LibreOffice Writer rzucony na głęboką wodę
Jako student trzeciego roku filologii angielskiej musiałem skrobnąć pracę dyplomową. Ponieważ byłem już jako tako z LibreOffice/OpenOffice zaznajomiony, postanowiłem, że zrobię to w LibreOffice Writerze.
Interval 01
Poczytałem nieco o formatowaniu tekstu itp., no i rozpocząłem swoje "magnum opus." Ponieważ mój promotor zażyczył sobie każdy rozdział osobno, musiałem pisać "w kawałkach," każdy rozdział jako osobny plik. W tenże sposób napisałem swój "Chapter 1" i wysłałem do sprawdzenia. Jakież było moje zdziwienie, gdy po kilku dniach dostałem odpowiedź traktującą o tym, że promotor nie jest w stanie otworzyć pliku odt i nie wie w ogóle, co to jest :) (nie ma jak wolne oprogramowanie...). Mam mu wysłać doc, bo odt nie otworzy. "Jak bym mu wysłał docx, to pewnie też by nie otworzył, bo za nowy," pomyślałem "a jego Office 2000/2003 nie wie, co to docx, że o instalacji pluginu od MS nie wspomnę..." Tak więc zrobiłem "Zapisz jako" i wybrałem format doc... i to był początek końca...
Interval 02
Wydarzyły się dziwne rzeczy, mianowicie pojawiły się puste strony w dokumencie co jakiś czas z niewiadomych przyczyn, znikła całkowicie numeracja stron, a kropki w wypunktowaniu zamieniły się w gwiazdki... "Genialnie," myślę sobie... Zapewne wówczas była to po troszku moja wina, bo moje umiejętności formatowania jeszcze leżały. Miałem dwa wyjścia: albo na szybko spiracić jakiegoś office'a i pisać to na nowo w nim, albo zrobić eksport z poprawnie wyglądającego pliku odt do pdf. Wybrałem tę drugą opcję i wysłałem gościowi w tym rozwalonym doc i do tego pdf, żeby widział jak to poprawnie wygląda. Na szczęście nie protestował tym razem.
Interval 03
Przyszedł czas pisać kolejne rozdziały. Dokształciłem się odpowiednio, nauczyłem korzystać ze stylów, akapitów, tabulatorów, marginesów i tego wszystkiego, i wydawało mi się to bardziej logiczne i lepiej ułożone, niż opcje tego typu w Wordzie. Postanowiłem dalszą część pracy pisać również w LibreOffice, tym razem od razu zapisując w formacie doc. Postanowiłem również, że numery stron dodam na końcu, bo i tak nie wiem ile tego będzie, a ponieważ praca musiała być podzielona, potrzebne mi były numery stron nie od 1, tylko np. od 4, albo od 25. Zostawiłem to bez numerów zapominając o problemach w doc ze stronami...
Interval 04
I tak to szło, rozdział za rozdziałem, pisząc w odt, zapisując w doc i odt. Oczywiście nie obyło się bez tych "białych plam," problemów z numerami stron i gwiazdek zamiast kropek podczas konwersji do doc, ale ponieważ finalna praca miała być w pdf, postanowiłem, że niech już tak zostanie, bo to i tak tymczasowe. Niestety, na koniec się okazało, że jest problem z numerowaniem stron, nawet w formacie odt, czyli natywnym dla LibreOffice. Choćbym nie wiem jak nie próbował, zawsze numeracja się zaczynała od 1, a ja potrzebowałem zacząć np. od 15. Ustawiam w opcjach, że tak ma być i nic, nadal numeracja jest od 1. Kasuję stopkę, tworzę na nowo, nic.
Po pomoc zwróciłem się do... forum ubuntu.pl (chociaż korzystam z Windowsa), bo gdzie, jak nie na forum Linuksowym szukać pomocy do LibreOffice? :P Dostałem dosyć szybko odpowiedź, żebym ściągnął plug-in o nazwie Pager... Swoją drogą, szperając po sieci w poszukiwaniu odpowiedzi, natrafiłem na jakieś forum, gdzie ktoś też zgłaszał ten problem i okazuje się, że ów bug istnieje od... od kiedy istnieje OpenOffice :P Ponoć był zgłaszany na liście bugów wieki temu i do tej pory nikt się nim nie zajął, a mamy przecież już LibreOffice 3.4.2... bez żartów...
Interval 05
Moją początkową euforię wywołaną Pagerem szlag trafił, gdy się okazało, że po zapisaniu, zamknięciu pliku i ponownym jego otwarciu wszystko jest z powrotem jak było, tj. numery stron zaczynają się od 1. Nieugięty jest darmowy edytor tekstu, nie pozwala zmienić numerów stron na stałe.
Metodą prób i błędów znalazłem sposób, który czasem działa, a czasem nie. Usuwam całkowicie stopkę z dokumentu i tworzę ją na nowo za pomocą Pagera. Zapisuję. Czasem działa, czasem numer strony i tak wraca do 1 :D Kosmos...
Interval 06
Znalazłem odpowiedni sposób na dokończenie mojej pracy :D 1. Obliczam ilość stron w całości i zapisuję układ w notatniku. 2. Otwieram po kolei każdy plik, Pagerem ustawiam numery stron i od razu robię eksport do PDF, póki numery stron są ok. 3. Łączę wszystkie pliki PDF za pomocą programu PDFsam. 4. TADAM! Mam końcowy JEDEN plik z calutką pracą dyplomową.
"Plaudite, cives, plaudite, amici, finita est comoedia!"
Zapewne musiałem popełnić jakieś błędy w formatowaniu tekstu, ale nie da się ukryć, że pakiet LO też bez winy nie jest. Leży konwersja bardziej zaawansowanych struktur do formatu Worda, znikanie numeracji stron, no i cały ten mechanizm numeracji stron jest do luftu, bo jak był, tak nadal jest zabugowany.
Wnioski: trzeba wysupłać te 200 zł i zakupić Office Home & Student czy cuś w ten deseń, bo tak dalej być nie będzie. Gdybym od początku to robił w Wordzie, to bym sobie zaoszczędził trochę czasu i nerwów. Z drugiej strony gdyby ludzie "starej daty" jednak próbowali przyzwyczaić się do nowoczesnych standardów, to bym nie musiał robić konwersji do doc i nic by nie stało na przeszkodzie, żebym to wysłał w odt.
Cała ta idea The Document Foundation jest iście szlachetna i dobrze brzmi... szkoda tylko, że nie ma zastosowania, bo i tak większość ludzi nie wie, co to Open Document Format i wszyscy chcą w formacie Worda czy innego oprogramowania MS. Nawet nie ma sensu uczyć się obsługi wolnych pakietów, bo gdzie nie spojrzę, wszyscy pracodawcy chcą umiejętności obsługi pakietu MS Office. Za to, że umiem się obsłużyć LibreOffice nikt w tym kraju mi nie zapłaci...