Steep — niby Tony Hawk, ale w Alpach
Grudzień zwykle kojarzył nam się ze śniegiem za oknem i wyprawami na narty lub hardkorowe sanki na górkę za blokiem. Teraz zima w kraju jest biedna ... pada deszcz, jest zimno a samopoczucie leci na łeb na szyję. Gdy już nie mamy wyjścia i decydujemy się na pozostanie w domu, najczęściej sięgamy po pada lub klawiaturę z gryzoniem i szukamy spełnienia w grach osadzonych w zimowych klimatach. Całkiem niedawno Ubisoft wydał tytuł stricte związany ze sportami zimowymi. Patrząc na zapowiedzi i przedpremierowe zapisy z rozgrywek, liczyłem na następcę SSX lub Shaun White Snowboarding.
Steep - bo tak brzmi tytuł nowego dzieła Ubisoft Annecy to gra skierowana głównie do fanów śnieżnych szaleństw którzy chcą w sposób prosty spełnić się na ośnieżonych stokach. Niestety ale osoby które szukały gry z ciekawą fabułą i różnorodnymi zadaniami mogą być nieco zawiedzione, gdyż gra jest bardzo liniowa i powtarzalna co wcale nie znaczy że niegrywalna.
Biało aż razi w oczy
Po uruchomieniu gry, już na początku zostajemy przeniesieni na górskie szczyty by skorzystać z samouczka i poznać najważniejsze prawa rządzące się tytułem. Po krótkim wprowadzeniu i szybkiej nauce sterowania, bierzemy udział w kilku ciekawych zjazdach i współzawodnictwie z przeciwnikami sterowanymi przez komputer. Zjeżdżamy na nartach, na desce, używamy lotni i klniemy w wniebogłosy gdy po raz kolejny zderzymy się w wingsuit'cie z wieżą energetyczną. Gdy zdecydujemy się przejść góry samodzielnie to po wybraniu trybu chodzenia, mozolnie przemierzamy zimowe ostępy górskie.
Gra przenosi nas w otwarte i nieco zbite tereny Alp gdzie możemy bawić się zarówno po części włoskiej, francuskiej, szwajcarskiej oraz austriackiej. Obszar gry jest dość duży i otwarty, ale oczywiście są pewne granice. Gdy zdecydujemy zjechać na sam dół mapy, natkniemy się na ścianę i przymuszone zakończenie zjazdu. Ale zacznijmy może od samego początku - co w tej grze robimy ? Pierwszy raz uruchamiając Steep liczyłem na jakieś poważniejsze tło fabularne przepełnione wyzwaniami i zwrotami akcji. Po skończonym samouczku moim oczom ukazał się tytuł gry na śnieżnych zboczach gór i już wiedziałem że to gra postawiona na wykonywanie zadań i wyzwań, w której nie zawarto nawet grama fabuły. Chodzi w niej o to by korzystając z 4 form sportowych, zajmować wysokie miejsca w zjazdach, skokach lub lotach. Czasami są to zawody na czas, na punkty zdobywane przez powietrzne ewolucje lub za zjazd bez żadnej wywrotki na trasie.
Podczas zjazdów i przelotów nasza postać zdobywa punkty doświadczenia by awansować na wyższe poziomy. Taki awans wiąże się z odblokowaniem kolejnych tras i miejsc do których możemy się dostać samotnie lub z pomocą helikoptera. Po wygranych zawodach otrzymujemy środki pieniężne które przeznaczamy na zakup nowych elementów wyposażenia, w tym ubrań.
Palce odmarznięte od zimna
Po pierwszych zjazdach miałem nieodparte wrażenie że już gdzieś widziałem podobne animacje i cały czas przeznaczony na grę skupiałem się na otaczającej mnie grafice i widokach gór. A przecież nie to jest najważniejsze w tej produkcji. Po prostu zabrakło gdzieś tej adrenaliny która pozwalała nam wczuć się w rozgrywkę ... tej po prostu tu brak. Nie pomagają nawet wymyślne wyzwania jak latanie przy samym śniegu lub wykonywanie niebezpiecznych ewolucji nad przepaścią. Przez wszechobecną monotonię i powtarzalność gra potrafi nas znudzić po kilku trasach z rzędu, gdyż prócz zmiany trasy to przeciwnicy są tylko nieco szybsi od nas. Zamiast pompować w nas nowe pokłady adrenaliny, pozwala się w pewien sposób zrelaksować.
Mapę możemy przemierzać na dwa sposoby - na piechotę i po wybraniu wyzwania. Przechodzenie na piechotę całego terenu nie ma sensu, gdyż trwa ono stosunkowo za długo. Wyobraźmy sobie przejście szczytami górskimi brodząc po kolana w śniegu - nierealne i głupie. Po wybraniu opcji mapy, naszym oczom okazuje się ogrom terenu podzielony na sektory i wyzwania. Każde z nich oznaczone jest inną dyscypliną i możliwą nagrodą do zdobycia. Po najechaniu na wyzwanie, otrzymujemy możliwość teleportowania się w to miejsce, a jeśli nie zostało przez nas odkryte to wystarczy znaleźć się gdzieś w jego odległości, wyjąć lornetkę, namierzyć i zaznaczyć - od teraz jest już dostępna nowa trasa zjazdowa.
Animacja animacjami ale udział w zawodach szybko zaczyna nas nużyć. To głównie wina realistycznego modelu jazdy. W innych produkcjach tego typu twórcy raczyli nas nieco zręcznościowym trybem, oferując narastającą adrenalinę oraz uczucie brania udziału w epickim wydarzeniu. Tu zjeżdżamy dla samego zjazdu. Omijanie przeszkód, wykonywanie ewolucji dostarcza nieco przyjemności ale nie bawi tak jak powinno. Gdy znudzą nam się zadania oferowane przez sztuczną inteligencję, zawsze możemy spróbować swych sił w swobodnej jeździe. Wystarczy udać się w odkryte miejsce i nie uczestnicząc w żadnym wyzwaniu, bezproblemowo zjechać na dół. O ile oczywiście nie spadniemy z klifu lub nie natrafimy na ogromne przeciążenie podczas zjazdu.
Z nartą na płótnie
Cztery dyscypliny to z jednej strony dużo a z drugiej nieco za mało, biorąc pod uwagę połacie terenu na którym przyjdzie nam się bawić. Twórcy oddali do naszej dyspozycji m.in jazdę na desce snowboardowej. Dyscyplina ta najlepiej wpasowuje się w klimat gry, gdyż jest najbardziej dynamiczna i dostarcza dużego ładunku emocji. Zjazdy na nartach nie wywołują już tak pozytywnych emocji, a to głównie wina nadnaturalnej jazdy oraz średnich elementów zręcznościowych. Loty na lotni to niewarta wspomnienia sielanka, postawiona na szybkie skręty, sterowanie w pionie i poziomie oraz zwracanie uwagi na kierunek wiatru. Zdecydowanie lepiej wychodzi latanie w kombinezonie. By skoczyć w przepaść należy ustawić się na występie skalnym lub specjalnych krawędziach. Kontrolowanie w locie jest bardzo proste i opiera się na kilku przyciskach sterowania. Trzeba brać pod uwagę szybkość opadania oraz elementy przed nami. Musimy uważać na drzewa, skały a nawet wspomniane wcześniej - wieże wysokiego napięcia. Te potrafią nam zepsuć nie jeden skok.
Twórcy ciekawe podeszli do kwestii wypadków podczas wyzwań. Otóż po upadku lub zderzeniu się z obiektem podczas wykonywania zadań, wystarczy powtórzyć je od początku. Ale gdy zdecydujemy się na jazdę swobodną to możemy do woli katować naszą postać. Skok z kilkudziesięciu metrów, wjazd na rozsiane przed nami iglaki, wlot podczas opadania na metalowy słup ... to świetny przykład na nieśmiertelność naszej postaci. Po przywitaniu się w/w elementem, nasza postać otrzepuje się gdyby nigdy nic i kontynuuje zjazd. Uśmiech powoduje tylko wbicie w statystyki wypadków naszej nieudanej akcji.
Zjazdy tylko w sieci
Ubisoft zdołało już zdenerwować graczy tym że w ich produkcje trzeba grać, będąc podłączonym do internetu. Podobnie jest w Steep ale już spieszę z wytłumaczeniem dlaczego. Otóż okazuje się że tak wielką lokację dzielimy z innymi graczami. Nie jest to swoisty tryb wieloosobowy, ale zdarzy się że czasami ktoś przeleci obok nas lub przejedzie szczyt przed nami. Takie sytuacje zdarzają się raczej bardzo sporadycznie, gdyż ilość czynnych graczy na mapie można zliczyć na jednej dłoni.
Twórcy oddali w ręce graczy dwie bardzo przydatne opcje. Pierwszą z nich jest możliwość tworzenia własnych wyzwań i tras dla innych graczy by podbudować motyw współzawodnictwa i wspólnej zabawy. Drugą opcją jest możliwość oglądania powtórek naszego zjazdu. Podczas jego oglądania, obraz możemy stopować, zwiększać lub zmniejszać czas materiału by wykonać ciekawe zdjęcie lub przeanalizować zjazd.
Białe góry wyprane z koloru
Gdy oglądałem zapowiedź gry z targów E3 dałem ponieść się wyobraźni że będzie to produkcja dopracowana, z widowiskowymi zmianami atmosferycznymi i pełna graczy. Po 4 godzinach gry doszedłem do wniosku że oddano w ręce graczy około 70% tego co było pokazane. Otoczka graficzna robi wrażenie, ale podczas kilku zjazdów zauważmy że wiele elementów zostało powielonych jeśli nie zerżniętych z innych lokacji. Na pewno mogę pochwalić za bardzo dopracowaną animację leżącego śniegu. Ten świetnie reaguje z uciskiem nart i desek, powodując jego uklepywanie a czasem nawet opadanie w niższe rejony stoku.
W opcjach gry mamy do dyspozycji możliwość uczestniczenia w zjazdach z widokiem nie TPP a FPP. Uważam że tryb ten jest kierowany głównie dla posiadaczy okularów 3D, gdyż podczas jazdy w tym trybie spotykamy się z niechcianym drżeniem ekranu oraz zubożałą, wyświetlaną grafiką wokół nas. Gołym okiem można zauważyć też swoisty downgrade graficzny względem zapowiedzi filmowych i obiecanek ze strony firmy. Szkielet gry jest stworzony poprawnie ale grafika jak na te czasy powinna być bardziej dopracowana. Ścieżka dźwiękowa świetnie współgra z zachowaniem nart na śniegu, nieco gorzej wychodzi odtwarzana muzyka której w ogóle nie słychać podczas dynamicznych zjazdów. Manualne zmiany w opcjach dźwięku nieco ratują ten problem.
Czy warto iść bez sanek ?
Myślę że warto. Gra mimo kilku błędów potrafi wciągnąć. Trzeba robić sobie przerwy gdyż monotonność szybko potrafi wkraść się w zabawę, ale szybko o niej zapominamy i chcemy wykonywać coraz to trudniejsze wyzwania. Nie zrażajmy się za szybko małą ilością początkowych wyzwań, gdyż im dalej uda nam się dostać tym więcej zadań i graczy spotkamy. Jedyne co Ubisotowi nie udało się podczas premierowej akcji marketingowej to cena. Zapewne chcieli dobrze sprzedać swój produkt na święta, ale 40 Euro za grę uważam za cenę nieco wygórowaną. W internecie można znaleźć same klucze w cenie od 160 zł wzwyż. Myślę że warto poczekać aż minie świąteczny boom, by kupić grę o wiele taniej.