[Felieton] Pragnienia przeciętnego konsumenta (cz. 1)
Zdarzyło się razu pewnego, że konsument, zwany przeciętnym, musiał wyjść do sklepu. Wysiadła mu przeciętna mysz komputerowa, którą zakupił nieco ponad 2 lata wcześniej – tak jakoś o parę dni po wygaśnięciu przeciętnej gwarancji i przeciętnej rękojmi. Był to więc ruch całkiem zwyczajny: wyjść do sklepu naprzeciwko, spytać sprzedawcę o radę i zakupić kolejny produkt.
Konsument nauczony był jednak przykładem poprzedniej myszy: przeciętna rzecz psuje się zaraz po gwarancji. Przełożył więc nieco więcej złotych monet ze skarpety pod poduszką do swej portmonetki, by zakupić przedmiot „z górnej półki, tylko tańszy”. Wchodząc do sklepu przywitał ochroniarza, który cały dzień bez wytchnienia siedzi u wejścia nadzorując porządku i bezpieczeństwa gości tej nowoczesnej hali sprzedażowej. Odpowiedź, choć pewnie powtarzana co chwila, była dość miłą zapowiedzią tego, co dopiero miało nadejść.
Gdy dotarł wreszcie do działu akcesoriów komputerowych, poprosił doradcę klienta o poradę: „jaki produkt, ale taki lepszy, nie nadwyręży mojej przeciętnej, polskiej kieszeni?”. W ten sposób trafił na alejkę promocyjną, gdzie ułożone w klasycznym nieładzie znajdowały się przedmioty w obniżonych cenach. Uwagę przykuwał wielki czerwony napis „mysz gamingowa”, kontrastowe kolory na pudełku i wizualizacji towaru, oraz nieznana, choć poniekąd zasłyszana gdzieś, chyba w telewizji, nazwa. Cena wciąż jednak była zbyt wysoka. Udał się więc do doradcy by spytać o rabat dla stałego, wiernego klienta. W końcu kupuje w tym sklepie praktycznie raz w tygodniu, a rocznie zostawia w nim kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy złotych monet. Co rusz jak zepsuje się sprzęt po gwarancji, idzie właśnie tutaj.
Doradca głowi się i głowi, co tu powiedzieć klientowi. W końcu to produkt z przeceny! Mysz gamingowa o wartości 399 monet już obniżona do 389 monet – dalsza obniżka to nie lada problem, bo u konkurencji jest identyczna – szef się nie zgodzi, dla firmy strata! Konsument jednak za wygraną nie daje, wie, że to się jeszcze da kupić taniej. Ale nie, „możliwości nie ma” – mówi szef działu akcesoriów. „Zależy nam na Pańskim zadowoleniu, dlatego nasza minimalna tylko marża 30% jest nie do zdarcia, przecież to jest nic, a tu trzeba rodziny wyżywić. A cena? Cena wysoka, bo parę lat temu VAT podnieśli i od tamtej pory cenę trzeba regularnie podnosić. Poza tym, panie” – dodaje szef działu akcesoriów na odchodne – „jak dam panu 10 monet zniżki, to wszyscy będą tak chcieli…”. Przeciętny odpiera w duchu, że nie wszyscy zostawiają w sklepie kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy złotych monet, jednak powiedzieć już tego nie ma komu – bo i doradca, i szef działu rozpłynęli się szybciej, niż dorobek przeciętnego znika w tym sklepie… Przechodząc przez kasę uśmiechem wita znajomego kasjera, jednak zobaczywszy jego puste, wyprute z uczuć spojrzenie, szybko rezygnuje z przyjaznej pogawędki przy kasie odnośnie panującej na dworze pogody.
Przeciętny konsument wraca do domu szczęśliwy z nowego zakupu, jednak gdzieś tam w środku czuje pustkę. „Kiedyś” – wspomina – „gdy sklep otwarto, przez pięć bitych lat witano mnie uśmiechem na każdym stanowisku, i choć porady nie były zbyt dobre, to jednak starano się pomóc rozwiązać zadany problem. No i kasjer, stary znajomy, zawsze gratulował zakupu… A teraz? A teraz sklep się rozwinął, klientów ma więcej, i jakoś tak…” – rozmyślał, jednak zgubił wątek, rozproszony przez oślepiająco błyszczący plastik w kiczowatych barwach, który właśnie wydobył z pudełka.
Nasz bohater podłącza swoją myszkę, odrzucając instrukcję na bok – bo kto czyta te bzdury? Wtyczka, jaka jest, każdy widzi, trzy obroty i USB w porcie. Sterowniki z internetu – bo kto jeszcze korzysta z płyty, skoro jest nieaktualna?
Z myszy korzysta przez niemal miesiąc, by nagle odkryć – o zgrozo! – awarię. Sprzęt działa skokowo, coś przerywa bezprzewodowe wifirifi blututu z komputerem. Przeciętny przypomina sobie, że już wcześniej taką sytuację miał z czymś innym bez kabla, i pozostała mu po tym pamiątka – stary odbiornik, z którym jego nowa myszka – tak wyczytał z opakowania – powinna działać. I faktycznie! Pomogło! „Czyli wadliwy jest ten dzyndzel do komputera” myśli sobie, szykując się do wycieczki do sklepu z wadliwym ustrojstwem. W końcu w internetach piszą tyle o tych gwarancjach i rękojmiach, na pewno da się coś zrobić! Prawa konsumenta! Niech wymienią lub naprawią co zepsute!
Zastanawiasz się, co stało się w sklepie? Dowiesz się już wkrótce ;)
Choć w toku są prace nad znacznie bardziej merytorycznymi wpisami, nie mogłem sobie odmówić wylania odrobinki żalu w postaci takiego krótkiego felietonu. No i w tym przypadku zbieżność nazw i sytuacji jest kompletnie przypadkowa, choć tak jak i ostatnio, inspiracją była jakaś prawdziwa historia. ;)