Przygody młodego technika – część II – pierwszy tydzień
31.05.2016 | aktual.: 01.06.2016 10:59
Moje wcześniejsze rozważania zakończyły się na pierwszym dniu w nowym mieście. Przeżycia i emocje były dość spore, lecz to był dopiero początek. Wszystko się powoli rozkręcało. Rozkręcali się też nasi pracodawcy/nauczyciele, którzy dawali coraz trudniejsze zadania. Natomiast pomocy językowej było coraz mniej. Podstawowe wyrażenia dość szybko trzeba było sobie przyswoić, gdyż bez nich życie w Niemczech było po prostu trudniejsze. Zobaczmy więc, co działo się w pierwszym tygodniu praktyk .
Zaczynamy – pierwsze dni
Debiut był stosunkowo najgorszy. Każdy się obawiał momentu, kiedy będzie musiał stanąć przed człowiekiem rozmawiającym w obcym języku. Nawet, jeśli się zna podstawowe wyrazy i wyrażenia, to w obliczu spotkania z prawdziwym Niemcem nie zawsze wszystko chce wyjść tak, jak wyjść powinno. Nieoceniona była pomoc językowa opiekunki praktyk w pierwszych dniach. Dzięki temu łatwiej było zrozumieć poszczególne tematy, z którymi w Polsce nie mieliśmy do czynienia. Niestety, polski program nauczania jest trochę „przestarzały” pod tym względem i często uczy rzeczy, które właściwie nie są do niczego potrzebne.. Tylko dobra wola i chęć nauczycieli pozwala poznać nowszą technologię, której używamy obecnie.
Jak wyglądał pierwszy dzień praktyk? Pobudka o godzinie 6:00. Każdy musiał sobie sam ustawić budzik, telefon lub coś w tym rodzaju. Gdyby ktoś zaspał, czekałby na niego jogging w kierunku przystanku autobusowego. Zresztą, kilka osób z mojej grupy doświadczyło tego na własnej skórze. Nie jest to przyjemne uczucie.
Po przebudzeniu trzeba „ogarnąć” wszystkie najważniejsze sprawy związane z poranną toaletą. Jeśli nie jest się przyzwyczajonym do szybkiego załatwiania takich spraw, najlepiej obudzić się kilkanaście minut przed zalecaną godziną szóstą. Obowiązkowe punkty porannego planu zajęć to: poranna toaleta, przygotowanie materiałów potrzebnych w pracy oraz wymaganych dokumentów. Do pracy dojeżdżamy autobusem, stąd też niezbędny jest bilet miesięczny. Gdyby dany osobnik zapomniał go wziąć z pokoju, czeka go wydatek kilku euro na bilet jednorazowy (nieopłacalne) lub zapłacenie kary za „jazdę na gapę” wynoszącej kilkadziesiąt euro (jeszcze gorzej). Autobusy, poza pierwszym spotkaniem, omówionym w poprzedniej części, przyjeżdżały na przystanek punktualnie. Tłok w niemieckich autobusach i tramwajach jest często przerażający. W godzinach szczytu można zapomnieć o miejscu siedzącym. W Polsce (przynajmniej w mojej miejscowości) bardzo rzadko można ujrzeć taki widok. Warto jeszcze zwrócić uwagę na układ komunikacji w niemieckich miastach. Komunikacją miejską można dojechać wszędzie. Jest ona tak skonstruowana, że posiadanie samochodu w celu poruszania się jedynie po mieście jest praktycznie bezcelowe.
Po tej małej dygresji wróćmy do relacji. Po przyjechaniu i przejściu paru kroków docieramy do miejsca naszych szkoleń. Jest to obszerny kompleks, złożony z kilku budynków, widoczny na zdjęciu. Po wejściu do budowli i przejściu kilku zawiłych korytarzy dotarliśmy na aulę. Tę samą, na której wcześniej mieliśmy spotkanie organizacyjne. Mogliśmy zostawić tutaj swoje rzeczy, gdyż pomieszczenie to było zamykane na klucz na czas naszej nieobecności. Następnie zostaliśmy odprowadzeni do miejsca kaźni – pracowni obrabiarek CNC. Właśnie tym tematem mieliśmy zajmować się przed pierwszy tydzień.
Usiedliśmy wygodnie na krzesłach przed komputerami. Przed nami znajdowało się duże, drewniane biurko, a za nim, na ścianie, ogromna tablica. Charakterystyczną cechą była możność przesuwania jej w górę i w dół. Dzięki temu można było dostosować położenie tablicy do oczekiwań opiekuna i uczniów. Pierwszego dnia zajmowaliśmy się matematycznymi podstawami teorii CNC. Obejmowały one dwuosiowy oraz trójosiowy układ współrzędnych. Pierwsze zadania polegały na podaniu współrzędnych zaznaczonych punktów. Praktycznie każdy poradził sobie z tym bezproblemowo. Potem zostaliśmy pokrótce wprowadzeni w budowę i zasadę działania tokarki/frezarki CNC. Poznaliśmy podstawowe polecenia języka, służącego do sterowania tymi urządzeniami. W czasie zajęć przysługiwało nam kilka krótszych lub dłuższych przerw, na które z chęcią wychodziliśmy, aby przedyskutować zarówno nowo poznane jak i utrwalone już tematy.
Powrót do domu, po 8 godzinach pracy był standardowy i bezproblemowy. Komunikacja miejska była w naszym przypadku idealnie dopasowana i autobusy/tramwaje przyjeżdżały praktycznie w idealnej porze. Dzięki temu mogliśmy szybciej wrócić do Wohnheimu, w którym mogliśmy prawie dowolnie dysponować resztą swojego czasu.
Czas wolny
Metod na spędzanie wolnego czasu po pracy było bardzo wiele. W samym Wohnheimie został nam udostępniony bilard, ping-pong oraz siłownia. Na parterze znajdowała się sala komputerowa, z której niestety jeszcze nie miałem okazji skorzystać. Na naszym piętrze znajdował się też salon, w którym można było np.: oglądać niemiecką telewizję. Urządzenie na naszym piętrze było dość starego typu, ale na pierwszym znajdował się nowoczesny LED. Można było np.: podpiąć konsolę czy potężniejszego laptopa i rozegrać partyjkę w jakąś grę komputerową.
Dosyć często organizowane były różne (przymusowe i nieprzymusowe) wycieczki na miasto wraz z opiekunami. Obejmowały one np.: kupno niezbędnego do przeprowadzania wszelkiego rodzaju prań proszku, czy startera z Internetem (o czym była już wcześniej mowa). W międzyczasie zwiedzaliśmy również Zwickau. Szczególnie zachwyciła niemiecka katedra, znajdująca się mniej więcej w centrum. Niestety, nie mieliśmy okazji wyjść na szczyt wieży, gdyż gonił nas czas, ale sam widok z zewnątrz może zapierać dech w piersiach. Pozostałe obiekty również robiły duże wrażenie.
Oczywiście, w czasie wolnym również samodzielnie, bez opieki mogliśmy opuszczać budynek posiadający rolę „tymczasowego” domu. Na naszym piętrze w salonie znajdowała się specjalna lista. W przypadku wyjścia, należy się koniecznie na niej zapisać. Niezbędne do podania są: godzina wyjścia, cel, oraz osoby uczestniczące w wypadzie. Po powrocie należy dopisać godzinę powrotu. System ten sprawdza się wyśmienicie, gdyż w każdej chwili można sprawdzić, czy ktoś jest na miejscu, czy gdzieś polazł.
Jedzenie oraz zwyczaje panujące w Wohnheimie
Przez pięć dni w tygodniu razem z nami w budynku mieszkają także Niemcy. Szczególną zasadą, wartą zapamiętania jest mówienie „Guten Morgen" za każdym razem, kiedy kogoś z rana widzimy. Jest to podstawowa zasada grzecznościowa, do której należy się przyzwyczaić.
Poruszać i korzystać można ze wszystkiego, co jest nam udostępnione.. Nie mniej jednak, należy przestrzegać kilku reguł. Przede wszystkim, od godziny 22:00 każdego obowiązuje cisza nocna. Wtedy już każdy powinien być w swoim pokoju, wszelkie sprawy fizjologiczne powinny być załatwione, a światła powinny być pogaszone. Nie zawsze jest to możliwe. Jednakże, staramy się przestrzegać tych zasad.
W weekendy jest luźniej, gdyż budynek opuszczają wtedy Niemcy. Jedynymi gośćmi jesteśmy wtedy my. Tak więc, o ile nie przeszkadzamy opiekunom i zarządcom budynku, to wyżej wymienione zasady można nawet nagiąć mocniej niż zwykle.
Śniadania zwykle są podawane o godzinie 6:30. Można wybrać dowolne elementy z wybranego zestawu. Opcji jest codziennie bardzo wiele. Każdy znajdzie coś dla siebie.
Jeśli chodzi o obiady, a właściwie obiado-kolacje. Podawane są dość późno, bo około godziny 16:00. Wynika to po części z niemieckich zwyczajów. Ogólnie, Niemcy jedzą później niż Polacy. Jedzenie jest w zasadzie podobne do polskiego. Oczywiście są rzeczy, których w Niemczech się nie je, (np.: rosół). Poza tym większość dań jest przyrządzana bardzo podobnie. Większość obiadów, nawet jeśli nie ze smakiem, to da się zjeść. Lista dań na cały tydzień jest zwykle rozpisana koło kuchni. Także każdy, kto tylko jest chętny, może sobie przetłumaczyć tą listę i dowiedzieć się, co go czeka w najbliższych dniach. Do obiadu, we własnym zakresie można przyrządzać sobie coś do jedzenia z dowolnych dostępnych w danym dniu składników.
W przypadku innych rzeczy, to możemy robić praktycznie wszystko. Jedyną zakazaną rzeczą jest alkohol. Warto zwrócić uwagę, że w Niemczech, w przeciwieństwie do Polski, pić można w każdym miejscu – w parku, na przystanku, na ulicy, na ławce. Jest to dopuszczalne do tego momentu, dopóki dana osoba nie staje się zagrożeniem dla siebie i innych. Ale jeśli chodzi o praktykantów, to wszelki alkohol jest zabroniony.
Bardzo ważną rzeczą jest higiena, szczególnie przy miesięcznym wyjeździe. Również w tym punkcie my różnimy się od Niemców. Polak, z natury raczej wstydliwy (jeśli chodzi o nagość) nie jest przyzwyczajony do kąpania się nago pod prysznicem bez parawanów, czy zasłonek. Niemcy nie mają w tym względzie żadnych barier. Im nie przeszkadza, że latają całkowicie nago koło innych. Jednakże i na ten problem znalazły się różne sposoby, których, ze względu na konieczność poruszenia innych, ważniejszych tematów, nie będę przytaczał.
Praktyki, pierwszy tydzień
Praca wyglądała każdego dnia praktycznie podobnie. Przychodziliśmy do pracy około godziny siódmej. Następnie pracowaliśmy 8 godzin, wychodząc około godziny 15:30. W kolejnych dniach pierwszego tygodnia praktyk jednym z najciekawszych tematów, którymi się zajmowaliśmy były właśnie frezarki i tokarki CNC. Drugiego dnia, po gruntownym poznaniu podstaw, zaczęliśmy już pisać pierwsze, najprostsze programy. Poznaliśmy składnie najważniejsze funkcje sterujących działaniem obrabiarek sterowanych numerycznie. Programy pisaliśmy najpierw na kartkach, aby trzeciego dnia tygodnia przystąpić do pracy na symulatorze. W razie problemów zawsze można było poprosić o pomoc niemieckiego nauczyciela. Jeśli mieliśmy problem z „wysłowieniem się” w obcym języku, zawsze obok znajdowała się „pomoc językowa” w postaci opiekunki praktyk.
Czwarty dzień to było już tylko szlifowanie zdobytych i utrwalonych wiadomości. Rozwiązywaliśmy różne zadania programistyczne. Łatwiejsze i trudniejsze, stanowiły podstawę do poprawnego zrozumienia zasady działania omawianych maszyn.
Piątego dnia mogliśmy opuścić salę teoretyczną, aby przejść do praktyki. Pod opieką niemieckiego nauczyciela mogliśmy wprowadzić nasz program do prawdziwej tokarki. Nie jest to tak skomplikowane, jakim się wydaje. Każdy mógł wytoczyć swój przedmiot i zabrać go sobie na pamiątkę. Przy okazji, zostaliśmy poinformowani o historii pracowni oraz przyszłościowych planach jej rozwoju.
Na tym zakończył się ostatni dzień roboczy pierwszego tygodnia praktyk. Lecz to jeszcze nie koniec, gdyż pozostaje …
Weekend
Praktyki to nie tylko praca. To także wypoczynek i poznawanie kultury goszczącego kraju. W takim właśnie celu w sobotę pierwszego tygodnia praktyk została zorganizowana wycieczka do stolicy Republiki Federalnej Niemiec, największego miasta Brandenburgii – Berlina. Planowaliśmy odwiedzić bardzo wiele miejsc. Aby zrealizować plan należało wstać wcześniej niż zwykle – około godziny piątej. Śniadanie zostało podane również o wcześniejszej porze – 5:30. Trzeba było zaopatrzyć się w odpowiednią ilość jedzenia i wody, gdyż czekała nas prawie sześciogodzinna podróż.
Miejscem zbiórki stał się plac przed Wonheimem. Zaskakująco, wszyscy dodarli na miejsce zbiórki przed czasem. Jest to rzadko spotykane, gdyż praktycznie codziennie ktoś uprawia poranny „jogging” próbując dogonić maszerującą w stronę przystanku grupę. Wobec tego, mieliśmy duży zapas czasu i mogliśmy się spokojnie skierować w kierunku przystanku tramwajowego. Wobec tego, że główny dworzec jest po drugiej stronie miasta, należało dotrzeć tam komunikacją miejską.
Pogoda dopisała niesamowicie. Tego poranka było co prawda dość chłodno, ale piękne błękitne niebo nie nosiło znamiona ani jednej burzowej chmurki. Komunikacja miejska działała tego dnia wyśmienicie. Wszystkie „przesiadkowe” pojazdy odwiedziły pasażerów zgodnie z rozkładem. Dzięki temu bez problemów dotarliśmy do dworca głównego Zwickau. Tam dostaliśmy całodniowe, grupowe bilety. Kawałek papieru musiał zostać uzupełniony imionami i nazwiskami członków grup. Wszystko poszło bardzo sprawnie i już po chwili znaleźliśmy się w pociągu.
Kurs do Berlina nie był bezpośredni. Należało wykonać trzy przesiadki. Podczas tych wejść i wyjść należało się pilnować grupy, aby przypadkiem nie zostać w środku Niemiec z problemem powrotu do domu.
Podróż przebiegała bardzo miło. Niektórzy spali, inni rozmawiali lub oglądali krajobrazy przez duże, szklane okna. Co zadziwiło mnie na trasie z Zwickau do Berlina? Po raz kolejny pochwalę zaangażowanie niemieckiego rządu w promowanie energii odnawialnej. Farmy wiatrowe (których w Polsce jest bardzo mało) i fotowoltaiczne (których w naszym kraju w ogóle nie widziałem) robią niesamowite wrażenie. Niekończące się linie błyszczących w czerni, oświetlanych przez blask niemieckiego słońca panele słoneczne robią niesamowite wrażenie. Jednakże, poza tym nic w czasie podróży nie zwróciło mojej uwagi..
Dotarliśmy do Berlina około godziny jedenastej. Mnie, jako pochodzącego z małej miejscowości, zaskoczył niewyobrażalny ogrom i potęga głównego berlińskiego dworca. Zrobiliśmy ogrom zdjęć. Po opuszczeniu tej ogromnej budowli zaczęliśmy kierować się w stronę pierwszego celu naszej podróży – muzeum pandemońskiego.
Wobec tego, że było bardzo niewiele czasu, należało się pospieszyć. To było przyczyną kilkukrotnego złamania przepisów drogowych o zakazie przechodzenia na czerwonym świetle. Mam nadzieję, że niemieccy policjanci, pilnujący prawa i porządku wybaczą nam tę drobną niefrasobliwość.
Pierwszym obiektem, który odwiedziliśmy po opuszczeniu dworca był potężny budynek niemieckiego parlamentu – Bundestag. Właśnie w tym miejscu często rozwiązywały się kluczowe dla losów świata sprawy. Przed budynkiem znajdowała się dość spora liczba turystów.
Kolejnym celem, odwiedzonym przy okazji był symbol potęgi niemieckiego imperium – Brama Brandenburska. Czasu było bardzo niewiele, także nie zatrzymywaliśmy się w tym miejscu na dłużej.
Muzeum Pergamońskie, o którym wspominałem wcześniej, było jednym z głównych celów naszych wojaży. Poznać w nim można głównie historię starożytną – dzieła starożytnych kultur. Niektóre z tych cywilizacji już dawno temu zostały pokonane przez swoich silniejszych konkurentów. Jednakże ślad po ich istnieniu dzięki wykopaliskom przetrwał. Możemy je oglądać właśnie w tym muzeum.
Po opuszczeniu tego zachwycającego budynku i kilku minutach przerwy, mogliśmy skierować się w stronę kolejnego muzeum – NRD. Było to doświadczenie całkowicie inne niż w przypadku poprzedniego centrum sztuki. Muzeum NRD było tzw. „muzeum interaktywnym”. Znaczy to tyle, ,że można nie tylko oglądać eksponaty z daleka, ale także je dotknąć, poczuć fakturę ich powierzchni i przyjrzeć im się z bliska. Przedstawione obiekty mówiły o historii wschodnich Niemiec istniejących za czasów Układu Warszawskiego.
Jednym z ostatnich punktów, który mieliśmy odwiedzić była wieża telewizyjna. Tej ogromnej, zapierającej dech w piersi budowli praktycznie nie można było objąć wzrokiem. Ostatnim punktem podróży był Alexanderplatz. Czas wolny mogliśmy spędzić na samodzielnym chodzeniu po okolicy. Po upłynięciu tych kilkudziesięciu minut zaczęliśmy chętnie kierować swe kroki w kierunku dworca.
Słowem zakończenia
Tak upłynął pierwszy tydzień naszych majowych praktyk. Było ciekawie i interesująco. Pozostały jeszcze trzy tygodnie, w czasie których miało nas czekać jeszcze sporo przygód. Kolejne dni robocze miały zostać poświęcone pneumatyce i elektronice, ale o tym w następnym odcinku.