Pani Krysia z księgowości – odcinek 19: Są odejścia i są powroty
Właśnie kończę porządkować zamówienie na swoją nową konfigurację służącą do rozrywki i odpoczynku po pracy, co oznacza, że moje wysłużone aczkolwiek ciągle trzymające formę (niczym emeryt robiący 50 pompek każdego ranka) Lenovo Y550 zostanie laptopem służbowym, a z kolei Toshiba L300 dostanie chwilę wytchnienia, choć nadal będzie to sprzęt do wszelakich eksperymentów. Kogo to obchodzi? Możecie zapytać. Hej no… chłopaki… no i dziewczyny… Wróć! Przepraszam odwrotnie, blog blogiem, ale kulturka musi być. Hej dziewczyny i chłopaki! Zmieniło się u mnie. Także tego… wracam!!!
Jak już zacząłem od chwalenia się nowym komputerem to musze powiedzieć również, że zmieniłem pracę, samochód i kupiłem rower. Pozostało mi najważniejsze czyli założyć rodzinę. STOP!
- Głos z piekieł: Ty głupcze, prawdziwy nerd nie ma rodziny!
- Ja: Ale… Ale…
- Głos z piekieł: Co!?
- Ja: Ja nie jestem prawdziwym nerdem, ale skoro oni nie mają rodziny to co robią cały dzień?
- Głos z piekieł: PRAWDZIWY KOMPUTEROWY NERD SIEDZI CAŁE DNIE NA FORACH!!!
- Ja: Kto jeszcze używa słowa nerd, a w ogóle człowieku weź wypie…..CENZURA
.
W zasadzie to przestałem być wulgarnym człowiekiem, to pewnie przez te dążenie do założenia rodziny, ale fajnie, że pojawił się ten dialog bo udało mi się wyrysować w waszych wyobraźniach dwa określenia, pozwolę sobie na ich łagodniejsze wersje: Walnięty na mózg. Nerd – wspominany wcześniej. Gdy je połączymy powstaję nam: walnięty na mózg nerd. Na kogoś takiego trafił jeden z moich klientów... Pan Grzegorz był posiadaczem sprzętu, który w momencie zakupy miał w sobie podzespoły z grupy „totalny wypas”…
- Głos z piekieł: Kto jeszcze używa słowa „wypas”??
- Ja: Poszedł mi stąd, bo jak Cię zaraz machnę w ten czerep…
Wracając… generalnie jego chyba 16 letni syn mógł w szkole szpanować, że odpali wszystko na wysokich, jest najlepszy i w ogóle fajnie mu się popisywać kasą rodziców. Minęły 3 lata i podejrzewam, że komputer Pana Grzegorza miał dość słuchania tekstów w stylu „jak się nie weźmiesz do nauki to Ci wyrzucę ten komputer przez okno”. Niby to nie były groźby kierowane do niego, ale gdyby się spełniły to oberwałby właśnie on. To tak jakby gdyby ojciec waszej partnerki życiowej ciągle powtarzał „zabije tego Twojego faceta jak go jeszcze raz przyprowadzisz do domu!". Wielu z Was na pewno zastanowiłyby się nad zmianą otoczenia swojej partnerki albo samej partnerki, ale muszę Wam powiedzieć Panowie, że komputery są bardziej bezwzględne i odważne – komputer Pana Grzegorza popełnij samobójstwo.
Zanim rozwinę następny akapit chciałbym się zatrzymać na chwilę, wypadałoby przeprosić wszystkie kobiety, feministki, czytelniczki dobrych programów ponieważ dwa ostatnie zdania poprzedniego akapitu były skierowane tylko do płci męskiej. Ale spokojnie drogie Panie, wróciłem tutaj i na 100 procent nawiążę do Was jeszcze milion razy, za pomocą miliona różnych środków stylistycznych. Wróćmy jednak do tego czego nie polecam ani żadnej kobiecie, ani żadnemu facetowi, mianowicie samobójstwa. Kiedy to komputer Pana Grzegorza przestał funkcjonować. On razem ze swoim synkiem postanowili działać. W sumie to bardziej jego syn, który lubuje się w takiej kolorowej grze zabierającej życie. To LOL. I nie mam tu na myśli tej emotikonki. Nie będę się rozwodził na temat tej gry, ale warto nadmienić, że komputer lekko nie miał. No i nie zapominajmy o tych groźbach.
Kolejny akapit, mam nadzieję, że w nim uda mi się w końcu powiedzieć na czym polegało to samobójstwo, bo zapewne większość czytających ma mi ochotę „zrobić samobójstwo” za to przeciąganie i wydłużanie tekstu… Dobra, dobra już dobra, spokojnie. Awaria polegała na tym, że któregoś dnia po włączeniu komputera nie było nic widać na monitorze obrazu. I takie też dostałem zgłoszenie. Na moje telefoniczne zapytanie czy ta większa skrzynka pracuję, świeci, daje jakieś znaki, dźwięki czy cokolwiek usłyszałem odpowiedź „Panie ja się tam nie znam, musisz Pan przyjechać”. Klient mi od razu zaufał i zdał się na moje usługi, pewnie nie widziałbym w tym nic dziwnego gdyby nie to, że Pan Grzegorz zadzwonił do mnie z litanią o tym, że nie ma obrazu kończąc ją pytaniem „Co to mogło się zepsuć?”.
Ale dobra, w drogę, zobaczymy na miejscu co się tam urodziło. Po dotarciu okazało się, że nic się nie urodziło, ale świadomość klienta się zwiększyła. Obecny był także jego syn. Bardziej wyglądał na gracza w „ustawki na żywo” niż gracza w gry komputerowe. Jednak nie siejmy stereotypów, wszak nie każdy kto oddaję się uciechom za pomocą elektronicznej rozrywki musi być obrzydliwym grubaskiem. Gdy ja rozmyślałem nad tym, że jeśli nie uda mi się tego naprawić to dostanę wpierdziel od młodego i jego kolegów, to klient postanowił udzielić mi kilku informacji w dość chaotyczny sposób. Zatem poukładajmy to:
- Synek wczoraj odkurzył komputer z kurzu.
- Synek czytał na forum, że to może być płyta główna bo mu tak na forum pisali i w zasadzie to już muszę ją wyjmować. Tutaj warto nawiązać do tytułu bo nacisk, że to płyta i nacisk, że na forum nie mogą się mylić był ogromny. Gdy słyszałem te opowieści to przed oczami miałem obraz siadającego słonia na rowerek dziecięcy.
- Synek z kolegą sprawdzali kartę graficzną i jest dobra – działa.
- Synek coś tam ostatnio grzebał, ale nikt nie wie co dokładnie.
Przytakiwałem tylko, otwierając sobie spokojnie obudowę. No jakieś tam sprzątanie było… ale z jego jakości perfekcyjna Pani domu nie była zadowolona, popytałem sobie o, to czy przypadkowo komputer nie popełnij samobójstwa po sprzątaniu, jak sprawdzali kartę i co konkretnie grzebał. W międzyczasie dotarły do mnie dwie rzeczy. Jedna taka w sumie błaha, druga totalnie obnażająca moją koncentrację. Dlaczego ja właściwie nie włączyłem tego komputera i dlaczego kabelek z monitora jest podpięty do złącza DVI płyty głównej, a nie do karty graficznej? Coś mi tu nie pasowało, co prawda nie była to sprawa dla żadnego detektywa z kwadratową głową, ale czułem, że dostaje mocno chwiejne informację. Sympatyczni ludzie, ale coś kręcili, przynajmniej młody, a ojciec nieświadomy, choć wyglądało na początku, że tak. Postanowiłem przestać tego słuchać jednym uchem (bo drugie usłyszało, że wcześniej komputer się resetował podczas grania) i działać.
Miernik pokazał, że zasilacz to żyleta, tester do płyt (taka tabliczka z zegarem na PCI) powiedział, że płyta działa dobrze, a mój laptop pokazał, że okablowanie i monitor są skłonne do współpracy. Zatem podłączyłem monitor do grafiki i jazda. Szok Grzegorza – komputer działa, a młody dresiarz jakby mięknie. Pomyślałem sobie, że gdy Winda wjedzie na górę to od razu przejdę do sprawdzania temperatur. Trafiony - zatopiony drodzy Państwo, gdyby wartości z grafiki i procesora w stresie zsumować to spokojnie moglibyśmy zacząć coś wypiekać. I udało mi się komputerek zrestartować, tzn. komputer się sam zrestartował, ale dał wyraźnie do zrozumienia to co każdy Polak powtarza w ciepłe, upalne lato „Ku*wa jak gorąco”.
Mając zezwolenie Pana Grzegorza na dalszą pracę na miejscu i dogadawszy się w sprawię ceny wziąłem się za rozbieranie chłodzenia. Dostało się zarówno CPU jak i GPU. I tutaj pojawia się lekcja dla wszystkich potomnych. Samo czyszczenie to za mało, należy zmieniać pastę termoprzewodzącą regularnie. Tego co tam zobaczyłem już nie można było nazwać pastą, raczej jakaś skamielina, coś… nie wiem, potwór jakiś czy coś. Ale z pomocą przyszedł mi preparat czyszczący, nowa - "niebylejaka" pasta (PT‑1 od SilentiumPC – nie, nie zapłacili mi za reklamę), pędzelek, powietrze magicznie schowane do puszki i mnóstwo cierpliwości podczas montowania układów chłodzenia do stanów pierwotnych. I gdy pomyślę ileż człowiek w to serca włożył, to aż chcę mi się przypomnieć dzisiejsze hasło, które brzmi trochę jak polecenie jakiegoś profesora z reklamy magnezu, ale to najprawdziwsza prawda. Sprzątanie z kurzu nie da nam nic, gdy pasta nie jest pastą. Oczywiście nie mówię tutaj, żeby zmieniać ową pastę za każdym otwarciem obudowy, ale te dwa czy trzy lata to tak wypada się zainteresować tematem, Zwłaszcza jeśli nasz sprzęt jest katowany przez gry.
Właściwie można by rzec, że Pan Grzegorz zgłosił się do mnie „za pięć dwunasta” i uratował sprzęt. Przeprowadzone przeze mnie operacji przyniosły skutek. Dlatego koleżanki i koledzy szable w dłoń i pilnować czy z waszego komputera nie robi się piekarnik. A szabli do wyboru jest kilka, słynna Aida32, HWinfo, CPUZ, Speccy czy cokolwiek podobnego. A Pan Grzegorz z synem musieli się pozbyć jednego Władysława II Jagieły i jednego Kazimierza III Wielkiego z portfela. Ale nie dlatego, że jestem chciwy, tylko dlatego, że mieli jeszcze takie malutkie prośby w stylu „dlaczego tak mało miejsca na C”, albo „czemu jak łączę się z nowego telefonu do routera to nie muszę hasła wpisywać”, prośby te wypadało należycie rozwiązać. Zatem czas na tradycje słowa: Interwencja zakończona”. Klient zadowolony, ja zadowolony i redakcja Pani Krysi zadowolona. Dzień dobry, witam Ponownie, cześć. :)