Przeglądarki i systemy – temat zastępczy
Kiedy potrzebny jest temat zastępczy? Na przykład w momencie podwyżek cen, podatków, albo VAT‑u, na przykład podczas wzrostu bezrobocia, na przykład w tak zwanym „sezonie ogórkowym”, gdy czas jakiś nic specjalnego się nie dzieje i społeczeństwo, z nudów, zaczyna się interesować czymś, czym może nie powinno. I pewnie przy wielu innych okazjach też. Jak królik z kapelusza wyskakują (no, nie same!)wtedy niezwykle ważne kwestie aborcji, eutanazji, kary śmierci, jakichś krzyży, pomników, spisków masonów lub cyklistów itd. itp. Powyższe przykłady pokazują tematy zastępcze formatu krajowego, ale oczywiście bywają też lokalne. Tu pamiętać należy, że określenie „lokalne” nie ma znaczenia tylko terytorialnego. Lokalne, to choćby dotyczące jakiejś grupy zawodowej, wyznaniowej, grupy użytkowników czegoś tam, grupy pasjonatów, kolekcjonerów, konsumentów…
Do pewnego momentu oburzałem się na arogancję decydentów czy animatorów, którzy tak bardzo lekceważą sobie społeczeństwo (albo określoną lokalną społeczność), że stosują chwyty tak prymitywne, że nie powiem – prostackie. Później jednak przyszło mi do głowy, że może mają rację, może „odbiorcy” tematów zastępczych na nic innego swoim poziomem nie zasłużyli?
Komputer z dostępem do Internetu mam od wielu lat, natomiast ostatni wirus, jaki widziałem, ulokowany był na dyskietce 5,25 cala. Całymi latami nie stosowałem żadnych programów antywirusowych. Po rozmaitych próbach, testach i eksperymentach, obecnie mam Nortona. Najpoważniejsze „zagrożenie” jakie programy zabezpieczające wykryły u mnie przez cały ten czas, to były śledzące pliki cookies.
Używałem wielu różnych przeglądarek – choćby dlatego, że pisałem namiętnie strony internetowe i musiałem sprawdzać, jak też się one prezentują w takiej lub innej przeglądarce. Żadna z tych przeglądarek nie spełniała moich wymagań i potrzeb (także estetycznych) w 100%. Z bardzo różnych powodów zresztą. Na swoje prywatne potrzeby dość długo używałem Avant Browser, ale zalew reklam uniemożliwił mi dalsze korzystanie z tej przeglądarki.
Poza zawieszeniem się przeglądarki, a zdarzało się to czasem absolutnie wszystkim, których używałem, na żadne „dziury” się nie natknąłem. Co więcej, nie znam osobiście nikogo, kto by taką „dziurę” widział. Jestem absolutnie przekonany, że zdecydowana większość osób namiętnie dyskutujących o mankamentach przeglądarek tej lub innej firmy, też takiej „dziury” nigdy nie widziała, ani nie doświadczyła w żaden sposób.
Czy to znaczy, że nie wierzę w istnienie tych… „dziur”? Ależ wierzę! Tyle tylko, że wywołanie określonych efektów przez kogoś, kto nie jest specjalistą w tej dziedzinie i któremu specjalnie o to właśnie chodzi, uważam za bardzo mało realne.
Przykład z branży motoryzacyjnej. Mercedes-Benz SLR McLaren jest kompletnie do bani, bo testerzy dowiedli, że kiedy jedzie z prędkością 106,12 km/h, po nawierzchni o twardości 5 w skali Mohsa, przy temperaturze powietrza wynoszącej 34,58 stopni Celsjusza w cieniu, przy wilgotności względnej, którą – jak wiadomo – liczy się według wzoru WW (%) f = e/E*100%, wynoszącej 47,81%, zaopatrzony w opony letnie Bridgestone, z obciążeniem wynoszącym łącznie 139,45 kg, rozłożonym równomiernie, wpada w poślizg po najechaniu lewym tylnym kołem na plamę oleju parafinowego o wymiarach 0,23x0,84 metra… Jaka jest szansa wystąpienia tych wszystkich warunków (i paru innych, ale już mi się nie chciało wymieniać) jednocześnie? I dokładnie tak samo jest z obecnymi „dziurami” w przeglądarkach.
Jedna rzecz mnie tylko dziwi: mijają lata, samochody i programy są coraz bardziej niezawodne – zresztą nic w tym nadzwyczajnego, przecież wymagania stale rosną – ale nadal i wciąż wystarczy rzucić, jak ochłap, jakiś temat zastępczy, np. dziurawe przeglądarki, zalety Linuksa w porównaniu z systemem Windows (albo odwrotnie), spisek Microsoftu, a można być pewnym, że temat „chwyci”.
Tylko, że tak naprawdę smutne to jest…