Windows? Linux? Przybij piątkę...
Nietrudno się domyślić, że pisząc o systemach Apple jestem ich stałym użytkownikiem. Jak już kiedyś wspomniałem, mam z nimi do czynienia od dawna, dokładnie od 23 lat. Widziałem chyba wszystkie modele, na przynajmniej połowie pracowałem. I przyznam się bez wstydu - tak, jestem fanem Apple. Nie wyznawcą, nie sekciarzem - fanem. Tak, jak jestem fanem Led Zeppelin, Pink Floyd, Gogol Bordello i samochodów Peugeot. Na biurkach w firmie i w domu mam całkiem niezłe PC, software korporacyjny, w serwerowni Windows z FreeBSD pół na pół (19 serwerów), pod opieką ponad 200 maszyn w całym województwie i do tego (obecnie) jeden... MacBook Pro. Ten, który staje obok mojego PC na moim biurku i który co dzień wędruje ze mną w drodze do pracy i z powrotem.
Na nim mam wszystko czego potrzebuję do pracy, nawet w wirtualnej maszynie Windows XP z oprogramowaniem, którego natywnej wersji na Maka nie ma. Podkreślam - komputerów używam do pracy, rozrywka to margines. Korzystając z MacOSX bez większego wysiłku zaspokajam 95% wszystkich moich zawodowych potrzeb, a mam ich całkiem sporo - od banalnego prowadzenia korespondencji aż po zdalny dostęp i administrowanie serwerami. Przy tym nie jestem żadnym pokręconym nerdem - żyję chyba lepiej niż krajowa średnia, zwiedzam świat, a za pół roku będę szczęśliwym dziadkiem. Statystycznie rzecz ujmując, jestem lekko ponadprzeciętny.
Mam świadomość, że większość komentarzy tu, na DP, ale też na innych stronach pochodzi głównie od ludzi młodych - gimnazjalistów, licealistów lub studentów (w najlepszym przypadku). Trudno mi staremu nawiązać dyskusję z kimś tak bezkompromisowym, bo chcąc użyć rzeczowych argumentów muszę się pogodzić z tym, że trafią one (z zasady) w intelektualną próżnię. Nie jest to broń Boże żadna obraza, w wieku lat kilkunastu większość z nas dopiero rozpoczyna wypełnianie tej próżni, ale niektórym do końca życia to się nie udaje. Z drugiej strony jestem przekonany, że siadając teraz do komputera z moim młodszym interlokutorem z dużym prawdopodobieństwem pociągnąłbym koparką po podłodze w obliczu jego biegłości w obsłudze programów, ich pisania lub gry w Call of Duty.
Nie chcę wyjść na zgreda więc odpuszczę sobie moralizowanie. Pozostanę z nadzieją, że z czasem ci najbardziej ortodoksyjni krytycy odłożą na bok lub zapomną o swoim radykalizmie, dostrzegą, że między białym i czarnym jest jeszcze trochę najróżniejszych szarości. Ja w swoich ocenach i opiniach staram się być wstrzemięźliwy - mając za sobą pracę na kilku systemach jestem bogatszy o całą masę doświadczeń, co sprawia, że mój dystans do wielu spraw mocno się zmienił. I mogę o nich dyskutować bez zacietrzewienia, ze świadomością, że nie połknąłem wszystkich rozumów.
Jestem fanem Apple. Nie ma dla mnie znaczenia czy pod maską mojego komputera siedzi C2D czy i7, ale ma znaczenie czy osiągnę na nim moje cele bez straty czasu, bez zbędnego kombinowania, w sposób możliwie najprostszy. I mój MacBook właśnie to mi zapewnia. Nie znaczy to, że podobny Sony, Dell lub Toshiba nie dałby mi podobnej możliwości z Windows lub Linuksem na pokładzie. Na pewno tak, ale tyko podobnej. Ja jestem już na etapie, na którym to „podobnie” zaczyna odgrywać rolę istotną. To „podobnie” to nawyk, przyzwyczajenie, wygoda. Ja po prostu lubię korzystać ze Spaces, lubię Expose i Quick Look (funkcje Findera), wystarcza mi funkcjonalność iWork i OpenOffice, lubię iTunes i iPhoto i to całe stado innych, bardziej lub mniej przydatnych funkcji i programów, których używam nie tylko w pracy. Bez zastanawiania czy coś dzieje się o 0,65734 sek. szybciej niż w innym systemie. Nie bez znaczenia jest fakt, że stać mnie na to, żeby to sobie zapewnić kupując kolejnego Maka - to nie jest snobistyczna fanaberia, to inwestycja taka sama jak zakup dobrej drukarki, samochodu i innych narzędzi.
Czy to są wystarczające powody, żeby nazywać mnie głupcem? Żeby określać mnie mianem bezmózgiego wyznawcy? Sekciarza? A może lepiej spytać mnie i innych, co w Maku sprawia, że lubimy na nim pracować? Bez prostych uprzedzeń i kpiących uśmieszków...