Opowieść o apaczach, czyli jak Kowalski kupuje i naprawia komputer
02.12.2010 02:30
Każdy pewnie czytając tytuł wpisu zachodzi w głowę co mają wspólnego Apacze z Kowalskim, w dodatku z Kowalskim który kupuje komputer lub go naprawia.
Wszystko się wyjaśni, ale po kolei …
W wpisie chciałbym się podzielić spostrzeżeniami oraz refleksjami na temat tytułowego Kowalskiego w troszkę humorystyczny sposób, który posiada nikłą wiedzę na temat komputerów, a przyszedł czas aby sprawił sobie taki nabytek lub go zmodernizował albo naprawił. Statystycznie rzecz ujmując procent Kowalskich którzy mają zerową wiedzę na temat komputerów jest dosyć niski. Większość ludzi posiada podstawową wiedzę, ale zdążają się rodzynki o których jest ten wpis.
Zaczynamy …
Kowalski chce kupić komputer. Zabrał pieniądze. Zaczyna się rozpoznanie terenu czyli obchód po dzielnicy, konkretnie po sklepach komputerowych. Kowalski wchodzi do sklepu, rozgląda się bierze cenniki, czasami o coś pyta. Jeśli w tym miejscu kończy się rozpoznanie to wszystko jest w porządku.
Zawsze jednak zdarzają się wyjątki. Przypadek pierwszy: Apacze. Wyjaśnienie kogo nazywa się Apaczem jest naprawdę prozaiczne. Apaczem nazywamy osobnika który na każde pytanie: „W czym mogę pomóc?” odpowiada: „A pacze”. Przychodzi co jakiś czas, ogląda, ogląda, ogląda … i nic nigdy nie kupuje.
Przypadek drugi: Malkontenci. To są już ciężkie przypadki. Zwykle budzą popłoch w śród wszystkich serwisantów. Dosłownie popłoch. Wchodzi taki osobnik do sklepu, zapala się czerwony kogut, włącza się syrena, rozpoczyna się ewakuacja na tył sklepu. Z przodu zwykle osoba która jeszcze nie poznała danego malkontenta lub nie udało się jej uciec. Od tej chwili rozpoczyna się piekło dla biednej ofiary malkontenta. Wypytuję on o dosłownie wszystko. Czy w pudełko są wszystkie kable? Czy instrukcją jest po polsku? Czy jest drukowana, czy w PDF? Czy będzie działać z jego płytą (oczywiście jaką płytą to już nie wie, zwykle jest to zielona płyta)? Czy jeśli kupi monitor 8ms to będzie widać smużenie? Czy pudełko będzie zielone czy niebieskie?
Takie pytania zwykle idzie jeszcze wytrzymać. Czasami jednak zachować stoicki spokój jest naprawdę ciężko, np. gdy klient mówi że ma chłodzenie firmy Zelmer, kartę nVidia Radeon.
Takie sytuacje da się przetrzymać gdyby trwały 5 minut. Szkopuł jest jednak w tym że malkontent bombarduję takimi pytaniami zwykle przez godzinę, na koniec mówi że i tak nie ma pieniędzy i nic nie kupi.
Dobrze, kwestia rozpoznania zamknięta.
Trzeba by coś kupić. Kowalski przegląda cenniki, porównuje, przegląda Internet. Jednak zwykle i tak nic nie rozumie z tego. Zasięga rady kolegi – „informatyka”. Przychodzi z informatykiem do sklepu. Informatyk zadaję zwykle kilka pytań kontrolnych, na poziomie malkontenta, w ogóle nie mających realnego związku z kupowaną rzeczą, ale o coś mądrze zapyta, coś kiedyś słyszał, wie zwykle więcej od Kowalskiego, ale zwykle minimalnie więcej. Oczywiście Kowalski wiedzy mu jak swojemu zbawicielowi. Popytają, pomęczą i zwykle idą do domu po debatować. Wśród informatyków mam swojego faworyta – przyszedł przyodziany w koszulkę pewniej zaawansowanej dystrybucji Linuxa. Z takim człowiekiem to już można założyć że się zna. Jednak nie. Zapytał czy w komplecie z notebookiem jest płyta główna. Chodziło mu chyba o płytę z systemem, ale do dziś nie jestem tego pewien.
Kowalski zwykle nie wybiera mądrze gdzie kupić komputer tylko kieruję się podstawowymi instynktami: 1.) Tam gdzie tanio – po prostu gdzie taniej tam kupuję, nie zwraca uwagi co kupuje, ale ile 2.) Tam gdzie ładnie – i tu popełnia poważny błąd. Nie rozpoznał swojego przeciwnika – informatyka, sprzedawcy, serwisanta. Powszechnie wiadomo że informatycy nie należą do ludzi specjalnie dbających o porządek, wystrój, czystość. Kowalski kupi komputer tam gdzie jest czyściutko, są piękne kolorowe, przeszklone gablotki a za biurkiem siedzi Pan z garniturze który na temat komputerów wie nie wiele więcej od Kowalskiego. Nie chce ubliżyć żadnej płci, ale często w sklepach komputerowych spotkałem się z kobietami, które naprawdę nic nie wiedziały, albo plotły głupoty takie że uszy więdną. (przykład: GF 430 jest następcą GF 250). A w sklepach gdzie nie jest pięknie, na półkach nie stoją lśniące notebooki w gablotkach prawdziwy lśniący skarb tkwi za biurkiem – jest nim człowiek który na przykład umie z palca powiedzieć wszystkie modele procesorów zwykle z ich taktowaniem oraz osiągami. Miejsca te różnią się również jedną rzeczą – cenami. Ponieważ sklep który ma teoretycznie puste półki, na zamówienie może sprowadzić dany sprzęt po cenie z dnia kiedy Kowalski go zamówił, a nie po cenie która obowiązywała pół roku temu, kiedy kolorowy sklep się zatowarował. 3.) Tam gdzie sprzedawca ma gadane – ten przypadek jest chyba najgorszy. Człowiek który ma nieźle gadane może Kowalskiemu sprzedać wszystko, łącznie z rzeczami które nie są mu potrzebne lub zalegają sprzedawcy na magazynie od dwóch lat. Sprzeda zestaw na którym po prostu więcej zarobi. Kowalski, zdecydował co kupuje oraz gdzie, więc zamawia
Kowalski przychodzi, zwykle ma upatrzony zestaw albo coś sklecił z informatykiem z części. Osoba sprzedająca zwykle rzuca fachowo na taki zestaw i mówi co można by zmienić. Wielu Kowalskich przystaje na to. Nie wszyscy jednak … Niektóry stoją przy swoim. Do tego stopnia że straciłem kiedyś klienta ponieważ miał zestaw na Celeronie E3300 oraz 5670, a ja w podobniej cenie proponowałem mu i5 660 z GF 450, albo jako alternatywa Phenoma II 950 z GF 460. Poszedł do konkurencji ponieważ miał już upatrzone, albo go ktoś w tym na tyle utwierdził, że myślał że jego zestaw jest lepszy. Dodam że na koniec rzucił tym że 2 rdzenie lepsze od 4 … Jako morał z tego? Bądź nieuczciwy i wykorzystuj niewiedze Kowalskiego. Za moją dobroduszność, straciłem klienta.
Jeśli się zdecyduję już na coś że zamawia – wtedy zaczynają się negocjacje cenowe. Niekiedy Kowalski podaje również ciekawe argumenty żeby cenę niższą zrobić, na przykład „bo kongruencja ma taniej”, a na pytanie czemu nie pójdzie do konkurencji milknie.
Czasami Kowalski panicznie boi się gangsterki – czyli nielegalnego systemu. Wiadomo że system powinien być legalny, ale nie trzeba o to się pytać co 10 sekund i mówić że nie chce się być ściganym przez policję. Czasami argument legalności systemu decyduje o tym czy Kowalski kupuje czy nie - tylko ten argument, sprzęt nie ma znaczenia. A prawda jest taka że po jakimś czasie na dysku Kowalskiego ląduje ogromna ilość nielegalnych gier, filmów, muzyki. Co gorsza Kowalski nie wie dokładnie co to oznacza legalny system, nie wie co to jest OEM, a o jakiejkolwiek treści licencji to nawet nie słyszał.
Kowalski kupił, używa jakiś czas, ale jak wszystko – sprzęt też czasami się psuje więc trzeba go naprawić
Przychodzi czas naprawy. Oczywiście wszystko ma być zrobione w ramach gwarancji, innej możliwości nie ma. Nawet jeśli sprzęt sam się nie popsuł, pomógł mu Kowalski który nigdy nie słyszał że komputer także się sprząta. To co można nieraz ściągnąć spod wentylatora na procesorze z powodzeniem mogło by być wykorzystywane do ocieplania domów. Jeśli nie ma już gwarancji, to trzeba wszystko zrobić najtaniej jak się da. Najlepiej za darmo. Jeśli się coś popsuję to trzeba to zastąpić najtańszym odpowiednikiem, najlepiej używanym. Tak koło się zamyka, ponieważ najtańsze komponenty są zwykle najgorszej jakości i najszybciej się psują.
Jest to duży skrót tego co można zaobserwować czasami.
Rozrywką pomiędzy takimi przeżyciami są komputery które naprawiają sami klienci i przynoszą je, bo jednak coś nie działa. Zdarzyły mi się: -procesor oraz karta graficzna posmarowana zamiast pastą termoprzewodzącą, zwykłą pastą do zębów -chłodzenie procesora przymocowane za pomocą „cibantów” -amatorskie naprawianie koszyka AMx – a’la wkręcona śruba -płyta główna przykręcona do obudowy bez dystansów