000 tyś. zł” Panu starszemu zrzedła mina. Na co ja: „A uprzedzałem, że dysk siada i potrzebny nowy…”

Kurtyna!

A na poważnie. Lepiej nie ignorować błędów S.M.A.R.T. ani wolniejszej pracy komputera, gdy wykluczyliśmy winę softu. Utrata danych może być boleśniejsza niż koszt nowego dysku. Wiem, że to dla większości obytych w tym fachu banał i wiedza podstawowa, ale wielu zwykłych userów o tym nie wie. Ani o backup-ach nie słyszało.

A później jest „płacz i zgrzytanie zębów”…

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)