Zaginiony eWorld Apple
Początkiem lat dziewięćdziesiątych globalna sieć zaczyna się coraz bardziej dynamicznie rozrastać. Nie tylko łatwiej otrzymać do niej dostęp, ale też rośnie ilość przekazywanych przez internet informacji.
Choć niewiele osób może się wówczas cieszyć szybkim, szerokopasmowym dostępem do globalnej sieci, ilość zestawów komputerowych łączących się z internetem za pośrednictwem modemu, bardzo szybko wzrasta. Nie inaczej jest w świecie Apple, gdzie coraz częściej jednym z urządzeń zewnętrznych niezbędnym do codziennej pracy jest modem. Apple także coraz częściej oferuje modele komputerów ze wbudowanym modemem. Nie zapominajmy także o użytkownikach bardziej profesjonalnych, wykorzystujących sieci firmowe i poszukujących w sieci konkretnych informacji. A czego szukali wówczas pionierzy internetu ?
Głównym zadaniem internetu była szybka wymiana informacji za pośrednictwem poczty elektronicznej, prymitywnych, z dzisiejszego punktu widzenia, grup dyskusyjnych oraz raczkujących wówczas witryn internetowych. Także wyszukiwanie informacji, użytkowników o podobnych zainteresowaniach, czy grup tematycznych było nieporównywalnie trudniejsze niż dziś. Najczęściej na rozmaite fora, ktoś musiał nakierować, a i często wprowadzić nowego użytkownika do zamkniętej grupy. A gdyby tak to wszystko ułatwić ?
Już wówczas pojawiały się pierwsze serwisy ułatwiające wyszukiwanie określonych informacji oraz grupujące użytkowników o zbliżonych zainteresowaniach. Serwisy takie najczęściej oferowały także skrzynki pocztowe dla użytkowników oraz numery dostępowe do internetu, za pomocą których użytkownik uzyskiwał połączenie z globalną siecią. Nic oczywiście za darmo. Użytkownik płacił za tego typu usługi najczęściej w postaci miesięcznego abonamentu. Wśród takich serwisów jednymi z bardziej popularnych było Computerserve oraz Prodigy. Ponieważ zainteresowanie dostępem do internetu, możliwością posiadania własnej skrzynki pocztowej oraz możliwością łatwego dostępu do informacji stale rosło, nic dziwnego, że tego typu usługi wzbudzały spore zainteresowanie wielu firm, w tym Apple, które zapragnęło stworzyć własny eWorld.
Od 1985 roku Apple posiadało własną sieć dostępną dla serwisów, resellerów oraz firm powiązanych z Apple. AppleLink, bo tak nazywała się sieć, służyła tylko i wyłącznie przesyłaniu informacji związanych z produktami Apple i rzecz oczywista, nie umożliwiała dostępu do tych danych postronnym użytkownikom. AppleLink posiadało około 50 tys. zarejestrowanych użytkowników, z czego około 15 tys. to pracownicy Apple, a pozostali to pracownicy innych podmiotów, powiązanych z firmą z Cupertino.
Choć AppleLink formalnie było siecią Apple, w rzeczywistości całą infrastrukturę zapewniała firma GE, oferując serwery oraz oprogramowanie, natomiast Apple zajmowało się administracją sieci oraz oprogramowaniem służącym do wymiany informacji pomiędzy zarejestrowanymi użytkownikami. Pod koniec lat osiemdziesiątych, dostęp do AppleLink został rozszerzony, a dostęp do sieci także zyskali zarejestrowani deweloperzy. Wówczas też nastąpiło pewne kategoryzowanie informacji, a oprogramowanie tworzone przez Apple zostało bardzo rozbudowane pod kątem zakresu dostępu do danych przez określonych użytkowników lub grupy użytkowników.
Koszty utrzymywania AppleLink zaczynały rosnąć. Apple płaciło firmie GE 300 tys. USD rocznie za obsługę serwerów, a każdy użytkownik sieci AppleLink musiał płacić firmie GE 15 USD dziennie za dostęp do sieci AppleLink. Jak nietrudno przeliczyć, koszty utrzymania i obsługi sieci były naprawdę ogromne. Apple chciało negocjować warunki umowy z GE, jednak zarząd firmy GE był nieugięty, zdając sobie sprawę z faktu, że stworzenie własnego serwisu od podstaw będzie dla Apple nieopłacalne. Jednak Apple postanowiło zrezygnować z usług firmy GE i samodzielnie stworzyć serwis przeznaczony dla pracowników firmy Apple, resellerów, serwisów, deweloperów oraz firm współpracujących z Apple. W trakcie prac postanowiono, że z nowym serwisem Apple zostanie powiązany system wsparcia dla użytkownika. W przypadku problemów technicznych lub potrzeby uzyskania i formacji dotyczących określonego produktu użytkownik miał mieć możliwość uzyskania pomocy za pośrednictwem oprogramowania, które miało być dołączone do każdego komputera Apple. Użytkownik miał mieć możliwość połączenia się z siecią Apple za pośrednictwem modemu i dedykowanego numeru lub za pośrednictwem szerokopasmowego dostępu do internetu. Sieć ta roboczo otrzymała nazwę AppleLink Personal Edition. Oczywiście i na tej sieci Apple zapragnęło zarabiać, podobnie jak wcześniej robiła to firma GE. Użytkownicy końcowi mieli płacić abonament za dostęp do AppleLink Personal Edition. Miało to dotyczyć głównie dealerów sprzętu Apple, autoryzowane serwisy oraz developerów i firmy współpracujących z Apple. Nie nastawiano się na zarabianie na użytkownikach domowych, traktując to jako cześć wsparcia oferowanego przez Apple.
Ponieważ Apple nie posiadało doświadczenia w tego typu usługach, do współpracy pozyskano firmę zewnętrzną — Quantum Computer Services, która wdrożyła podobne rozwiązania dla firmy Commodore, tworząc sieć Q‑Link. Samo Quantum Services także było bardzo zainteresowane współpracą w tym zakresie, licząc na to, że ostatecznie to ono zajmie pozycje, jaką wcześniej miała firma GE i liczyło na swój „udział” w całym przedsięwzięciu.
W 1987 roku AppleLink PE ruszyło, a prezes formy Quantum Computer Services postanowił namówić Apple do stworzenia komercyjnej sieci dostępnej dla wszystkich użytkowników komputerów Macintosh. Sieć ta miała umożliwiać użytkownikom komputerów Mac łatwy dostęp do internetu za pośrednictwem numerów dostępowych oraz umożliwiać im wzajemną komunikację i wymianę informacji bez konieczności czasochłonnego wyszukiwania określonych grup. Nowa sieć konsumencka miała mieć dostęp do niektórych, ściśle określonych danych pracującej już sieci AppleLink PE. Całość przedsięwzięcia miała się opierać o miesięczny abonament, który użytkownik płaciłby firmie Quantum, natomiast Apple miało mieć tylko udział w komercyjnym przedsięwzięciu, uzyskując 10% od przychodów uzyskanych z tytułu abonamentów. Komercyjna sieć, choć niemal całkowicie stworzona przez Quantum, miała być firmowana logiem Apple i użytkownik komputera miał ja kojarzyć właśnie z firmą Apple. Dodatkowo Apple miało do każdego sprzedanego komputera dołączać niezbędne oprogramowani umożliwiające połączenie się z siecią.
Apple nie bardzo chciało przystać na tego typu rozwiązanie, choć było zainteresowanie stworzeniem sieci dla użytkowników komputerów Apple. Choć prezes Quantum zaprezentował gotowy projekt tego typu usług, pomysł odrzucono i postanowiono zrezygnować z dalszej współpracy z Quantum. Firma Quantum, która w 1991 przekształciła się w doskonale znanego później dostawcę - America OnLine, mocno odczuła rozwiązanie umowy przez Apple. W nowy, komercyjny serwis zainwestowano naprawdę sporo pieniędzy, licząc na to, że Apple kupi ten pomysł. Postanowiono więc we własnym zakresie wykorzystać to, co nie chciało kupić Apple. Tak narodził się doskonale znany w latach dziewięćdziesiątych serwis AOL.
Apple odrzuciło projekt Quantum, jednocześnie wcześniejsze umowy nieco krępowały możliwości uruchomienia własnego, komercyjnego serwisu. Stworzono odpowiednie założenia i postanowiono zlecić opracowanie nowego serwisu Apple firmie — AOL. Rzecz ciekawa, bo początki AOL były bardzo trudne i w momencie, gdy firma ta uzyskała zlecenie od Apple, w sądzie złożono już dokumenty o bankructwie AOL. W związku ze zleceniem Apple, dokumenty o bankructwie zostały szybko wycofane.
Nie wiedzieliśmy, że AOL złożył już dokumenty dotyczące bankructwa - ta umowa ostatecznie je uratowała. Steve Case miał twarz pokerzysty.
Takie posunięcie ze strony Apple było także swoistym, pokerowym zagraniem. Zlecając AOL opracowanie serwisu konsumenckiego, Apple obchodziło wcześniejsze ograniczenia dotyczące tworzenia własnej sieci z wykorzystaniem AppleLink PE, podpisane jeszcze z Quantum.
Nowy serwis dla użytkowników komputerów Apple, zgodnie z wcześniejszymi założeniami miał służyć wymianie informacji, oferować skrzynki pocztowe, umożliwiać tworzenie określonych grup tematycznych oraz wyszukiwanie informacji, a także rozmowy online poprzez specjalny chat. Usługa miała także oferować własny numer dostępowy - 1‑800-775-4556 - z możliwością oddzwonienia na podstawie miesięcznego abonamentu. Założono, że serwis Apple będzie dostępny na początku dla użytkowników komputerów Mac oraz asystentów Newton, a następnie zostanie udostępniony na platformę DOS/Windows. Miała to być pierwsza usługa, działająca na wszystkich platformach.
Nowatorski miał być wygląd serwisu, który początku lat dziewięćdziesiątych mocno zaskakiwał. Użytkownik po uzyskaniu dostępu do serwisu miał mieć widok na miasto, w którym każdy budynek miał swoje przeznaczenie. I tak ratusz, miał być swoistym centrum, gdzie użytkownik mógłby dokonać konfiguracji i zmiany ustawień. Budynek poczty to oczywiście skrzynka pocztowa. Były jeszcze budynki związane z konkretnymi tematami, np. budynek finansów miał dostarczać informacji związanych z giełdą i bankowością. W każdym budynku było miejsce na grupy, w których użytkownicy mogliby wymieniać się informacjami. W miarę rozwoju serwisu, budynków miało przybywać, a elektroniczne miasto miało stać się bardziej kompletne. Pomysł był ciekawy nie tylko ze względu na założenia i wizje, ale także od strony graficznej prezentował się naprawdę ciekawie, oferując trochę komiksową, choć bardzo przyjemną grafikę.
Nowy serwis musiał mieć nową i nowoczesną nazwę. Choć ostatecznie został nazwany eWorld, wokół genezy tej nazwy pojawiły się też legendy.
Jedna z nich mówi o tym, że podpis eWorld pojawił się pod projektem Cleo Hugginsa odpowiedzialnego za koncepcję całego serwisu. Była to nazwa robocza, a faktyczną nazwę miał stworzyć dział marketingu, który miał wydać około 30 tys. USD na badania marketingowe, które wykazały, że nowy serwis powinien nazywać się „Avalon”, ale ktoś stwierdził, że to głupie i zostało eWorld.
Cleo Huggins twierdził, że hasło „eWorld” pojawiło się podczas projektu i zostało przekazane do działu marketingu, by je zaopiniowano. Ponieważ nikt nie chciał się nad tym zbytnio zastanawiać, dział marketingu sprawdził, czy jest domena eWorld.com i po ustaleniu jej właściciela odkupiono ja za 30 tys. USD.
Jeszcze inny członek zespołu twierdzi, że nazwa eWorld została przekazana przez Apple, które wykupiło taki znak towarowy za 25 tys. USD i nie było takiej domeny.
Tak czy inaczej, nowy serwis Apple zyskał nazwę eWorld.
Ogromną wagę przywiązywano do graficznych aspektów serwisu. Serwis miał być piękny, funkcjonalny i aktywny. A wszystko to w połączeniu z ograniczeniami wynikającymi z możliwości technicznych oraz komputerów, na jakich miał działać. Zgodnie z założeniami Apple, eWorld miał pracować na wszystkich komputerach łączących się z siecią z prędkością nie mniejszą niż 56Kb.
Założono więc rzecz dość nowatorska jak na ówczesne czasy. Zdecydowana większość elementów graficznych serwisu miała znaleźć się w instalowany, przez użytkownika oprogramowaniu, dzięki czemu nie trzeba będzie ich pobierać przez wolne łącze.
Trevor Griffiths pracujący wcześniej nad kodem AppleLink i AppleLink PE opracował kod oddzielający strumień danych od wyświetlanej grafiki. Kod serwisu miał wywoływać odpowiednie obrazy, a pobierane miały być tylko grafiki związane z pojawiająca się treścią. By było ciekawiej, wygląd eWorld miał się zmieniać w zależności od pory roku. W zimie budynki byłyby pokryte śniegiem, a wiosną serwis miał mieć kolory z przewagą zieleni. Kod opracowany przez Trevora umożliwiał nie tylko wywoływanie odpowiednich grafik, ale zmianę całego położenia eWorld po niewielkich aktualizacjach pobieranych za pomocą sieci. Umożliwiło to np. zmianę wystroju eWorld na wystrój świąteczny w okresie Bożego Narodzenia lub przeniesienie całego „miasteczka” na księżyc. Także użytkownik samodzielnie mógł modyfikować położenie eWorld i przenieść go na pustynię albo na dno oceanu.
Aby było jeszcze trudniej, eWorld miał równie dobrze wyglądać na czarno-białym monitorze Macintosha Classic (512 × 342), jak i na monitorach o rozdzielczość 640 × 480 w 256 kolorach i lepszych. W trakcie prac jednak zweryfikowano te założenia, przyjmując, że minimalna rozdzielczość to 640 × 480 i obraz czarno-biały, choć na Classic też dało się uruchomić. eWorld miał także pracować na elektronicznym asystencie — Apple Newton, nad którym trwały prace, a którego debiut odbył się w 1993 roku.
Za stronę graficzną eWorld odpowiedzialny był młody artysta Mark Drury. To właśnie on stworzył wszystkie budynki eWorld oraz ludzi, jakich nie mogło braknąć w miasteczku.
eWorld jako usługa gotowy był pod koniec 1993 roku, a w styczniu 1994 roku Apple oficjalnie ogłosiło wprowadzenie nowej usługi do swojej oferty, rozpoczynając jednocześnie jej testy. W czerwcu 1994 roku usługa była już dostępna dla wszystkich zainteresowanych. W nowych komputerach Apple jakie trafiły do sprzedaży, instalowano oprogramowanie eWorld (o ile komputer miał wbudowany modem), pozostali użytkownicy mogli zakupić dyskietki z instalacją eWorld. Liczono, że eWorld będzie cieszył się nie mniejszym zainteresowaniem użytkowników komputerów Apple, niż AOL. Spodziewano się, że w ciągu 2 lat ilość użytkowników eWorld przekroczy 1 mln. W 1995 roku rozpoczęto też pracę nad wersją eWorld na komputery z systemem Windows, ale wersja ta nigdy nie trafiła oficjalnie na rynek.
Do współpracy w eWorld zaproszono wiele firm, które mogły zaistnieć w świecie eWorld. Były to nie tylko firmy związane z Apple i branżą komputerową. Współpracę taką podjęło około 500 różnego rodzaju podmiotów, które oferowały własne fora i grupy dyskusyjne, oraz miały możliwość prezentowania swojej oferty i udzielania wsparcia użytkownikom. W eWorld organizowano także rozmaite kursy, w tym także kursy związane z grafiką komputerową i programowaniem. eWorld oferował dokumenty techniczne Apple, instrukcje obsługi oraz materiały związane ze wsparciem użytkownika. Wielką popularnością cieszył się czat w eWord, obsługujący często setki użytkowników. eWorld dysponował także własną przeglądarką internetową umożliwiającą wygodne przeglądanie treści na witrynach internetowych.
Łatwo jest stać się częścią eWorld, a kiedy już w niego wkroczymy, jest przyjazny i fascynujący. Wielu innowacyjnych wydawców i usługodawców współpracowało z nami, aby stworzyć tę informacyjną i rozrywkową społeczność internetową. Dołączenie do społeczności eWorld to jak spacerowanie po głównym placu małego uniwersyteckiego miasteczka, pełnego ciekawych ludzi i fascynujących miejsc do których możemy łatwo się dostać.Peter Friedman dyrektor generalny Apple Online Services
eWorld oferował zalążki kontekstowego wyszukiwania informacji i łączenia pewnych treści. Jeśli użytkownik był zainteresowany np. zakupem samochodu i w budynku zawierającym Newsy przeglądał treści związane z zakupem auta, eWorld proponował mu artykuły na ten temat, pochodzące z prasy, grupy dyskusyjne poświęcone temu tematowi, a nawet mógł pomóc mu nawiązać kontakt z osobami, które także miały takie zainteresowania.
Choć ceny za dostęp do eWorld nie należały do najniższych, oferta Apple wzbudziła spore zainteresowanie. Od czerwca 1994 do końca roku usługę wykupiło 90 tys. użytkowników. Miesięczny abonament za eWorld wynosił 8.95 USD, w którym były zawarte darmowe noce dostępu do internetu i eWorld (18:00-6:00) lub dwie darmowe godziny w weekend. Za każdą kolejną godzinę użytkownik musiał płacić 4.95 USD w godzinach nocnych lub 7.95 USD w ciągu dnia.
W 1995 roku przyrost użytkowników okazał się zdecydowanie niższy niż zakładano. Do końca 1995 roku liczba użytkowników wzrosła do 120 tys., ale Apple nie zdecydowało się na obniżkę cen za usługi. Wartym podkreślenia jest fakt, że w opinii użytkowników eWorld, serwis, jego organizacja i treści w nim dostępne, cieszyły się bardzo dobrymi opiniami. Jedyną formą zwiększenia zainteresowania serwisem, była jego reklama. To właśnie dzięki reklamie AOL stał się kluczowym graczem na rynku tego typu usług.
Jednak Apple właśnie łapało swoją finansową zadyszkę i w związku ze spadającą sprzedażą komputerów i rozpoczynającymi się problemami finansowymi, zdecydowano się na bardzo ograniczone działania marketingowe wobec eWorld. Spadająca sprzedaż komputerów też nie sprzyjała pozyskiwaniu nowych użytkowników.
Rok 1995 został zakończony z dość wysoką stratą finansową i na początku 1996 roku zapada decyzja o likwidacji eWorld. Oficjalnie eWord zostaje wyłączony 31 marca 1996 roku o godzinie 00:01, a Apple nawiązuje bliską współpracę z AOL. Od tego momentu, na każdym nowym komputerze Apple przestaje pojawiać się ikonka eWorld, a pojawia się ikona AOL. Stan ten trwa do systemu OS X 10.3, który debiutuje w 2003 roku.
Choć eWorld nie miał wielu użytkowników, niemal wszyscy oni bardzo dobrze wspominają tę usługę. Bez trudu można znaleźć opinie, że kochali eWorld tak mocno, jak nienawidzili AOL po 1995 roku. Wśród blisko 5 mln użytkowników AOL czuli się anonimowi, inni. W świecie eWorld mieli swoich przyjaciół, a atmosfera w serwisie była niemal rodzinna, niezależnie od tego, czy użytkownik był uczniem, studentem, przedsiębiorcą czy pracownikiem Apple lub jednej z funkcjonujących na eWorld firm.
To było tak, jakby moje życie nagle się wyłączyło! Nie mogę więcej wejść do tego przyjaznego miejsca, gdzie zawsze czułem się mile widziany i mógłbym się dobrze bawić z ludźmi, których nigdy nie wiedziałem. Ta nagła śmierć była falshem, a potem pustka, jakby wybuch bomby atomowej zniszczyła cały eWorld i położyła kres cywilizacji.
W 1999 roku jeden z sympatyków Apple prowadzący w internecie miesięcznik poświęcony komputerom Apple wpadł na pomysł, by nazwać go eWorld. Ponieważ nazwa ta była zastrzeżona przez Apple, napisał list do Apple z prośbą o zezwolenie na wykorzystanie tej nazwy na potrzeby swojego magazynu. Dział prawny Apple odmówił twierdząc, że firma nie zamierza rezygnować z tej nazwy. Uparty redaktor napisał mail do Jobsa, prosząc o wyrażenie zgody na wykorzystanie nazwy, ale i tym razem dostał odmowę. W związku z tym, magazyn otrzymał inny tytuł i był wydawany przez kilka miesięcy. Wówczas założyciel magazynu otrzymał kopertę z Cupertino, zawierającą pisemną zgodę na wykorzystanie słowa "eWorld" na potrzeby magazynu. Podobno list podpisany był przez Jobsa. Miesięcznik nie zmienił nigdy nazwy na "eWorld". Ile w tym prawdy ? Nie mam pojęcia.