Retromianiak: Takie spontany lubię najbardziej!
W ostatnią sobotę, we wrocławskim Pixel Retro Shopie, próbowaliśmy zorganizować mini retro giełdę komputerową. O tym spontanicznym pomyśle pisałem jakiś czas temu, a teraz przyszedł czas na realizację. Co z tego wyszło? Super spotkanie!
W zasadzie nikt z nas nie wiedział jaki będzie efekt. Pomysł został rzucony bez większego namysłu, bardziej z nostalgii niż realnej potrzeby. Dlatego też jadąc do Pixel Retro Shopu, z kilkoma pudłami różnych maneli, targały mną sprzeczne emocje. Czy w środku przedświątecznego szaleństwa ktoś w ogóle będzie miał czas aby tam zawitać? Do tego byłem oczywiście spóźniony - wyszperanie i przygotowanie kilku komputerów, monitorów plus cartridge'y, dyskietek, kaset, kabli i innych niezbędnych akcesoriów pochłonęło znacznie więcej czasu niż zakładałem.
Wykonałem kontrolny telefon do Kaza - jest dobrze, sklep wypełniony po brzegi! Kamień spadł mi z serca, kompromitacji zatem nie będzie. Oczywiście pomijając kompromitację mojej osoby, bo zaraz będę to wszystko rozkładał pośród tłumu ludzi. Na szczęście z pomocą przyszedł Shaki81, który też prezentował trochę swoich "gratów", więc uwinąłem się ze wszystkim w trymiga.
Sklep faktycznie pękał w szwach. Ludzi przyszło mnóstwo, różnych, różnistych. Na jednych twarzach wypisana była ciekawość, na innych nostalgia wymieszana z olbrzymim entuzjazmem. Już podczas rozkładania sprzętu zostałem wciągnięty w wir rozmów. Dyskutowaliśmy o starych komputerach, ich możliwościach graficznych, muzycznych, wczytywaniu programów z magnetofonu, historii Atari, pierwszych PC, Amidze. Wymienialiśmy się wspomnieniami i anegdotami, było to naprawdę fascynujące.
Na "giełdę" przywiozłem trzy stare sprzęty - Commodore 64 II z kolorowym monitorem Commodore 1802, Atari 65XE z mega stylowym polskim monitorem TWM‑315, produkcji Unitra ZTSP (Zakład Telewizyjnego Sprzętu Profesjonalnego), opartym o monochromatyczny zielono-czarny kineskop. Plus klasyczną konsolę Atari 2600 z małym telewizorem. Wszystko to bardziej nie pod kątem sprzedaży, ale po to aby pokazać sam sprzęt i uruchomić na nim klasyczne gry takie jak Galaxian czy Pac‑Man.
Osobiście nie miałem wielkich ambicji - spodziewałem się, że co najwyżej ktoś będzie chciał kupić sobie za parę złociszy jakąś starą kasetę czy dyskietkę 5,25" aby pokazać dziecku (patrz synuś z czego tatuś kiedyś wczytywał gry jak był mały). Okazało się jednak, że nawet ten "towar" nie znalazł chętnych ;) Inni mieli ciut lepiej - poszło trochę retro gadżetów, ale też bez wielkich biznesów.
Giełdy w giełdzie było więc w tym wszystkim najmniej, ale kompletnie nikomu to nie przeszkadzało. Tytus zadbał bowiem o "część artystyczną" - były pokazy amigowych dem, rozgrywki w klasyczną Dyna Blaster (w którą dostałem zresztą łupnia), później graliśmy we wciągające Mission: Demolition (będzie osobny wpis). Słuchaliśmy też pisków programów nagranych na kasetach magnetofonowych, rozpoznając czy są nagrane z turbo czy bez. Bawiliśmy się więc świetnie, było dużo fajnych ludzi, także znanych z dobrychprogramów. Jedynie januszek był chyba odrobinę niepocieszony, gdyż zabrakło ikonicznych grubych parówek, jakie serwowano niegdyś na stołówce Politechniki Wrocławskiej, w czasie pamiętnych giełd. Też mi ich brakowało - nadrobimy kolejnym razem! ;)
Ja wróciłem w domu z trzema grami, pikselowymi okularami w stylu thug life, naładowany masą pozytywnych emocji. Było warto. Powtórka na początku lutego.