Specjalista ds. teleinformatycznych i masakryczny tydzień w pracy (1) cz.69
Czy zdarzają się Wam takie dni, kiedy odnosicie wrażenie, że cokolwiek zrobicie to i tak na koniec się pokiełbasi? Ja przeżyłem taki cały ostatni tydzień. Awaria goni awarię a próba naprawienia jednej kończy się dwoma następnymi. W środę chciałem rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać gdzieś, gdzie nie ma zasięgu, żadnego komputera i mieć święty spokój. No ale może po kolei.
Poniedziałek
Pierwszy dzień tygodnia zapowiadał się dobrze. Pogoda dobra, słoneczko świeci, ogólne nastrój po weekendzie świetny. W czasie drogi do pracy odebrałem telefon, że w głównym budynku nie działa Internet, a co za tym idzie system medyczny nie działa w żadnym z dodatkowych budynków. Eee tam, pewnie router się zawiesił myślę sobie. Zaraz dojadę do pracy zresetuje i będzie po sprawie. Pobożne życzenia. Przyjechałem na miejsce, reset i nic, kolejny reset i kolejna klapa. Próba kontaktu z dostawą Internetu spełzła na niczym. No to super się zaczyna. Po jakiś dwóch godzinach technik od mojego operatora zadzwonił do mnie z informacją, że jego sprzęt nadawczy został zainfekowany przez jakiegoś wirusa i musi odzyskać ustawienia routerów. Problem może potrwać cały dzień. Super
Poniedziałek bez Internetu (w ten dzień przychodnie przyjmują najwięcej pacjentów i jest najwięcej przyjęć do szpitali, jak i dużo wypisów do zrobienia) równa się masakra. Podłączyłem więc alternatywny dostęp do Internetu, z którym jest problem. Problem polega na tym, że 40 komputerów z 3 innych lokalizacji łączy się z naszym serwerem za pomocą RDP (pulpit zdalny), gdzie każdy komputer ma skrót z wpisanym na stałe adresem IP (oczywiście z tym głównym). Nie pozostaje nic innego jak wycieczka do każdego komputera celem aktualizacji numeru IP w RDP. Świetnie, poniedziałek zawalony do granic możliwości. Przy okazji zna ktoś jakąś sensowną alternatywę dla drogiego (ale świetnego) TeamViewera? Bo VNC zaczyna doprowadzać mnie do szału, częściej nie działa niż działa.
Oczywiście po przyjeździe do pierwszej z przychodni Internet też nie działa (ten sam dostawca co w głównym szpitalu). Przepięcie na alternatywnego dostawcę to tylko pół godziny. Musze w końcu jakoś sensowniej to rozwiązać. Pozostałe dwie lokalizacje poszły dość szybko.
Ale żeby nie było aż tak pięknie to rano dostałem informację, że jeden z komputerów w gabinecie diagnostycznym przestał działać, nie che się w ogóle włączyć i lekarz nie może przeprowadzić badań. Badania przeniesione na kolejny dzień (oczywiście pacjenci i lekarz zadowoleni jak diabli). Po południu wstawiłem i skonfigurowałem zastępczy. Nad tym komputerem walczy drugi informatyk. Koło godziny 13 padł kolejny stary komputer, który szwankował już od jakiegoś czasu. Poniedziałek zakończony a ja jestem wykończony. Tydzień zaczął się rewelacyjnie.
Wtorek
Rzecz jasna awaria u dostawcy Internetu przedłużyła się i we wtorek dalej jedziemy na zapasowym (o wiele słabszym) łączu. Ale to było do przewidzenia. No trudno. Z rana ogarniamy obydwa uszkodzone komputery. W jednym płyta główna (reinstalacja systemu konieczna) padła, w drugim na szczęście tylko RAM, szybka wymiana i powrót komputerów na ich miejsce. Jeszcze trochę pożyją.
W międzyczasie dostałem informację, że jedna z drukarek na oddziale przestała działać i trzeba szybko coś z tym zrobić. Pojawiłem się na oddziale i okazuje się, że Brother tam pracujący dokonał żywota. No super, nie mam żadnej drukarki na wymianę. Zaś trzeba będzie kombinować komu by tu podprowadzić. Kolejny telefon uświadamia mnie, że kasy fiskalne muszą przejść okresowy przegląd, kurde zapomniałem na śmierć. No teraz się zacznie bieganie z kasami tam i z powrotem.
Jakby tego było mało jedna z oddziałowych poprosiła o pomoc przy arkuszu kalkulacyjnym, który liczy jej godziny pracy na grafikach (arkusz autorstwa mojej współpracownicy) bo coś jest nie tak policzonym godzinami. Świetnie. Tylko półtora godziny wyjęte z życiorysu, bo pani źle wpisywała dane i trzeba było ręcznie poprawić dwa miesiące. Arkusz trzeba poprawić.
Drugi dzień nie miałem czasu po tyłku się podrapać, ale wtorek o wiele spokojniejszy. Zadowolony jadę do domu na zasłużony odpoczynek. Żeby nie było jednak zbyt słodko koło godziny 20 odbieram telefon, że zaś nie działa Internet. Fatum jakieś czy co? Eee tam przeżyją do rana.
Środa
Jeszcze nie zdążyłem wyjechać rano z domu a już zostałem zbombardowany setką telefonów, że znowu Internet nie działa, że tak się nie da pracować itp. Ile razy już to słyszałem. Setki. No, ale trzeba sprawdzić co się dzieje z tym alternatywnym łączem. Myślę sobie - podstawowe już będzie działać przepnę z powrotem i po ptokach. Pojawiłem się w pracy a tu pół serwerowni piszczy jak oszalałe. Oho chyba coś z prądem. Wchodzę do serwerowni a tu jedna sekcja zasilająca nie działa. Do niej oczywiście podłączone są najważniejsze serwery. Przepięcie ich na alternatywną (nie zabezpieczoną linię) zajęło mi jakieś 2 godziny i wszystko hula, choć ta linia alternatywna nie jest do końca sprawdzona pod względem całkowitego obciążenia. Kolejne zadanie na zaś - zabezpieczyć porządnym UPS'em alternatywną linię zasilania.
W sumie to po niecałych 3 godzinach wszystko wraca do normy. Teraz tylko wezwać elektryków niech sprawdzą co i jak. Po chwil poszukiwania okazuje się, że uszkodziła się bateria w UPS'e (pół roku temu wymieniana) i UPS nie daje napięcia na podstawową (zabezpieczoną) linię energetyczną. Na szczęście moi elektrycy (firma z zewnątrz) mieli taką baterię u siebie. Szybka wymiana baterii, dwóch różnicówek i jeszcze kilku bezpieczników i linia energetyczna działa. Niestety jeden z głównych swithów od awarii prądu nie działa prawidłowo. Po kolejnych kilku restartach i godzinie wkurzania się wymieniam swith na inny. Drugi komputer uszkodzony w poniedziałek wrócił na swoje miejsce. No może w końcu będzie trochę spokoju.
Jaaasne, po wymianie switha okazuje, się, że serwer z Płatnikiem za czorta nie chce uruchomić bazy SQL (jak ja tych baz nie znoszę), no cóż odzyskanie bazy i ponowne uruchomienie to tylko 2 godziny. Środka chyli się ku końcowi. Miałem nadzieje, że na ten tydzień wystarczy. Może końcówka tygodnia będzie spokojniejsza. Pod koniec pracy dostaje telefon, ze firma z zewnątrz będzie po południu aktualizować oprogramowanie. Dobra niech se robią, co mi do tego. No oczywiście wiele, ale zacznijmy czwartek
Czwartek
W czwartek z rana oczywiście kolejne telefony, że Internet działa, a system nie. Co to kurde jakieś fatum w tym tygodniu? Po przyjeździe na miejsce okazało się, że wieczorna aktualizacja narobiła więcej złego niż dobrego. Co mi tam, telefon do Kamsoftu i już po prawie 3 gadzinach walki z ich strony wszystko było w porządku. A czwartek zapowiadał się tak pięknie...
Znowu się nasłuchałem co nie miara, jaki to gówniany system mamy w szpitalu. Te narzekania zaczynają być już nudne, system działa od prawie roku i dalej ludzie narzekają, zamiast pogodzić się z tym, że systemu nikt nie zmieni. Reszta dnia zapowiada się spokojnie, do czasu informacji, że na ZPO nie działają 4 telewizory - brak sygnału i tyle. No to mam zajęcie do końca dnia. Uporałem się nawet szybko z telewizorami (a raczej z pourywanym wtyczkami anten).
Wracając do siebie koleżanka zastrzeliła mnie pytaniem co to za numer telefonu, bo nikt go nie kojarzy a płacić za niego musimy. Oczywiście 2 godziny poszukiwania umów, starych spisów telefonów, aby dojść do ładu czyj to numer komórki. Oczywiście dochodzenie trzeba było zrobić wówczas, kiedy osoba zajmują się komórkami (na szczęście nie moja działka) jest na urlopie. Tak ciężko było poczekać do końca następnego tygodnia i zapytać się osoby, która się tym zajmuje. "Bo ty jesteś informatyk to wszystko wiesz". Ręce opadają po raz kolejny
-----
To jeszcze nie koniec tego tygodnia, ale niestety ciąg dalszy będzie za tydzień, bo coś za długa ta epopeja wyszła, zwłaszcza, że dziś bez żadnej grafiki.
-----
A najgorsze w tym wszystkim jest to, że pomimo wszystkich tych problemów, latania, złoszczenia się dalej lubię to co robię. Ja chyba nienormalny jestem:).
-----
Na koniec jeszcze link do spisu treści mojego blogowania (wiem, wiem ta regułka zaczyna być nudna:)) i zapraszam do czytania moich kolejnych wpisów. Mając na uwadze młodych blogerów (tych starszych zresztą też:)) polecam zapoznać się z tym wpisem, wasze wpisy tylko na tym zyskają, bo niektóre pomimo świetnej treści formatowanie mają bardzo niepoprawne. Ponadto polecam ten wpis na forum gdzie nasz admin forumowy Semtex opisał w przystępny sposób jak wrzucać grafikę na naszego bloga. Informuję także, że wszystkie grafiki, użyte w tym wpisie są mojego autorstwa lub zostały pobierane z miejsc, gdzie są dostępne na podstawie otwartej licencji lub z oficjalnych stron podmiotów, o którym wspominałem w powyższym wpisie. Pozdrawiam Shaki81