MacBooki z M1 w praktyce, różnice pomiędzy Air a Pro, który model kupić i na co zwrócić uwagę
MacBooki oparte na układzie M1 są na rynku już od ponad 3 miesięcy, mimo to nadal na grupach poświęconych Apple pojawia się mnóstwo pytań na ich temat. Jak sprawują się w praktyce, który model kupić - Air czy Pro, w jakiej konfiguracji i gdzie. Postanowiłem wszystko to zebrać w jeden wpis, bazując na moich doświadczeniach - najpierw z MacBookiem Air M1, a obecnie Pro M1.
TL;DR Jeżeli najbardziej interesują Was różnice pomiędzy modelami oraz wskazówki którą konfigurację kupić, możecie pominąć pierwszą część tekstu ;)
przełoM1
Wielkie słowa w branży elektronicznej już dawno się zdewaluowały. Rewolucja, kamień milowy, przełom - to wszystko słyszeliśmy już tyle razy i prawie za każdym razem były to wyświechtane slogany marketingowe.
Bo jakież to rewolucje mieliśmy w ostatnich latach? Aparaty w smartfonach? OK, niechże będzie to rewolucja - wszak postęp na tym polu jest gigantyczny. Nie nastąpił jednak nagle, tylko trwa od lat.
To może szybsze pamięci masowe? Postępujące wypieranie ślamazarnych talerzowych dysków twardych na rzecz pamięci SSD z prędkościami odczytu najpierw 100, 200, 500, a w końcu nawet 2000, 3000 MB/s.? Robi wrażenie, ale to również ewolucja, która trwa od dekady. Nie wspominam już nawet o nowych numerkach procesorów Intel Core - niby coś tam się zmienia, niby jest trochę szybciej, niby bardziej energooszczędne, ale... szału nie ma.
I tu właśnie wchodzi Apple "całe na biało" i prezentuje swój autorski układ SoC o nazwie M1. Ze zintegrowanym 8‑rdzeniowym procesorem, 7- lub 8‑rdzeniowym układem graficznym, układem Apple Neural Engine, procesorem obrazu, kontrolerem pamięci masowej, jednostkami wspomagającymi kodowanie i dekodowanie multimediów oraz bezpieczeństwo, a to wszystko wykonane w architekturze ARM i procesie technologicznym 5 nm.
Co to jednak oznacza w praktyce? O co ten szum? Nie wchodząc specjalnie w kwestie techniczne, przede wszystkim o dwie rzeczy: odejście od architektury x86 (czyli dotychczas stosowanych procesorów Intela) oraz energooszczędność wynikającą między innymi z podziału rdzeni procesora na 4 wydajne i 4 energooszczędne oraz z samego procesu technologicznego.
Nowatorskie rozwiązania nie zawsze muszą jednak sprawdzać się w praktyce. Największą zagadką było więc jak to faktycznie działa?
Jak działa? Fenomenalnie!
Trudno wyobrazić sobie komputer, który działa tak płynnie, tak szybko, a jednocześnie jest bezgłośny i chłodny nawet przy dużym obciążeniu. Przyzwyczailiśmy się, że duża wydajność oznacza szum wentylatora (poprzednie generacje MacBook Pro), grzanie się (MacBook Air). Podobnie na laptopach z Windowsem. Tutaj nic takiego nie ma miejsca - nawet podczas renderowania filmów w rozdzielności 4K.
W tym miejscu trzeba zaznaczyć, że odbywa się to błyskiem - w moim poprzednim MacBooku Pro Early 2015 renderowanie raptem kilkuminutowych klipów Full HD trwało nawet po kilkadziesiąt minut, natomiast tu zajmuje to krócej niż czas trwania klipu.
Pod dużym znakiem zapytania stała natomiast kompatybilność, czyli jak dotychczasowe aplikacje stworzone pod architekturę x86 będą działać na ARM. Okazuje się, że zaskakująco dobrze!
Najnowszy system MacOS 11 BigSur, stworzony specjalnie z myślą o układach M1, posiada wbudowany "emulator" o nazwie Rosetta 2, który umożliwia uruchamianie aplikacji napisanych dla architektury x86. To zaś jest nieuniknione, bo lista programów przepisanych przez twórców na nową architekturę jest nadal niewielka. Z używanych przeze mnie m.in. Pixelmator Pro, trio Affinity Designer, Photo i Publisher (swoją drogą jest na nie obecnie fajna promocja), a także DaVinci Resolve i Slack. Siłą rzeczy trzeba się więc posiłkować Rosettą.
W moim przypadku na pierwszy ogień poszedł pakiet CorelDRAW Graphics Suite. Oprogramowanie, który nigdy nie słynęło ze stabilności - i to nawet bez emulacji ;) Nie miałem wielkich oczekiwań, szczególnie że przy pierwszym uruchomieniu Corela system wyświetlił monit o konieczności uruchomienia Rosetty, po czym... program został nieoczekiwanie zamknięty ;) Kolejne uruchomienia poszły już jednak bezproblemowo. Od tego momentu wykonałem na nim kilka projektów, wszystko działało bez zarzutu.
Bez zarzutu jest też praca z innymi aplikacjami z których korzystam (Luminar 3, HandBrake, Atom, Synology Surveillance Station Client, SADPTool, WhatsApp, Cyberduck, balenaEtcher, Keka), a nawet tych nadgryzionych już "zębem czasu" (np. ForkLift 2, RightZoom).
Co naturalne, problemu nie ma też z aplikacjami dostarczanymi wraz z systemem, a tych (tu uwaga do użytkowników Windows) Apple dostarcza przecież całkiem sporo - od przeglądarki (Safari), klienta poczty (Mail), przez kompletny pakiet biurowy (Pages, Numbers, Keynote), programy multimedialne (iMovie, GarageBand), po różne narzędzia. Wszystko to działa - zgodnie z oczekiwaniami - bez zarzutu. Nawiasem mówiąc to jedna z odpowiedzi na pytanie "dlaczego tak drogo" (o cenach w dalszej części).
Największe wrażenie robi czas pracy na baterii
Pamiętam gdy pojawiły się pierwsze iPady i nie mogliśmy w redakcji dobrychprogramów wyjść z zachwytów nad ich ponad 10‑godzinnym działaniem na baterii. To były czasy kiedy notebooki wytrzymywały maksymalnie ze 3‑4 godziny, a otrzymaliśmy urządzenie na którym można było wygodnie konsumować treści przez wiele godzin, bez podłączenia do prądu.
Podobnie jest z nowymi MacBookami M1. Przymierzając się do zakupu swojego egzemplarza naczytałem się opinii, że można zapomnieć o ładowarce. Według Apple MacBook Air ma pozwalać do 15 godzin pracy (i nawet do 18 godzin oglądania filmów w aplikacji Apple TV), a Pro oferuje oszałamiający czas pracy do 17 godzin (i nawet 20 godzin oglądania filmów). Wow!
Jakież było jednak moje rozczarowanie, gdy w grudniu odebrałem swojego MacBooka Air M1... Mimo bardzo oszczędnej pracy (głównie pisanie tekstów) z trudem wykręcałem 8,5‑9 godzin, a podczas bardziej intensywnej eksploatacji (np. sieciowego kopiowania danych) czas ten spadał dramatycznie - nawet do zaledwie 2‑3 godzin! Coś ewidentnie było z tym egzemplarzem nie tak. Dokonałem zwrotu i zamówiłem nowy, tym razem Pro i teraz jest... bajka!
Można faktycznie zapomnieć o ładowarce. W starym MacBooku Pro (Early 2015), który wcale tak krótko nie trzymał na baterii, miałem dwie ładowarki i zawsze musiałem jedną zabierać na wyjazdy. Tutaj mogę pracować na komputerze nawet przez 3‑4 dni bez podłączania go do prądu (po kilka godzin dziennie). Wyniki na poziomie 17 godzin są jak najbardziej realne, choć oczywiście to skrajność. Zwykle wychodzi 12‑14, wszystko zależy od tego co robimy na komputerze.
Widać więc jak na dłoni, że w prawidłowo działającym MacBooku Air, mimo nieco mniejszej baterii, wyniki również będą imponujące (więcej o różnicach pomiędzy modelami w dalszej części).
Jakość wykonania
Zwykle swoje teksty na temat sprzętu zaczynałem od opisu jakości wykonania. Tak było chociażby gdy wspomnę notebooka Sony VAIO Z13, który mnie autentycznie zachwycił. W przypadku sprzętu Apple schodzi to trochę na dalszy plan, bo przyjęło się, że wszystko jest tu wykonane na wysokim poziomie i... nie inaczej jest w tym przypadku ;)
Firma miała co prawda w ostatnich latach kilka wpadek (nieszczęsne klawiatury motylkowe, schodzące powłoki ekranu - co i mnie dotknęło), ale też z wielu z nich wywiązywała się zgodnie z oczekiwaniami klientów, oferując bezpłatne akcje serwisowe.
Zarówno w przypadku MacBooka Air M1, jak i Pro M1, na którym pracuję obecnie, do jakości wykonania nie mogę mieć najmniejszych obiekcji. Solidne obudowy z aluminium, pewnie i cicho pracujące klawiatury (znów nożycowe!), duże i precyzyjnie pracujące touchpady. No i oczywiście ekran!
Już w przypadku Aira, gdzie maksymalna jasność to "jedynie" 400 nitów, obraz jest fenomenalny, a na Pro (500 nitów) po prostu zwala z nóg. Mam bezpośrednie porównanie z Huawei Matebook X Pro, który również ma świetną matrycę, ale różnica jest zauważalna od razu. Nie chodzi tu rzecz jasna tylko o samą jasność, ale także o odwzorowanie kolorów, jednolitość czy działanie systemów dostosowujących temperaturę obrazu do ludzkiego oka, które w przypadku MacBooków robią to po prostu lepiej.
Apple niestety nie zdecydowało się (na razie) na powiększenie rozmiarów matrycy. Nadal jest to 13,3" ze sporą ramką, podczas gdy Huawei przy analogicznej wielkości wcisnął 13,9". Na szczęście wygodna proporcja matrycy 16:10 również pozostała (nawiasem mówiąc w Huawei jest jeszcze lepsza bo 3:2).
Jedynym elementem do którego można się przyczepić to plastikowy pasek poniżej ekranu (ten z napisem MacBook Pro) - gdyby był w szkle, jak reszta ramki, wyglądałoby to znacznie lepiej.
Air vs Pro - nieoczywiste różnice
Przejdźmy do różnic pomiędzy modelami Air i Pro, bo tego dotyczy wiele pytań. Na pierwszy rzut oka nie ma ich zbyt dużo, ale to tylko pozory. Zacznę jednak od podobieństw.
Zarówno w Air, jak i w Pro mamy w zasadzie ten sam układ SoC Apple M1 z 8‑rdzeniowym CPU (z czterema rdzeniami zapewniającymi wydajność i czterema rdzeniami energooszczędnymi) i 16‑rdzeniowym system Neural Engine. Różnice są jedynie w liczbie rdzeni GPU - w przypadku Air może być ich 7 lub 8, w przypadku Pro jest zawsze 8. Oba modele mają też ekran tej samej wielkości (13,3"), rozdzielczość rzeczywistą (2560x1600 px), oba wspierają Wi‑Fi 6, Bluetooth 5.0, mają taką samą klawiaturę, kamerę i tak samo żenująco skąpą liczbę portów (po dwa Thunderbolt 4 / USB‑C i gniazdo słuchawkowe).
Ze względu na odmienną konstrukcję chłodzenia (pasywne w Air, aktywne w Pro), efektywna wydajność wersji Pro jest teoretycznie ok. 15% większa, ale w praktyce jest to kompletnie niezauważalne. Być może w gorące dni, pod dużym obciążeniem Air będzie cierpieć na zjawisko throttlingu, a obudowa może nieprzyjemnie się nagrzewać, ale ja tego nie doświadczyłem. Tu Pro miałby przewagę dzięki wentylatorowi, który obecnie się nudzi - komputer jest tak samo bezgłośny jak Air.
Istotniejsze różnice kryją się gdzie indziej. Przede wszystkim ekran, który w Air ma jasność 400 nitów, a w Pro 500. Jak już wspomniałem, ekran w tym pierwszym już jest fantastyczny i w zupełności wystarczający, ale pod warunkiem, że jest odpowiednio podświetlony. Osobiście, nawet do pracy w domu, musiałem go ustawiać na jakieś 85‑90% jasności, dużego zapasu do pracy przy jaskrawym świetle więc nie było. Poza tym nowe MacBooki (albo system Big Sur) mają pewną irytującą cechę - otóż po wybudzeniu, bez podłączonego zasilania, ekran jest ściemniany do połowy, a Air z jasnością ustawioną na 50% jest dla mnie nieużywalny. Przestawianie tego co i rusz było bardzo denerwujące...
Tego problemu nie ma w Pro, gdzie podczas normalnej pracy w domu, ekran mam podświetlony na jakieś 60‑75%, a nawet jeżeli po wybudzeniu ustawi się na 50% to w dalszym ciągu jest to akceptowalna jasność.
Kolejna sprawa to czas pracy na baterii i czas ładowania. Jak już pisałem, w przypadku Pro można spokojnie wykręcić kilkanaście godzin bez podłączania do gniazdka. W Air, ze względu na mniejszą o 15% baterię, wynik ten będzie adekwatnie niższy. To oczywiście dalej będą rewelacyjne czasy, ale jeżeli dodamy do tego dwukrotnie szybsze ładowanie w Pro (zasilacz 61W) względem Air (zasilacz 30W) to różnica w komforcie pracy mobilnej robi się znaczna.
Kolejna sprawa to Touch Bar. Są zarówno miłośnicy, jak i przeciwnicy tego rozwiązania. Osobiście szybko się do niego przekonałem. Nie jest to oczywiście żaden fundamentalny atrybut, ale przydatny i należy go jednoznacznie zaliczyć na korzyść Pro.
Nie można też pominąć detali - obudowa Air jest ścięta, przez co nieco wygodniej pisze się tu na klawiaturze (bo krawędzi obudowy nie wrzynają się w nadgarstki). Air do tego odrobinę mniej waży (1,29 kg vs. 1,4 kg), choć w praktyce jest to różnica nieodczuwalna. Dla pocieszenia, ten minus Pro przekłada się na pewien plus - łatwiej otworzyć pokrywę ekranu jedną ręką ;)
Co jeszcze? Producent podkreśla fakt lepszego audio w Pro - są tu lepsze głośniki oraz mikrofony "klasy studyjnej". Faktycznie Pro gra słyszalnie lepiej, ale osobiście i tak preferuję słuchawki, więc nie ma to dla mnie wielkiego znaczenia. Pro ma również nieco większy touchpad, co przy grafice bardzo doceniam.
TBW, czyli bolączka nowych MacBooków M1 (przynajmniej na razie)
Oba modele, Air i Pro, są bardzo wydajne i w zasadzie bez różnicy w jakiej konfiguracji. Renderowanie filmów w 4K odbywa się błyskawicznie, nawet na podstawowym MacBooku Air z 8GB pamięci RAM.
Ta wysoka wydajność, szczególnie w wersji z 8GB pamięci RAM (czyli relatywnie niewielką, jak na obecne czasy), uzyskiwana jest jednak dzięki niepohamowanemu wykorzystaniu tzw. swapa, czyli pamięci podręcznej na "dysku" SSD. Jest to o tyle uzasadnione, że SSD w nowych MacBookach są ultraszybkie (blisko 3000 MB/s). Do tego - jak to SSD - bezgłośne. Cały proces jest więc niezauważalny dla użytkownika, a bardzo istotnie poprawia wydajność. Parafrazując klasyka 8GB wystarczyłoby każdemu, gdyby nie jeden "drobiazg".
Niestety intensywna eksploatacja dysków SSD istotnie wpływa na ich żywotność. Tę można oszacować na podstawie TBW (Terabytes Written), czyli liczby zapisanych terabajtów i zestawiając je z szacunkową całkowitą liczbą jaką taki dysk jest w stanie zapisać. Przyjmuje się, że jest to około 150TB na każde 256GB wielkości. Tymczasem u części użytkowników swap jest tak intensywnie wykorzystywany, że SSD może dokonać żywota w ciągu zaledwie 2 lat. Wszystko to szczegółowo opisuje Wojtek Pietrusiewicz na łamach iMagazine.
Problem jest poważny, bo dysku nie da się wymienić - jest wlutowany na stałe, a pamięci nie da się rozszerzyć - jest zintegrowana na jednym układzie z procesorem. Jak więc uniknąć problemów? Decydując się na konfigurację z 16GB pamięci, a jeszcze lepiej z 16GB pamięci i z większym dyskiem SSD.
Szczęśliwie taką właśnie zamówiłem po pierwszej przygodzie z baterią w MacBooku Air. Od połowy stycznia pracuję już na MacBooku Pro z 16GB pamięci i 512GB dyskiem SSD. Szczęśliwie, bo komputer wykorzystuję dość intensywnie i mam już na liczniku 6TB zapisanych danych, co po niespełna 2 miesiącach pracy, przekłada się na szacowaną żywotność dysku na poziomie ok. 8 lat i 4 miesięcy - czyli jeszcze w miarę bezpiecznie. Gdyby jednak dysk miał 256GB, szacunek ten skróciłby się o połowę.
Co prawda można przypuszczać, że Apple w którejś z kolejnych aktualizacji systemu ograniczy intensywność wykorzystania swapa albo jakoś inaczej zaradzi na ten problem, bo nie wyobrażam sobie żeby klienci zostali pozostawieni z nim sami sobie.
Którą konfigurację zatem wybrać?
Jak widać po poprzednich punktach wybór konfiguracji odpowiedniej do swoich potrzeb nie jest wcale taki prosty. Przede wszystkim mamy różnice wynikające z konstrukcji. MacBook Pro M1 oferuje wyraźnie jaśniejszy ekran, większą baterię, dwa razy szybsze ładowanie, nieco większą wydajność oraz trochę detali, z których najważniejszy to Touch Bar. Z drugiej jednak strony trzeba za niego sporo więcej zapłacić.
Do tego dochodzi kwestia intensywnego wykorzystania SSD, szczególnie w wariantach z mniejszą wielkością pamięci RAM. Problem być może zostanie rozwiązany przez Apple, ale nie wiadomo w jakim stopniu odbije się to na wydajności takich konfiguracji.
To wszystko trzeba wziąć pod uwagę ważąc wszystkie za i przeciw.
Jak widać na powyższym zestawieniu, wyjściowa cena MacBooka Air M1 z 8GB pamięci RAM, 256GB dyskiem SSD wynosi 5199 zł, odpowiednik w wersji Pro kosztuje aż 1400 zł więcej - 6699 zł (+29%). To oczywiście ceny rekomendowane przez Apple, w praktyce oba te komputery można kupić znacznie taniej (w wersji z 8GB pamięci). Przykładowo bez problemu można znaleźć podstawową konfigurację Air za ~4700 zł i to u sprzedawcy autoryzowanego przez Apple.
Jakby nie patrzeć, "jak na Apple", cena podstawowego MacBooka Air jest bardzo atrakcyjna. Za sporo poniżej 5 tys. zł otrzymamy doskonale wykonanego, lekkiego, a zarazem niezwykle wydajnego notebooka z ultraszybkim SSD, świetnym ekranem, wygodną klawiaturą, takimże touchpadem oraz wartościowym oprogramowaniem. Jeszcze pół roku temu za podobne pieniądze można było co najwyżej kupić leciwego MacBooka Air bez Retiny, albo szukać okazji z drugiej ręki. Taką zresztą konfigurację sam z początku zamówiłem i poleciłbym ją każdemu, gdyby nie problem ze swapem.
Taki podstawowy MacBook Air M1 będzie więc świetnym wyborem, ale pod warunkiem, że nie będziecie go zbyt intensywnie wykorzystywać. Pisanie tekstów, przeglądanie internetu, maile, komunikator, trochę zdjęć - OK, ale zasobożerne aplikacje, obróbka i przerzucanie dużej ilości danych (edycja wideo 4K, wywoływanie gigabajtów RAWów itd.) - to już ryzyko. Przynajmniej do czasu gdy Apple coś zaradzi na ten problem. Jeżeli jednak zaradzi to konfiguracje z 8GB pamięci mogą już nie być takie szybkie...
Do poważniejszych zastosowań zdecydowanie polecam zatem konfiguracje z 16GB pamięci, mniejsza o to czy będzie to Air, czy Pro (to już kwestia indywidualnych potrzeb, preferencji i budżetu), byleby nie było jej 8GB. Można też wstrzymać się z zakupem - plotki mówią o mocniejszych wersjach układów M1, o nazwie M1X (które zapewne pojawią się w MacBookach 16‑calowych) oraz konfiguracjach z większą ilością pamięci RAM (32GB).
Gdzie kupować?
Wysokie ceny produktów Apple, szczególnie bolesne w relacji do naszych zarobków, sprawiają że wiele osób szuka jak najtańszych opcji zakupu. W tej pogoni za cenowymi okazjami warto jednak zachować zdrowy rozsądek żeby nie stracić znacznie więcej niż chcemy zaoszczędzić. Niesławny sklep Bestcena niech tu będzie najlepszym przykładem.
O polecanych sklepach pisałem już w materiale Mocno subiektywny ranking internetowych sklepów z elektroniką. Jeżeli chodzi o sprzęt Apple można tę listę rozszerzyć o wszystkich sprzedawców legitymujących się statusem Apple Authorized Reseller albo Apple Premium Reseller oraz - rzecz jasna - oficjalną stronę Apple. To gwarancja, że sprzęt pochodzi z oficjalnej dystrybucji i wszystko będzie z nim OK. Z różnymi super atrakcyjnymi ofertami np. na Allegro, z czasem dostawy kilka tygodni, może być już... różnie.
Do tego dochodzi możliwość (lub jej brak) bezproblemowego zwrotu sprzętu. Komfort psychiczny w tym zakresie jest nieoceniony. Kupując online prywatnie (czy też od niedawna także jako osoba fizyczna prowadząca działalność gospodarczą) mamy teoretycznie możliwość odstąpienia od umowy w ciągu 2 tygodni od zakupu. Praktyka pokazuje jednak, że sprzedawcy różnie podchodzą do kwestii rozpakowania i uruchomienia sprzętu (i co tym idzie także jego aktywowania) - tu nierzadko napotyka się na problemy.
W przypadku takiego sprzętu warto więc dokonywać zakupu tam, gdzie sprzedawcy wprost deklarują, że nie będzie problemu z ewentualnym zwrotem, nawet po uruchomieniu. Takie miejsca to np. x-kom czy MediaMarkt. Tu nikt nie robi też problemów gdy zwracany towar został kupiony na firmę. Warto mieć święty spokój, bo a nóż okaże się, że akurat aplikacja z której najczęściej korzystacie, jednak bezproblemowo na nowej architekturze nie działa...
Najciemniej jednak pod latarnią - osobiście polecam też zakupy po prostu na... stronie Apple. Można tu skorzystać ze zniżki edukacyjnej w wysokości ok. 6%, dostępnej dla studentów uczelni wyższych, rodziców kupujących produkty dla studentów oraz nauczycieli i pracowników wszystkich typów szkół (nawiasem mówiąc zniżki te są dostępne także u niektórych sprzedawców autoryzowanych - np. w sieciach Cortland i iSpot).
Ponadto w sklepie Apple zwroty są bezproblemowe zarówno dla osób prywatnych i firm.
Jest jeszcze inny bonus - można zamówić konfigurację pod siebie, włącznie z klawiaturą. Sam chętnie z tego korzystam, bo standardowy układ klawiatury tzw. angielski międzynarodowy, z klawiszem Enter w kształcie odwróconego L oraz krótkim lewym Shiftem jest dla mnie koszmarnie niewygodny. Tymczasem zamawiając w sklepie Apple, można wybrać klasyczny układ tzw. angielski USA, z poziomym Enterem i długim lewym Shiftem. Dla osób dużo piszących, a do takich się zaliczam, jest to olbrzymia różnica!
Możliwość zamówienia konfiguracji z inną klawiaturą jest także u niektórych autoryzowanych sprzedawców Apple (np. iMad).
Na koniec
MacBooki z układem M1 nie są tanie, nie są pozbawione wad, nie są bezawaryjne (problem z baterią w pierwszym egzemplarzu). Irytują mnie też głupie oszczędności, takie jak gorsze zabezpieczenia w kartonie transportowym, czy brak szmatki do wycierania ekranu ;) Niby nic wielkiego, ale...
Nie zmienia to jednak faktu, że MacBook Pro M1 to absolutnie najlepszy komputer na którym miałem okazję dotąd pracować, włączając w to moją ukochaną "Zetkę" sprzed lat. Piekielnie wydajny, ultra mobilny, ze wspaniałym ekranem i wygodną klawiaturą. Czego chcieć więcej? Pewnie żeby był tańszy, ale nie można mieć wszystkiego...
Tym, którzy czują niedosyt polecam poczekać na odświeżone modele z układem M1X. Mają mieć więcej pamięci, więcej portów oraz będą także dostępne w wariantach 16". Być może także mniejszy doczeka się odświeżenia z 13,3" do 14". Czas pokaże, ja nie żałuję że zdecydowałem się na zakup już teraz.