Android vs Windows Phone – kolejna zadyma o wszystko
Pod wpisem djDziadka o newsie djFoxera znowu rozgorzała wojenka zwolenników Androida i WP. Cóż – moim głównym problemem jest jednak to, że nie mam w ksywce przedrostka dj, ale hej! mimo to zaryzykuje…
…
W tej chwili – około dwóch milionów osób kupuje Androida.
W tej chwili – 410 tysięcy fanbojów wybiera Appla.
W tej chwili - około 90 tysięcy osób kupuje jednak Windows Phona.
W tej chwili – nieco ponad 50 tysięcy starszych Panów ma nadzieje, że kupując Blackberry są bardzo cool biznes CIO!
W tej chwili – w Internecie ktoś toczy wojnę o mobilne systemy operacyjne – a mógłby zrobić coś produktywnego. Na ten przykład obrać ziemniaki.
W tej chwili – nikt w internecie nie jest nieomylny.
W tej chwili, jest chwila na refleksję.
Zastanawiam się trochę, dlaczego właściwie się pokusiłem o jakikolwiek komentarz do tego wpisu – ale wychodzę z założenia, że forma blogowa sprawdza się dobrze w dyskusji i mam do tego święte prawo. Równie święte jak możliwość pisania dowolnej krytyki i opinii na tematy, z którymi nie jestem za pan brat, ale mam wyrobiony w ich kwestii pogląd. To jest kwintesencja Internetu i jego rdzeń.
Mam jednak wątpliwości natury egzystencjalnej, gdy czytam wypociny o wyższościach formy A nad formą B. Czy są one potrzebne? Każdy z nas powinien wyrobić sobie swoje własne zdanie, zamiast polegać na cudzych przekazach. Przynajmniej tak mi się zawsze wydawało – może jakaś nonkonformistyczna natura mojej duszy sama łkała wiedzy i możliwości weryfikacji wielu faktów. Opiniom w Internecie nigdy nie wierzyłem (choć brałem je czasem pod uwagę) i nierzadko okazywało się to strzałem w dziesiątkę. Ponieważ w necie nie ma statystyki a są jedynie bardziej krzykliwi krzykacze.
Ale z drugiej strony – jak można wyrobić sobie opinie o produkcie/formie bez możliwości spotkania się per se z obiektem (telefonem/komputerem/sprzętem in general), pozostaje pytaniem otwartym? Wtedy nagle okazuje się, że informacje o wyższościach jednego produktu nad drugim okazują się niezwykle istotne – o ile potrafimy je dobrze zinterpretować.
djDziadka znam już jakiś czas i można powiedzieć – wybacz jeśli bredzę – że trochę go nawet poznałem. Z wpisów, komentarzy, for, a nawet wspólnych piwek na Zlotach. Spoglądając na jego pokraczną chimerę blogową o mobilnych systemach operacyjnych wiem, czego się spodziewać, bo wiem ,że u podstaw leży ten sam problem. Jest to przecież starszy Pan z rodziną, który potrzebuje spokoju, ciszy i relaksu – zupełnie jak ja (żart zamierzony). Patrząc przez pryzmat jego osobowości dostajemy ważne informacje, które mogą okazać się istotne przy wyborze pomiędzy produktem A, a produktem B.
A jeśli nie znamy operatora tekstu, twórcy słów wyższości – co jeśli komentatorem jest anonim, o którym możemy jedynie powiedzieć, że był? Komentarz takiej osoby jest wart przecież tyle, co kupa siana. A właściwie to kupa bez siana.
Więc – wracając do problemów natury egzystencjalnej – czy potrzebne są nam wpisy pokazujące, że coś jest be a coś jest cacy z perspektywy jednej osoby? Tak i nie.
Tak – bo patrząc przez pryzmat osoby podobnej (lub kompletnie odmiennej) możemy naprawdę dokonać bardziej świadomego wyboru. W końcu ludzie nie są całkiem różni i rzadko kiedy są prawdziwie oryginalni, mamy przecież podobne gusta muzyczne, filmowe, kulinarne a nawet techniczne. Jeśli śledzicie kogoś (jak na stalkerów internetowych przystało) to możecie wywnioskować, czy opinia danej osoby pokrywa się z waszą i gdzie mogą być rozbieżności. Wymaga to oczywiście inteligencji i podejścia lekko emocjonalnego.
Nie – bo szkoda czasu ludzkiego na hejtowe komentowanie tego syfu gdy ktoś w internecie się myli. A z komentarzy ewidentnie wynikało, że djDziadek się mylił. Mylił w tym, że mógł napisać blog o mobilnych system operacyjnych bez fanbojostwa. Tej pomyłki wybaczyć mu nie można i należy kategorycznie go poprawić w jego niewiedzy…
… jak wszystkich mylących się w internecie.