Efekt sufitowy, gra pozorów i lepienie bałwana
Czytam tak sobie w różnych miejscach (także na blogach i forach DP) wypowiedzi użytkowników takich czy innych programów, którzy zwiedzeni, rozczarowani, wściekli, upokorzeni, zdumieni, sfrustrowani, zadają wszystkim w koło pytanie: „dlaczego mój ukochany Winmp, Nero, GG czy jeszcze jakiś tam inny, rozrósł się do monstrualnych rozmiarów i poza swoją podstawową funkcją próbuje być nagle kombajnem do wszystkiego?”. Dokładnie to samo zjawisko można obserwować ostatnio na Allegro, ale przecież Allegro to też oprogramowanie.
Dawno, dawno temu firma Y wypuściła program X w wersji, na przykład, 5. Program Xv.5 długo i dobrze służył użytkownikom. Po kilku latach firma Y wydała program X w wersji 5.5, a po paru następnych – Xv.6. I wszyscy byli zadowoleni. A jak to wygląda teraz? Te przykłady są już jak najbardziej autentyczne: Cobian Backup 10.0.2.683, R‑Studio 5.2 build 130695, IncrediMail 2 6.0.7 Build 4537. Do tego dochodzi reklamowy i medialny szum, bo została wydana trzecia alfa, siódma beta, albo druga RC.
Co się dzieje?! Przecież programiści, menadżerowie firm, ich właściciele, dyrektorzy, akcjonariusze, nie są przecież kompletnymi kretynami, zdają sobie sprawę, albo robią to za nich wynajęte ośrodki badania opinii użytkowników, że ci użytkownicy czegoś takiego sobie nie życzą i nie o to im chodzi.
Odpowiedź jest prosta: osiągnięty został efekt sufitowy. Efekt sufitowy pojawia się wtedy, gdy sięgasz głową sufitu, co oznacza, że wyżej już nie podskoczysz.
Producenci wielu programów, taki właśnie pułap osiągnęli. Na przykład program Nero miał w swoim „życiu” takie oto momenty autentycznie przełomowe: możliwość nagrywania płyt CD, możliwość nagrywania płyt DVD, możliwość nagrywania płyt Blu‑ray. Program Nero nagrywa i odtwarza płyty CD/DVD od wielu lat, a Blu‑ray też nie od wczoraj, więc? Jedyne co w tej sytuacji mogli zrobić producenci, to nadmuchiwanie programu tak, by jego rozwój odbywał się wszerz. No, bo wyżej… wyżej jest już sufit. I tak zaczyna się doklejanie do oryginalnego programu rozmaitych funkcji, które z jego pierwotnym przeznaczeniem nie mają już zupełnie nic wspólnego; na przykład komunikator VoIP i centrum multimedialne dla komórek.
Super uczciwy i samobójczo-otwarty programista być może zdobyłby się nawet na to, by oficjalnie przyznać, że : „właściwie to od sześciu lat, poza poprawieniem kilku drobnych błędów, nie zrobiliśmy kompletnie nic”, ale przecież nie pozwolą mu na to rady nadzorcze, czy inni szefowie. Pogoń za nowościami i presja w tym kierunku wywierana w obie strony (w obu kierunkach) jest dużo silniejsza, niż biadolenie użytkowników – zresztą też nie wszystkich, tylko starych, bo nowi przyjmą program takim, jaki on teraz jest i będą przekonani, że tak ma być, że o to chodzi. A starzy użytkownicy nie liczą się tak samo, jak stare programy. A poza tym… jak on sam (ten programista) miałby uzasadnić własne, brane co miesiąc, pobory?
Tak więc jednym ze sposobów radzenia sobie z efektem sufitowym jest poszerzanie programu o dodatkowe funkcje, moduły, dodatki, rozszerzenia. Jednym z najbardziej sztandarowych przykładów jest właśnie Nero.
Są jednak firmy, które doklejać nie mogą, albo z jakiegoś powodu nie chcą, ale to nadal nie oznacza, żeby mogły stać w miejscu. Te uprawiają grę pozorów. Przykładem takiego właśnie działania jest na przykład firma IncrediMail Ltd. Ich klient poczty jest nadal i wciąż tylko klientem poczty. Proszę jednak zobaczyć, co dzieje się z numeracją. Ostatnia wersja to IncrediMail 2 6.0.7 Build 4537. Wystarczy policzyć cyferki, żeby zorientować się o jaki rząd wielkości może chodzić, czyli jaka jest różnica pomiędzy wersją 2 6.0.7 Build 4537, a 2 6.0.7 Build 4538. Z moich wyliczeń wynika, że chodzi o sto milionów. Gdyby, teoretycznie, program miał sto milionów linii kodu, to zmiana dotyczyłaby jednej z nich.
Nowa wersja wydana, wszyscy się cieszą, na stronach DP i setek podobnych na świecie serwisów pojawiają się informacje o najnowszej wersji… No, ale świat IT domaga się czasem informacji, co zmieniono. Wtedy specjalista od PR w firmie pisze na przykład: „wobec wzrostu zagrożeń w sieciach rozległych przeanalizowano kod programu pod kątem zabezpieczeń oraz dokonano uaktualnienia i poprawek w plikach pomocy”. Nawet nieźle brzmi, prawda? Dowcip polega na tym, że część pierwsza w ogóle nie musi niczego oznaczać, a druga to, na przykład, wstawienie przecinka w jednym z plików pomocy i poprawienie literówki w drugim. I takim oto sposobem nowa wersja – jak to piszą w DP – ujrzała światło dzienne, a jej producent razem ze swoim wyrobem znów jest widoczny na pierwszej stronie, w wykazie najnowszych programów.
Ostatecznie ja osobiście wolę chyba jednak grę pozorów, niż oblepianie potrzebnego mi programu kompletnie i do niczego niepotrzebnymi mi dodatkami, ale może ktoś ma inne preferencje i zdanie na ten temat?