Przygoda Robinsona i jego towarzyszy – gry kooperacyjne
Dziś będzie inaczej niż zwykle. Dziś będzie trochę bardziej rozrywkowo. Zauważyłem, że ostatnio pojawiają się wpisy dotyczące gier „bez prądu”. Mowa oczywiście o grach planszowych i karcianych. Ostatnimi czasy widać renesans tego typu rozrywki, a same tytuły są liczne i każdy może znaleźć coś dla siebie. Ostatnio także pisze się, takie gry że dobrym prezentem między innymi na rożne święta, szczególnie od pań dla swoich mężów, chłopaków etc. jest konsola lub gra komputerowa. Cóż nietrudno potem spotkać sytuację, że taki prezent pochłania obdarowanego i nie ma on czasu na kontakty z darczyńcą. Gry planszowe z zasady potrzebują przynajmniej dwóch osób do wykorzystania, a więc nie wiążą się z nimi problemy typowe dla gier komputerowych tj. rozstań i samotnych rozgrywek. Chyba że o taki skutek chodziło darczyńcy… albo w grze było dużo negatywnej interakcji.
No blogu oraz portalu pojawiły się minirecenzje mi. in. Wiedźmina, Carcassonne, Dooble i innych. Ja również chciałbym włączyć się w ten nowy nurt i napisać parę zdań na temat gier planszowych – konkretnie o grach kooperacyjnych.
Jeden za wszystkich wszyscy za jednego
Najprościej – gry kooperacyjne, to taki rodzaj gier gdzie mogą wygrać wszyscy gracze łącznie albo żaden z nich. Gra się zatem nie przeciwko innym graczom a przeciwko samej grze. Niektórzy mówią: „przeciwko mechanice gry”. Jak powszechnie wiadomo: przykłady pociągają najbardziej. Najlepiej będzie zatem opisać gry kooperacyjne, posługując się przykładem konkretnej gry kooperacyjnej.
Zasady gier kooperacyjnych
Podstawową zasadą gry kooperacyjnej jest wspólne zwycięstwo lub wspólna porażka. Zaskoczę was: ten wspólny cel osiąga się dzięki współdziałaniu. Oznacza, że brak jest w takich grach tzw. negatywnej interakcji. Osobiście grałem również w kooperacyjne gry komputerowe. O ile pamiętam, był to Blood albo Duke Nukem 3d i GTA(chyba na kablu RS‑232). Ale wróćmy do meritum.
Niech zacznie się przygoda...
Otóż „Robinson Crusoe: Przygoda na przeklętej wyspie” jest już dosyć utytułowaną utytułowaną polską grą autorstwa Ignacego Trzewiczka z wydawnictwa Portal. Ja egzemplarz gry nabyłem w grudniu 2013 roku. (Niestety nie było to wydanie „Gra Roku”. )Jak się łatwo domyślić, grę Robinson osadzono w realiach życia rozbitków na bezludnej wyspie. Cel, jaki należy osiągnąć w tej grze, aby zwyciężyć jest różny w zależności od scenariusza. Każdy ze scenariuszy nakłada na graczy inne warunki zwycięstwa oraz (czasem mocno) modyfikuje zasady. [img=rob2]
Jednak, żeby wygrać musimy najpierw zagrać. Mamy do dyspozycji kilka postaci: żołnierza, kucharza, cieśle, odkrywcę. Co prawda jest jeszcze kilka dodatkowych postaci (np. wojownik sumo w jednym z fanowskich rozszerzeń, marynarz), ale ich niestety nie posiadam, więc skupię się na tych kilku, jakie znalazłem w swoim pudełku. Oprócz postaci grywalnych są też miniony - postacie niewymagające jedzenia i schronienia, a takie które pomagają nam przetrwać. Są to krajowiec Piętaszek i pies (z tego, co pamiętam w książce Daniela Defoe, wabił się Friend). Postacie te pomogą nam wygrać grę, ale ich wykorzystanie jest opcjonalne. Chociaż szczerze powiedziawszy – na początku nawet one nie gwarantują sukcesu.
Istotą gry, niezależnie od scenariusza, jest przetrwanie na wyspie oraz wypełnienie celu ze scenariusza. W skrócie i uproszczeniu: wstajemy rano i patrzymy, co się wydarzyło (np. zdarzył się pożar), oceniamy, jakie jest nasz morale i decydujemy, co każdy z nas zrobi. Gra oferuje kilka opcji - możemy wybrać, by ktoś z nas naprawiał zniszczenia po niedawnym pożarze, polował na zwierza, zbierał surowce lub pożywienie, budował przedmioty lub schronienie odkrywał wyspę, porządkował obóz czy odpoczywał, aby wyleczyć rany. Kolejno musimy wykonać zaplanowane działania, przetrwać zawirowanie pogody, a następnie przetrzymać czasem zimną i deszczową noc. Grać możemy samotnie, ale możemy również próbować przetrwać pobyt na wyspie w kilka osób.
Jestem świadomy, że tak krótki opis nie oddaje całej złożoności rozgrywki. Nie miałem ambicji szczegółowego opisania przebiegu rozgrywki, a jedyne krótkie nakreślenie jak wygląda rozgrywka.
Zalety gier kooperacyjnych i Robinsona C.
Współpraca
Dla mnie główną zaletą gier kooperacyjnych jest wspólne działanie. Wszyscy gracze muszą razem ustalić plan działania i nie da się wygrać samemu. Takie wspólne główkowanie jest świetnym sposobem spędzania czasu. Choć w przypadku Robinsona jest to też trochę męczące. Gra nie jest prosta. Oferuje kilka równorzędnych dróg do zwycięstwa lub porażki. Czasem może się okazać, że wydarzy się coś co zachwieje jednym z planów, a śmierć zajrzy nam w oczy.
Scenariusze
Wydaje mi się, że właśnie scenariusze są najlepszym elementem gry. Nawet najfajniejsza gra w przypadku licznych rozgrywek potrafi nieco znużyć. Żeby gra pomimo rozegrania licznych partii nadal wciągała, potrzebna jest swoista zmienność. Często nazywa się to regrywalnością. Prawdą i oczywistą oczywistością jest, że po rozegraniu kilka razy tego samego scenariusza kolejna rozgrywka staje się monotonna. Jednak tutaj każdy scenariusz jest zupełnie inny. Nie troszkę inny, ale praktycznie zupełnie inny. Do gry, którą nabyłem było dołączone 6 scenariuszy obecnie można zagrać w 9 oficjalnych. Dodatkowo jeden z nich „Śladami doktora Livingstone'a” jest grą paragrafową. Oznacza to, że zmienia się w toku gry w zależności od naszego losu. Prowadzi nas to do opowieści, która ma chyba 32 zakończenia.
Poza oficjalnymi i stworzonymi przez wydawcę scenariuszami istnieją również nieoficjalne – fanowskie. Niestety często powstają one w obcych językach i zwykle nie są przetłumaczone na język polski. Jednakże zmienia się to dosyć szybko i ciągle pojawiają się nowe scenariusze do rozegrania. Jeden z nich np. dotyczy parku jurajskiego. Scenariusze pojawiają się na np. na stronie oraz w serwisie boardgamegeek.com oraz oczywiście na stronie wydawnictwa Portal.
Nie można też powiedzieć, że wydawcy zapomnieli o obecnych nabywcach. Portal wydał duże i złożone rozszerzenie HMS Beagle – jak dla mnie przynajmniej 10 godzin na rozegranie przynajmniej raz kampanii. W sklepiku wydawcy można znaleźć liczne mini dodatki: dodatkowe karty różnych typów, naklejki, znaczniki i scenariusze. Kolejnym dużym plusem jest udostępnienie tego wszystkiego za darmo do pobrania. Wystarczy jedynie drukarka i mamy odświeżoną wersje naszej ulubionej gry. Świadczy, to o pamięci wobec fanów/klientów, co dziś rzadko się zdarza.
Nie opiszę moich doświadczeń z rozszerzeniem HMS Beagle, gdyż go nie posiadam i nie jestem w stanie nic o nim napisać. Może ktoś prześle (podaruje) mi je do testów... Wszystkie te drobne i duże modyfikacje, a także losowość dostępnych przedmiotów, pomysłów, wysp(?), wydarzeń wszystko to świetnie wpływa na regrywalność. Pomimo, że mam grę już kilkanaście miesięcy i rozegrałem całkiem sporo partii to, gra się mi nie znudziła, a dodatkowo ciągle przynosi nowe wyzwania.
Wykonanie
Gra jest solidnie i dobrze wykonana. Elementy trzymają się świetnie. Nie korzystam z koszulek na karty, a mimo, to nie widać na nich zbytnio zużycia. Grafiki są też świetne. Cała gra wizualnie bardzo przyciąga i czuć w niej klimat „Przypadków”.
Jakość i w ogóle wykonanie to jest coś za co należy się kolejny plus. Nie widać tu „dziadowskich oszczędności”. No może poza znacznikami. To zwykłe drewniane sześciany i walce. Dopiero (chyba) w trzeciej edycji pojawiły się lepsze (coś więcej poza sześcianikami z drewna oraz naklejki).
Co mi się nie podoba
Żeby nie było tak różowo, to muszę również opisać wady, niedoróbki inne smutne rzeczy. Sporym mankamentem gry jest tzw. wypraska. W związku z tym, że jej nie ma, a elementów, które trzeba ułożyć na starcie jest mnóstwo, robi się bałagan. Dlatego konieczne jest zaopatrzenie się w segregatory. Dzięki nim układanie następuje szybciej i wygodniej. Edycja gra roku posiada lepsze symbole surowców. Wszystko jest w kształcie kostki... Ok … to nie jest wada, po prostu żałuję że nie mam lepszej wersji. Zakup dodatkowych elementów jest mimo wszytko drogi. Nie ma chyba potrzeby, żeby tyle kosztował. Czasem wystarczyłaby symboliczna zł plus koszty przesyłki. Nie sądzę, żeby wszystko zawsze kosztowało aż tyle.
Cieszę, się jednak, że sporo jest tak udostępnione, że można samemu je wytworzyć i grać. Jak już pisałem takie podejście skłoniło mnie do zakupu kolejnej gry wydawnictwa i pewnie nie będzie to ostatnia. Podejście „Portalu” do klientów jest godne naśladowania. Czytałem o przypadkach, kiedy czegoś brakowało w pudełkach i nabywcy otrzymywali uzupełnienie za darmo.
A czy Wy znacie jakieś gry kooperacyjne?