Prośba zakończona banem (czyli parę zdań o kulturze w Sieci)
05.09.2012 01:45
A wszystko zaczęło się tak...
Niedawno zamieściłem na tym blogu wpis o fotoradarze. Historia jakich wiele w Sieci, w sumie bardziej napisana z żalu bycia złapanym, niż z jakiegoś wyższego celu. No, może trochę z chęcią dotarcia do ludzi bardziej obeznanych i poznania ich opinii odnośnie jakości zdjęcia.Przy okazji wpisu, napisałem także na dwóch forach internetowych, podając się za użytkownika o pseudonimie Ater, co z łaciny oznacza "czerń". Ma to trochę związku z moim tutejszym pseudonimem. Dlaczego nie użyłem tego samego nicku co na DP? Z tego samego powodu, z którego do maili oficjalnych korzysta się zazwyczaj z adresu "niepseudonimowego", tj. akowalski@serwisjakistam.pl zamiast kowalesem@buziaczek.ol.ye :P Po prostu chciałem oddzielić serwisy od siebie. Przy okazji jednak, przez przypadek wykonałem pewien eksperyment - i o nim zaraz napiszę.
Tak czy siak, przyznam, że troszkę mnie na tych forach oświecili. Faktycznie, kąt zdjęcia nie jest zły. Złe są za to krzaki, no i nadal nie wiadomo czy były tam znaki D‑51. Ale już pal licho to ;) Dodatkowo, mogę dopisać, że administracja do pewnego momentu działała wręcz fantastycznie - napisałem coś w nieprawidłowym wątku - od razu ładnie zostało wszystko przeniesione i już. Szkoda tylko, że nikt mnie o tym nie poinformował, a w regulaminie nie ma dokładnie opisane, który wątek służy do opisania indywidualnej sytuacji. Ale nic, ważne, że pochwała się należała.
Wszystko, co dobre, szybko się kończy. Czyli jak przebiegł eksperyment.
Ano i tu było tak samo. Forum, o którym mówię, znajduje się pod adresem http://antyradary.phi.pl/forum/ - poświęcone jest jednak nie tylko jednostkom antyradarowym, "nie do końca" zgodnym z naszym prawem, lecz także fotoradarom i im powiązanym. Ogólnie, wiele można się stamtąd dowiedzieć.
Co się stało? Jeden z użytkowników, o pseudonimie Fear, pełniący zarazem rolę moderatora, wynalazł wcześniej wspomniany wpis na blogu, i... zamiast go podlinkować, bez podania autora, bez pytania o zgodę, od razu go przekopiował w całości. Chwała mu, że link do źródła dał :x Są przecież tacy, co by nawet słowa nie dali, tylko całość przerzucili, i pozostawili jedynie domniemanie, że to nie ich. Tu wkracza na scenę "eksperyment". Jak się zachowa administracja i jak się zachowa sam użytkownik-moderator na prośbę o dokonanie korekty?
Podjęte kroki.
Przy okazji odpisywania na post innego użytkownika - andrzej59 - napisałem do Feara, że nie wyraziłem zgody na cytowanie treści mojego bloga w innych serwisach i forach w formie zupełnej, tj. skopiowana cała treść, autora brak, a źródło od łaski wrzucone w formie ledwie widocznego linku. Poprosiłem go, aby post zedytował. Ten odpisał mi, że przeprasza mnie (za co bardzo dziękuję, gdyż naprawdę, powodu do przeprosin nie ma - nie uraził mnie, jedynie naruszył pewne zasady, stąd przecież moja prośba o edycję posta), i że niestety, po upływie godziny nie można już edytować postów. Fakt, takie jest ustawienie na tym forum. Tylko chwila moment... czy przypadkiem Fear nie jest moderatorem? Ale ok, wiedząc, że nic nie wskóram, użyłem funkcji "zgłaszania" posta do Administracji, z uzasadnioną prośbą usunięcia samego cytatu z posta. Proste, nie?
Wariant optymistyczny - tak powinno to zostać rozwiązane.
Co tu się wiele zastanawiać? Wchodzi moderator / administrator w odpowiedni wątek na forum, klika "edytuj", zaznacza "zakazaną" treść, i wpisuje czerwonym kolorem [usunięte na prośbę użytkownika Ater]. Proste, klarowne, i z poszanowaniem każdego użytkownika, szczególnie, że Fear wyraził chęć samodzielnego dokonania tej edycji, stąd nie było to działanie wbrew jego woli.
Wariant realistyczny - czyli co się stało.
Przyznam Wam, że to istna parodia. Niestety, nie mam pełnych cytatów wypowiedzi, gdyż... a nie, spoilerować nie będę. Za chwilę i tak się dowiecie.
Otrzymałem na forum wiadomość, że mam... nie krzyczeć na administratora. Nie wiem kiedy krzyknąłem (caps'a przeważnie nie używam), więc cóż. W dalszej treści posta pojawiła się informacja o tym, że admin (piotreg) nie wie o co mi chodzi. Ogólnie, cały post pozbawiony był wartości merytorycznej - totalny bełkot, który normalnie zinterpretowalibyście jako SPAM.
Napisałem więc do niego wiadomość prywatną - nie chcąc spamować - z wyjaśnieniem sytuacji, kontekstem prawnym, prośbą o konkretną reakcję i podziękowaniem za zainteresowanie sprawą. W krótkim czasie dostałem dość zaskakującą odpowiedź. Administrator stwierdził, że go oskarżam o coś, co zrobił Fear, że mam sprawę załatwić z nim osobiście (hmm...), i że chyba nie wiem komu grożę (sic!), stad powinienem koniecznie się nad tym zastanowić. Na koniec zostawiłem jednak największy smaczek. Brzmiał on (mniej wiecej):
Nie pisz do mnie PW! Jeśli masz do mnie jakąś sprawę, napisz to publicznie na forum.
Byłem tym jednocześnie lekko rozbawiony, jak też zażenowany. Że nie wspomnę o tym, że jak ktoś nie chce PW, to może tę funkcję sobie w ustawieniach konta wyłączyć, a forum dotyczące fotoradarów w gminie Czaplinek nie służy chyba rozmowom o prawach autorskich. Nie wiem kim tak naprawdę jest rzeczony administrator, choć wnioskując po tym, że zajmuje się fotoradarami i konkretną wiedzę posiada, a zatem prawdopodobnie jest też kierowcą ze stażem, 15‑lat to on nie ma. Problem w tym, że sposób wypowiedzi pasował mi bardziej do osób, które można zwykle spotkać w niektórych darmowych grach MMO, i na które nie patrzy się zbyt przyjaznym wzrokiem.
Odpisałem mu, że nikomu nie groziłem, że przedstawiłem jedynie sytuację, oraz że złożyłem do niego konkretną prośbę o reakcję, za którą byłbym bardzo wdzięczny.
Wersja w oryginalnym rozmiarze (1,9 MB)
Zacieranie śladów.
Rzekłbym, że jest to podsumowanie całej historii. Najpierw, usunięte zostały (w całości!) wszystkie posty w wątku (niezależnie od wartości merytorycznej - a zatem także i mój, w połowie poświęcony tej sprawie, a w połowie odpowiedzi innemu użytkownikowi) związane w jakikolwiek sposób z postem użytkownika Fear, z nim włącznie. Następnie, piotreg napisał posta o treści opisującej to działanie.
Uznałem, że nie jest prawidłowym, brak reakcji na wykonane działanie. Stąd jak tylko to zauważyłem - ponownie napisałem PW do administratora. Krótkie i treściwe: "Dziękuję.".
Parę godzin później otrzymałem e‑mail, zatytułowany "Usunięcie konta na Forum -".
Witaj Ater, Dostajesz ten e‑mail, ponieważ twoje konto zostało usunięte z Forum - Dodatkowych informacji, możesz spróbować uzyskać u administratora. -- Administrator Forum Antyradarów
Zażenowany i - co ważniejsze - zdziwiony, zajrzałem na forum. Co tam ujrzałem?
Ater [Usunięty] Użytkownik zbanowany Zakaz pisania Ostrzeżeń: 9/5
Wyjaśnienia?
Nie rozumiem czegoś. Otrzymałem 9 z 5 dozwolonych ostrzeżeń za... upomnienie się o swoje prawa do treści, oraz za napisanie "Dziękuję."? Dodatkowo, nie tylko otrzymałem blokadę pisania, ale także bana permanentnego na adres e‑mail (i prawdopodobnie moje IP), ale dodatkowo usunięto moje konto bez podania przyczyny.
Przyznaję wprost: nie rozumiem tego. Fajnie, jakby ktoś to umiał wyjaśnić. No i nie zezłościłbym się o jakąś wiadomość, zawierającą powody przyznania aż 9 ostrzeżeń, zakazu pisania, bana i usunięcia konta ;) "Niechęć do SPAM-u, pisanie merytorycznych postów i załatwianie spraw prywatnych przez PW" to taki dość kontrowersyjny powód, nie? :D
Dlaczego nie chciałem, aby mój tekst cytowano?
Na pewno parę osób sobie to pytanie zadaje. Po co robić problem? Po co o taką bzdurę się zgłaszać do administracji?
Po pierwsze - zakładając, że ten Blog byłby na moim prywatnym serwerze, a dochód wpadał do mojej prywatnej kieszeni, wówczas zacytowanie 100% treści dowolnego mojego wpisu, bez mojej zgody, uderzałoby w moją kieszeń.
Po drugie - oczywiście, Blog ten jest na serwerze DP. Ruch na nim także obciąża ten serwer, choć w sumie, opłata całkowita raczej nie jest od tego aż tak zależna. Za to reklama znajdująca się w nagłówku, służy równoważeniu tych kosztów, i w pewien sposób wpływa na rozwój serwisu. Stąd, jeśli ktoś czyta treść go interesującą gdzieś indziej - pieniądze wpadają nie w te ręce co trzeba.
Po trzecie - cokolwiek piszę, objęte jest odpowiednimi prawami autorskimi. DP otrzymuje część tych praw na mocy regulaminu, celem udostępniania treści w sieci. Nikt jednak nie dał nikomu więcej prawa do całkowitej redystrybucji tej treści. Widzicie tu gdzieś napis "CreativeCommons" lub "Domena Pobliczna"?
Tak naprawdę jednak, prawdziwie motywowało mnie zaciekawienie: czy ktokolwiek dzisiaj szanuje jakiekolwiek prawa autorskie? Przecież dziś zamiast kupić film, pobiera się go z Sieci, muzykę - zamiast kupić ją na krążku lub w sklepie internetowym - ściąga się z "serwisu hostingowego dla plików", seriale ogląda się "online za darmo", a oprogramowanie masowo rozpowszechnia się niezbyt legalnie za pośrednictwem sieci P2P.
Czy w takiej erze jest miejsce na poszanowanie praw autorskich?
W przypadku maluczkich, niezależnych twórców - nie, nie ma. Ewentualnie jest, w formie obusiecznego topora. Z jednej strony, wręcz nadgorliwie spełniono mój wniosek, usuwając wszystko. Z drugiej - sam zostałem usunięty z forum, po wcześniejszym zalaniu ostrzeżeniami i zbanowaniu (troszkę przerost formy nad treścią...).
Aż boję się myśleć, co by było, gdybym teraz do właściciela bazy danych tego serwisu napisał wniosek o modyfikację bądź usunięcie danych (do czego mam ustawowe prawo), i zażądał usunięcia wszelkich szczegółów związanych z użytkownikiem Ater (posty, adres e‑mail, dane podane przy rejestracji, dane statusu konta). Myślicie, że uszanowaliby prawo? Ja szczerze w to wątpię.
Słówko o obiecanym wpisie...
Przy okazji - dosłownie dwa zdania. Mam drobne opóźnienie, związane m.in. z nadchodzącą Kampanią Wrześniową na studiach, stąd proszę o odrobinę cierpliwości odnośnie artykułu o koncertach Vocaloidów i ich szczegółach techniczno-technologicznych. Z góry za to dziękuję ;)