Mortadela w opakowaniu szynki...
Ale wyszedł mi apetyczny tytuł. Może dlatego, że przez zaproszenie na Gamescom (ostatni raz czułem się tak wyróżniony, gdy zdałem egzamin poprawkowy grube kilka lat temu) od dwóch dni działam na energy drinkach i paluszkach ze stacji. Podróż i noc w Kolonii do przyjemnych nie należą, zwłaszcza jeśli przemieszcza się własnym autem. Ale mniej już o tym, przejdźmy do konkretów.
Pewnie każdy z Was zna tytuły, które nie brylują w rankingach wszechczasów, nie sposób znaleźć je w sklepach a gimbusom wstyd się nimi chwalić. Nie są zbyt zaawansowane, nie mają tysiąca specjalnych efektów a ich budżet nie przekracza pensji przeciętnego zjadacza chleba w Polsce. Gry niezależne, bo o nich właśnie mowa, stają sie coraz bardziej popularne. Niestety, a może i stety dla wydawców, konsorcja wyczuły zapach zysku i częstują nas coraz to bardziej naciąganymi, rzekomymi grami indie.
Na sam początek - po czym rozpoznać grę niezależną? Niby pytanie retoryczne, przez wielu ignorowane a wciąż wszyscy dają się nabierać. Wielka wyrocznia wikipedia nie znalazła odpowiedzi na to pytanie, ale dowiedziliśmy się przynajmniej co nieco o muzyce niezależnej:
Muzyka niezależna – termin odnoszący się głównie do muzyki tworzonej przez grupy związane z małymi, niezależnymi wytwórniami płytowymi.
Podkreślam małymi grupami i niezależnymi wytwórniami. Jeszcze definicja słowa niezależny:
«niepodporządkowany komuś, czemuś, decydujący o sobie; też: świadczący o braku podporządkowania komuś lub czemuś»
Nie nakreślono jasno granicy niezależności wśród gier i to jest furtką dla cwaniaków takich jak Steam, na którego liście gier niezależnych znajdziemy między innymi Galaxy on Fire 2. O, uczepię się własnie jej.
Wydawcą nie jest zapalony programista z kolegami a studio działające na rynku od ośmiu lat, którego kapitał spisuje się na 25 milionów euro. FishLabs produkuje kilka gier rocznie, a najpopularniejsze miały kilkanaście milionów pobrań (mowa o Waterslide Extreme dla iPhone'owców). Czy taka gra ma prawo nazywać się niezależną?
Nie odmawiam sukcesu, można założyć studio z malutkim kapitałem i wydawać jakieś proste gry - wtedy można to bez skrupułów nazywać niezależnym twórcą. Ale w przypadku wzbogacenia kapitału do takich rozmiarów jak udało się to niemcom ich nowe gry przestają należeć do tej anarchistycznej sfery na amatorskim rynku gier.
A internecie głupoty rozchodzą się jak pchły w wojsku. Serwisy z grami indie powstają jak grzyby po deszczu, nie miałbym do nich nic, tyle że piszą głównie o grach "main-streamowanych" a nie rzeczywistych grach niezależnych, które są po prostu mniej atrakcyjne dla czytelnika.
Myślicie pewnie, biedny mentorious nie ma o czym pisać bądź pękła mu żyłka w mózgu od ciepła. Nie chodzi mi już o katowanie gier i tworzenie podziałów, a jedynie uświadomienie konsumentom, że korporacje doją nas jak krowy w rozlewni mleka. Zresztą prawo wyboru, nie twierdze, że sam nie kupuję gier tego typu. Kupujcie jeśli się Wam podobają, nie jestem Waszym doradcą podatkowym tylko pamiętajcie - miejcie do siebie szacunek. Jeśli ktoś próbuje Wam wcisnąć tytułową metkę/mortadelę (uh, ubóstwiam) w miodową, wędzoną szynkę, to coś jest tu nie tak.
Do zobaczenia poniżej w komentarzach ;)