Muzyka w kieszeni — mój iPod wczoraj i dziś
10.09.2016 | aktual.: 10.09.2016 15:29
Niemal trzy lata temu, przybliżyłem wam historię powstania jednego z najbardziej przełomowych produktów w historii Apple - iPoda. iPod stał się przełomowy, gdyż pomimo swojej wygórowanej ceny przyczynił się do ogromnego wzrostu popularności kieszonkowych odtwarzaczy plików muzycznych mp3. Był przełomowy także dla Apple, gdyż stał się pierwszym produktem, którego sprzedaż przynosiła większe profity niż sprzedaż komputerów z logiem nadgryzionego jabłuszka. Wreszcie, był także ważny, gdyż bez najmniejszej wątpliwości miał on olbrzymi wkład w promocję produktów i samej firmy Apple.
Przyznam się, że niedane mi było oglądać Keynote, podczas którego Steve Jobs niczym czarodziej wyciągający królika z kapelusza, wyciągnął z kieszeni swoich jeansów niewielkie, białe pudełko, mogące pomieścić nawet 1000 piosenek. Były to nieco inne czasy, a oglądanie Keynote nie było tak proste, jak dziś, gdy wystarczy kliknąć odpowiedni link, a transmisja na żywo jest dostępna niemal na każdym urządzeniu.
O iPodzie dowiedziałem się kilka dni później, ale wydawał mi się on bardzo abstrakcyjnym urządzeniem ze względu na cenę i fakt, że Apple nie zamierzało sprzedawać iPoda w Polsce, nie od razu. iPod nad Wisłą pojawił się kilka miesięcy później, a ja tylko z ciekawością mogłem go oglądać w prasie i czytać o nim w prasie lub na liście dyskusyjnej Apple, gdzie koledzy szczęściarze, przywieźli sobie iPoda z USA.
Mój pierwszy iPoda trafił do mnie nieco ponad rok po swojej premierze. Kosztował całkiem sporo, ale dzięki staraniom kolegi, był to egzemplarz tańszy, służący uprzednio do prezentacji. Zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nawet dziś pamiętam, z jakimi emocjami otwierałem szare, sześcienne pudełko skrywające iPoda, ładowarkę, kabel do ładowania, słuchawki, ulotki i płytę z iTunes. Rzecz dla mnie pamiętna też z tego względu, że słuchawki dołączane do pierwszego iPoda posiadały szare gąbki, w charakterystycznej, srebrnej folii. Począwszy od iPoda drugiej generacji, Apple przestało dodawać gąbki do słuchawek.
Do dziś pamiętam, z jakim żalem patrzył na niego mój kolega, który posiadał komputer PC/Windows. Wówczas iPod współpracował tylko z Macintoshem. Sytuacja ta zmieniła się kilka miesięcy późnej i na rynku pojawiły się wersje Mac i wersja PC/Windows, różniące się między sobą wgranym oprogramowaniem oraz dołączonymi płytami. Na Maca był iTunes, na PC był zupełnie beznadziejny Musicmatch Jukebox. Na szczęście sam iPod był uniwersalny i po podłączeniu wersji dla PC/Windows, Macintosh sam proponował zmianę oprogramowania iPoda na wersję dla OS X. W drugą stronę już nie było tak łatwo. Przystosowanie wersji dla komputerów Mac pod kątem pracy z PC/Windows wymagało już więcej czarów, ale i z tym sobie użytkownicy radzili.
Bardzo szybko przekonałem się do niewielkiego pudełeczka, choć byłem użytkownikiem gorszego sortu. Podczas gdy w „cywilizowanym” świecie Apple wprowadzało iTunes Store, ułatwiając zakup ulubionej muzyki i bardzo szybką synchronizację iPoda, Polska znajdowała się daleko poza zainteresowaniami Apple w tym zakresie. Polskie prawa autorskie były podobno sporym problemem, a polski rynek muzyczny, bardzo ryzykowną inwestycją. Wiadomo, w Polsce muzykę się raczej kopiowało, a nie kupowało. Tak więc, chcąc legalnie zapełnić iPoda muzyką, trzeba było kupić płytę i ją konwertować na pliki mp3 lub mp4. Na szczęście czynności te pod iTunes były bardzo proste, a synchronizacja muzyki pomiędzy komputerem i iPodem była już błyskawiczna. Obiektywnie rzecz biorąc, w tym okresie tańszym i wygodniejszym rozwiązaniem dla Polaka, był Discman.
Czas biegł, a w moim domu pojawiały się kolejne wersje iPoda, nowsze, mniejsze i pojemniejsze. Poczciwy iPod 1Gen. przegrał z młodszymi następcami i wylądował w niewielkim pudełku. Przez pewien czas nosiłem się z zamiarem jego sprzedaży, ale byłem z nim zbyt sentymentalnie związany i robiłem wszystko, by na sprzedaż się nie zdecydować. Od problemu uratowali mnie rodzice, którym iPoda podarowałem z zastrzeżeniem, że gdy im się znudzi, nie mogą go sprzedać, ani dać komukolwiek. iPoda miał wrócić do mnie. Jak go wykorzystywali i jak bardzo intensywnie ? Nie mam pojęcia. Odzyskałem go początkiem bieżącego roku. Niestety, pudełko cudownie „wyparowało”, podobnie jak i ładowarka. Słuchawki także zaginęły w nieustalonych bliżej okolicznościach. Może zwyczajnie się rozpadły? Gumowe kable miały tendencje do utleniania się i naturalnej biodegradacji. Co gorsze dla mnie, bateria iPoda nie dawała oznak życia, a iPod miał być zepsuty. Mimo wszystko się nie poddałem.
Pierwsza wersja iPoda czasem pojawia się na zagranicznych portalach aukcyjnych, a ich ceny są… raczej umiarkowane. Zbyt drogie, by takiego iPoda kupować w charakterze przedmiotu użytkowego, zbyt niskie, by traktować to jako unikat, choć bez wątpienia jakąś wartość kolekcjonerską posiada.
Pierwszym krokiem było zdobycie kabla FireWire (6 pin) i komputera posiadającego FireWire 400. Coś, co dla wielu może być problemem, choć niewielkim, dla mnie na szczęście nim nie było. iMac G4 posiada w komplecie i kabel i niezbędny port i właściwe oprogramowanie.
Pierwsze podłączenie nie napawało optymizmem. iPod wykazywał błąd w postaci znaku ostrzegawczego. Znak błędu może oznaczać zarówno głupotę w postaci np. błędów w oprogramowaniu, nieco poważniejsze uszkodzenia elektroniczne, lub prawdziwy problem, czyli awarię dysku twardego. Pamiętajmy, że iPod został wyposażony w 1.8” dysk ATA, dziś niezwykle ciężki do zakupu, a jak się już pojawia, to ceny są kosmiczne. Pewnym rozwiązaniem mogą być adaptery na karty CF lub SD, ale rozwiązanie to nie jest najtańsze i zabiera iPodowi kawałek duszy, związany z ulotnym i ledwo słyszalnym szumem obracających się talerzy dysku i delikatnymi wibracjami urządzenia. Trochę to metafizyczne, wiem…
Pierwszym krokiem było więc ponowne wgranie oprogramowania. Na szczęście iTunes działający pod OS X 10.5.8 pobrał sobie z serwerów Apple ostatnią wersję dla mojego modelu i po wyczyszczeniu dysku wgrał nowe oprogramowanie. iPod ponownie się uruchomię i ku moje radości okazało się, że dysk jest sprawny, problemem była już tylko bateria i ładowarka.
Ładowarka dołączona do pierwszego iPoda nie różni się niczym od współczesnych ładowarek do iPada. No poza jednym detalem, zamiast USB ma złącze FireWire. Ładowarki te od lat nie są produkowane przez Apple, a i zamienników dziś daremnie szukać. Po co produkować ładowarki z FireWire skoro wszystko na świecie ma USB ? Przeglądanie portali aukcyjnych zajęło mi sporo czasu. Owszem, na eBay takie ładowarki są. Nie jest problemem inna wtyczka, bo te są wymienne. Także problemem nie jest inne napięcie, bo ładowarka sama się przełącza pomiędzy 110 V a 220 V. Problemem są ceny i koszt wysyłki do Polski.
Po kilkunastu tygodniach ładowarka taka pojawiła się na polskim portalu z zastrzeżeniem, że „niesprawdzona”. Cóż, zaryzykowałem, zamówiłem i na szczęście okazała się sprawna, tyle że moja bateria nadal, konsekwentnie odmawiała współpracy. Rozpocząłem poszukiwania baterii, których jak nie trudno się domyślić, od dawna nikt nie produkuje. No dobra, produkują Chińczycy, ale bardzo niechętnie. Widocznie zapotrzebowanie nie jest zbyt wielkie. Tak czy inaczej, kolejne tygodnie płynęły, a ja nie mogłem znaleźć właściwej baterii. Myślałem nawet o jakimś zamienniku, z iPoda Nano, ale miałem wątpliwości czy bateria przeznaczona dla urządzeń operujących na pamięci Flash, poradzi sobie z zasilaniem dysku mechanicznego.
Mój zapał słabł, a iPod wylądował na półce i czekał na lepsze czasy. Kilka dni temu znalazłem sklep, oferujący baterie do iPoda 1Gen w bardzo rozsądnej cenie, zamówiłem i niecierpliwie czekałem na przesyłkę, rozbierając w międzyczasie białego iPhone’a nazwanego niesłusznie przez właściciela Frankensteinem.
Bateria dotarła, a ja musiałem tłumić swoje emocje podczas jej wymiany, tym bardziej że poprzednia nieco zapaskudziła wnętrze iPoda. Po wymianie baterii, jeszcze zanim zdążyłem założyć stalowe plecki iPoda, odtwarzacz zadrżał i wydał charakterystyczny, przyjemny szum rozpędzającego się dysku.
Przegranie blisko 300 piosenek na iMaca G4 za pomocą USB 1.1 zajęło mi blisko godzinę. Wtłoczenie ich do iPada za pośrednictwem kabelka FIreWire, niecałe dwie minuty.
Podłączyłem iPada do słuchawek i naprawdę odczułem wielkie wzruszenie. Niewidziany od wielu lat towarzysz wędrówek, spacerów, samotnych wieczorów i hucznych imprez, skreślony i prawie skazany na śmierć i zapomnienie, wrócił do krainy żywych. Wrócił i to z prawdziwą gracją, nie mniejszą niż 15 lat temu.
iPoda pierwszej generacji wydaje się dosyć duży, ciężki i nieporęczny. Od dawna przyzwyczaiłem się do iPoda Nano 3Gen. i to on stanowi dla mnie jakiś wyznacznik tego typu urządzenia. Jednakże pierwszy iPoda naprawdę wygodnie leży w ręce i wbrew pozorom bardzo wygodnie się go obsługuje jedną ręką. Na górnej krawędzi znajduje się gniazdo FireWire, gniazdo słuchawek oraz przełącznik blokady. Po jego przesunięci, przyciski na froncie iPoda przestają reagować na nacisk. Ma to o tyle ważne znaczenie, że bardzo łatwo obrotowym kółkiem (występowało ono tylko w iPodzie 1 i 2 Generacji) niechcący zmienić głośność lub przełączyć na inne utwory.
Na froncie jest niewielki, czarno-biały wyświetlacz i pięć przycisków nawigacji oraz obrotowe kółko, którym zawsze lubiłem się bawić podczas słuchania. Nawet dziś jestem zmuszony przyznać, że nawigacja przy pomocy kółka jest genialna i ciągle się zastanawiam, czy to aby nie lepsze rozwiązanie niż ekran dotykowy współczesnych iPodów Touch. Fakt, kółkiem nie da się nawigować po Facebooku, ale to naprawdę bardzo wygodne urządzenie.
Menu iPoda nie należy do zbyt skomplikowanych, co bez wątpienia zawdzięczam wybrednemu Jobsowi, który uważał, że jeśli trzeba klikać więcej niż trzy razy, to znaczy, że coś jest do bani. W iPodzie niemal do każdej opcji dostajemy się, klikając nie więcej niż trzy razy. Pierwszym zdziwieniem może być fakt, że iPod nie posiada polskiej wersji systemu, ba nawet w ustawieniach strefy czasowej nie zna takiego miasta jak Warszawa. To dowód na to, że w trakcie jego projektowania, Polska jako rynek zbytu, była daleko poza horyzontami Apple.
Kolejne moje zdziwienie to prędkość. Choć nawigacja po menu jest bardzo płynna i przewijanie listy nawet kilkuset utworów nie jest problemem, problemem jest włączanie piosenek. Od lat przyzwyczajony jestem do odtwarzacza bazującego na pamięci Flash, gdzie uruchomienie kolejnego utworu zajmuje ułamek sekundy. iPod wyposażony w dysk mechaniczny, potrzebuje około 1 sekundy na przełączenie się pomiędzy utworami. Odzwyczaiłem się od tego i za każdym razem myślę - „coś nie tak…”
Z dzisiejszego punktu widzenia, możliwości konfiguracji odtwarzacza nie są zbyt wielkie i wyszukane. Poza ustawieniem daty i czasu dostajemy do dyspozycji korektor muzyczny ze zdefiniowanymi już opcjami. Można ustawić także intensywność podświetlenia obrazu, czas po jakim podświetlanie się wyłącza oraz ewentualnie kontrast.
Z dostępnych ustawień muzycznych mamy tylko możliwości dobrze znane z ówczesnych dla iPoda odtwarzaczy płyt kompaktowych, a więc losowe wybieranie piosenki lub funkcja powtarzania utworu. Jednym z bardziej ciekawych dodatków do iPoda był pilot Apple, umożliwiający sterownie głośnością i zmianą utworów bez konieczności wyciągania iPoda z kieszeni. Pilot ten wpinany był do gniazda FireWire i do gniazda słuchawkowego, a do niego wpinało się słuchawki.
Podpięcie iPoda do komputera umożliwia nieco bardziej intensywne wykorzystanie potencjału urządzenia. Alarmy i przypomnienia ustawione w kalendarzu OS X, synchronizowany się z kalendarzem iPoda, a ten mógł nam przypomnieć o ważnym wydarzeniu podczas słuchania muzyki. Wówczas spore wrażenie robiła tez funkcja synchronizacji kontaktów pomiędzy książka adresowa komputera i iPoda. Choć wówczas możliwość dostępu do takiej masy danych z poziomu odtwarzacza muzycznego robiła wrażenie, nie przypominam siebie, bym z tego korzystał.
Wiele osób wówczas wykorzystywało inną cechę iPoda. Mógł on służyć jako przenośny dysk FireWire i był prawdziwą konkurencją dla bardzo ułomnych jeszcze, przenośnych pamięci Flash. Ułomnych, ponieważ na rynku królowało wówczas USB 1.1, którego prędkość była bardzo daleko za prędkością transmisji danych po FireWire 400, a ich pojemność osiągająca nawet 64 MB mogła u posiadacza iPoda wzbudzać co najwyżej wzruszenie ramion. Przenośny dysk o pojemności do 4 GB i szybkiej transmisji danych, to było coś. Rzecz jasna, z tych 4 GB zostawało nieco mniej, albowiem lwią część pojemności odtwarzacza zajmowała przecież muzyka. Jednak nawet 1 GB, to już było naprawdę coś.
Niezwykle ciekawie programiści obeszli się z funkcją zegara i kalendarza. iPod swój wewnętrzny zegar synchronizował z komputerem, podobnie jak alarmy i dane kalendarza. Rzecz w tym, że na ekranie odtwarzacza nie przewidziano miejsca na wyświetlanie godziny. Aby skorzystać z tej funkcji, należało wejść w odpowiednie miejsce nieskomplikowanego menu.
Pierwszy iPod nie posiadał natomiast funkcji tworzenia listy odtwarzanych utworów w trakcie słuchania. iPod 1Gen obsługiwał listy utworów, jednak te trzeba było stworzyć już przy użyciu iTunes i komputera. Funkcje te pojawiły się w kolejnej edycji iPoda i ponoć były sugerowane przez użytkowników tego pierwszego - iPoda Oryginal.
Pewna ciekawostka było dodawanie do iPoda dobrze znanej gry Arkanoid, w której paletkę fantastycznie obsługiwało się za pomocą kółka.
Z perspektywy czasu, możliwości dodatkowe, te niezwiązane ze słuchaniem muzyki, nie są zbyt wyszukane i zbyt potrzebne, co nie zmienia faktu, że używanie pierwszego iPoda jest nadal tak samo przyjemne, jak piętnaście lat temu.