Nie mamy szansy na porozumienie
02.12.2009 | aktual.: 10.12.2011 06:04
A wydawało mi się, że ten tekst nie będzie już potrzebny. Myliłem się…
Od ponad dziesięciu lat obserwuję wojny zwolenników i przeciwników systemu operacyjnego Windows i rozmaitych odmian Linuksa. Przyznam, że bardzo długo nie rozumiałem, o co tu w ogóle chodzi. Zrozumienie tego problemu przekraczało moją zdolność logicznego myślenia. Prawdopodobnie nadal byłby to dla mnie fenomen nie do pojęcia, gdybym w dalszym ciągu chciał rozpatrywać problem, jako starcie przekonań na temat technologii, lub systemu licencjonowania oprogramowania.
Próbowałem porównywać tę sytuację do telewizorów (plazma, czy LCD), telefonów komórkowych (oprogramowanie takiej, lub innej firmy, generacji, aparat takiego lub innego producenta itd.), samochodów, sprzętu audio i wielu, wielu innych, ale nic mi z tego nie wychodziło. W żadnej dziedzinie – poza systemami operacyjnymi – nie ma aż tak wielkich antagonizmów, wojen, nienawiści, ataków, werbalnej agresji.
Powoli zaczynałem zdawać sobie sprawę, że musi tu chodzić o coś więcej. Albo o coś innego. Albo i o jedno, i o drugie.
Socjologia
Kiedy byłem dzieciakiem, podczas wielkich wojen dzielnicowych, chcąc czasem uniknąć konfliktu i starcia, szukaliśmy znajomych, wspólnych zainteresowań sportem, muzyką. Identyfikacja odbywała się w sposób następujący: jeśli ty i ja mamy wspólnego przyjaciela, słuchamy tej samej muzyki, chodzimy do tej samej dyskoteki, kibicujemy tej samej drużynie, to… może nie musimy być od razu przyjaciółmi, ale przynajmniej nie musimy być wrogami.
Socjologowie obserwują od lat dość ciekawe zjawisko w krajach postkomunistycznych (Polska jest tu sztandarowym przykładem) polegające na odwróceniu sytuacji o 180 stopni. Teraz i tutaj identyfikacja następuje nie dlatego, że mamy wspólnych przyjaciół, ale dlatego, że mamy wspólnego wroga. Mówi się nawet o identyfikacji nienawiści. Jeśli ty i ja nienawidzimy tego samego zespołu, drużyny, polityka, firmy, systemu, to ewentualnie możemy być kumplami.
Psychologia
Kto z polskich użytkowników komputerów domowych, jeśli w chwili obecnej ma ponad dwadzieścia lat, może stwierdzić z ręką na sercu, że nigdy w życiu, ani przez chwilę, nie używał żadnego kradzionego oprogramowania firmy Microsoft (lub innej?). Określenia „kradzionego” używam celowo i z rozmysłem. Bardzo dobrze wiem, że przyjęło się mówić o oprogramowaniu pirackim, ale… Pirat to taki romantyczny poszukiwacz przygód, prawda? I zupełnie inaczej brzmi niż – złodziej. Fajnie, a nawet wesoło jest uważać się za pirata, ale za złodzieja już jakby nieco mniej miło.
Wstyd, poczucie winy, wyrzuty sumienia z powodu ewidentnego złodziejstwa, to nic przyjemnego. I już nawet to „piractwo” zamiast „złodziejstwa” nie bardzo pomaga. Cóż więc zrobić? Ano wmówić sobie, że ten ktoś, kogo okradamy, to jeszcze większy kanciarz, oszust i przestępca niż my sami. Wiadomo przecież, że okraść złodzieja to nie grzech. Tak więc jeśli nie potrafimy wybielić siebie, to oplujemy tego, kogo okradamy i już nie będziemy się czuć aż tacy źli. Należało się bydlakowi, a co?!
Ideologia
Elementy psychologiczne i socjologiczne, to nadal byłoby mało, jeśli chodzi o Windows i Linux. Dopiero zrozumienie, że nie chodzi tu o użytkowników dwóch różnych technologii i ich przekonania, ostatecznie wyjaśnia sprawę. A tak! Zwolennicy odmiennych technologii są w stanie się porozumieć. Zwolennicy różnych ideologii, na przykład różnych systemów filozoficznych, też są w stanie się porozumieć. Ale użytkownicy i zwolennicy określonej technologii nie mogą i nigdy nie będą w stanie porozumieć się z wyznawcami określonej ideologii.
Święty Ignucy, kościół Emacsa, ewangeliści FLOSS, krucjata… Internet pełen jest takich i podobnych określeń i sformułowań. Oczywiście można by powiedzieć, że to żart i w sensie czysto religijnym pewnie nawet tak jest, ale niestety, nie w sensie wyznawanej ideologii. Zwracam uwagę na słowo „wyznawanej”.
Windows i Linux… to tylko pozornie jest starcie zwolenników różnych technologii lub systemów licencjonowania, bo w rzeczywistość jest to próba konfrontacji, porównania, technologii z ideologią, a czegoś takiego zrobić się po prostu nie da.
Można długo i namiętnie dyskutować o tym, czy lepszy jest silnik spalinowy, czy elektryczny, czy lepsza jest firma Nokia czy może Motorola, ale jaki sens ma dyskusja na temat: czy spalinowy napęd samochodów osobowych jest lepszy od protestantyzmu? Albo, czy pieczywo żytnie jest lepsze od teorii Kanta?
Niestety, choć „szeregowi żołnierze” na tym froncie pewnie tego dostrzec nie są w stanie, nie ma żadnej możliwości porozumienia, nie ma żadnej możliwości doprowadzenia do ostatecznej wygranej, lub przegranej, nawet rzetelnej konfrontacji przeprowadzić się nie da. Użytkownicy technologii X nie mają żadnego kontaktu z wyznawcami ideologii Y, choć obu stronom czasem się tak wydaje…
Czytałem niedawno na jakimś blogu wypowiedź zatytułowaną „Wybrałem Linuksa”, albo jakoś tak, podobnie. Koronnym argumentem okazało się stwierdzenie: „Wybrałem Linuksa przede wszystkim dlatego, że to nie jest Windows”. Ano właśnie… I niby na jakiej płaszczyźnie, że o poziomie nie wspomnę, mielibyśmy dyskutować, wymieniać poglądy, dzielić się doświadczeniami?
Na fotce prorok i wyznawca tzw. wolnego oprogramowania.