Pani Krysia z księgowości – odcinek 20: cisza i czerwone
Skoro to blog to może dzisiaj zacznijmy od odczuć autora: czasami lubię kiedy mogę zabrać komputer na dłuższą chwilę do domu i go na spokojnie naprawić. Zawsze wtedy mam czas zrobić wszystko całkowicie profesjonalnie, solidnie i tak żebym z tego w 100% zadowolony. I wtedy kiedy jest cisza, słuchać tylko szum wentylatorów komputera niczym szum drzew przy drodze. I jak te drzewa są stare i spulchniałe, i jak walą się niszcząc nawierzchnie. I jak asfalt dźwigający te drzewa, dodatkowo narażony na słońce, deszcze, burze, grady… Tak i komputer wiekowy drogę ma trudną. Zawodzi jeden element, drugi nie radzi sobie z pogonią za dzisiejszym światem, a trzeci już całkiem się zatracił. I pracując przy nim człowiek wyobraża sobie starego człowieka z brodą, widząc pulpit roboczy, który widział przez tyle czasu, pulpit, który jest zapomniany i go już nie ma. Ta łąka jest już dzisiaj zarośnięta, a pagórka nie widać bo wyrosły betonowe bloki.
YYYYYYYYY yyyyyyyyy YYYYYYYYYYY Co? Co to jest? Aha już rozumiem, już wyjaśniam. Podczas kiedy mnie nie było tutaj, pracowałem tam nad moim super, nowoczesnym, profesjonalnym i przede wszystkim genialnym programem do automatycznego tworzenia wpisów na blogu. Jak mogliście zobaczyć w pierwszym akapicie coś chyba poszło w innym kierunku niż zakładałem. Nigdy nie byłem i nigdy nie będę dobrym programistą. Dużo lepiej radzę sobie z komputerami do, których trzeba mnóstwo cierpliwości. Pacjent, o którym dzisiaj mówimy ma prawie 10 lat. Na pokładzie Windows XP, troszkę zakurzonych podzespołów i brak chęci do współpracy z użytkownikiem. Diagnoza jest prosta i szybka: system w stanie fatalnym, debilny układ partycji, pliki systemowe zjedzone, cała zgraja śmieciowych programów – (nie)przyspieszających. Ogólnie taki burdel, że nie jeden alfons patrzyłby na to z dumą i łzami wzruszenia w oczach. Decyzja: przewracamy wszystko do góry nogami i nowo go.
Naprawa banalnie prosta, lecz czasochłonna, już miałem przed oczami ten widok kiedy Starszy wąsaty wujek AMD athlon, wsparty dwoma kościami RAM po 512 MB każda, oraz ich sąsiedzi z dołu (NVidia Ge force 6600 i jakiś dysk SATA 160GB) będą męczyć się z instalacją aktualizacji. Ale jestem cierpliwym człowiekiem, a robotę trzeba wykonać dokładnie. Zrobiłem wiec rozeznanie, spisałem klucz produktu – z pomocą przyszedł program ProduKey, porównałem go z nalepką – pachniał oryginalnym systemem, skopiowałem wszystkie dane, oraz sprawdziłem co tu jest zainstalowane.
Staram się iść klientowi na rękę, jeśli już muszę wykonać format to robię wszystko aby komputer po jego zrobieniu wyglądał tak jak przed. Nie tylko instaluje system, sterowniki, podstawowe programy i przywracam dane. Ale gdy widzę, że ktoś miał zainstalowanego jakiegoś Winampa czy np. jakąś zabawkę do organizacji zdjęć to zainstaluję ją w nowym życiu systemu. Albo jeśli widzę, że jest jakaś drukarka zainstalowana i wiem, że klient ogarnie sam podłączenie komputera po odebraniu go ode mnie to zostawiam gdzieś w widocznym miejscu sterowniki do drukarki (gdyż one zazwyczaj się nie zainstalują bez jej podłączenia).
Tym razem wszystko poszło idealnie, wyczyściłem sprzęt z kurzu, nałożyłem nową pastę na procesory oraz chipset, powiększyłem sobie partycję systemową, nie było problemów ze sterownikami, system się aktywował, ogólnie nic tylko się cieszyć. Ba! Nawet przywróciłem program do automatycznej zmiany tapet i zestaw obrazków klienta. Ale przyszło pora na Windows Update i cały misterny plan w pi…. w pieruny. Mielił, szukał i tak całe wieki ten głupi pasek na stronie Microsoft Update się przesuwał bez efektu. A procesach taki jeden Pan się wybił przed szereg i jeb 100 procent – na imię mu svchost, męczył ten biedny procesor niczym konsultant telefonami z nową ofertą. Akurat było to kilka dni po tym kiedy Windows naprawił swój błąd i czytałem na dobrych programach jak postępować w takich wypadkach. Chamska reklama? Skądże, to ten artykuł.
Ja wiem jak to wygląda – jechałem jakiś czas temu redakcję za wprowadzanie głupiego asystenta, darłem tą mordę wniebogłosy, ach lament i płacz był niesamowity… a teraz co? Próba lizania tyłka? W żadnym wypadku, ale to dobry czas aby złożyć obrażonym wówczas użytkownikom portalu oraz członkom redakcji SZCZERZE SŁOWO PRZEPRASZAM. Gdyż nie wszystkie zwroty i stwierdzenia zawarte w moich postach i wpisach były grzecznościowe, miłe i przyjemne (nawet wstyd mi wracać do tego co pisałem). Mam nadzieje Panowie, że wybaczycie i się nie gniewacie. Z ukłonem zwracam się do rządzących i administrujących zielonym portalem.
Dobra, dobra szybkie podanie ręki i wracamy na właściwe tory. Mając w pamięci artykuł na portalu o problemie szybko do niego wróciłem i sięgnąłem po podane tam rozwiązanie. Należy wpisać coś tam w konsoli i pobrać odpowiednie poprawki do Internet Explorera, wówczas Windows Update ruszy z kopyta. Krok pierwszy przeszedł bez problemów, natomiast krok drugi… wchodzę sobie na stronę skąd można pobrać te zbiorcze poprawki i coś tu jest nie tak. Nie widzę, takiego jasnoczerwonego przycisku Download/pobierz/cokolwiek umożliwiającego pobranie. A kojarzę bardzo dobrze, że był, język wybrany i nic więcej nie ma…
[image=20] Nadeszła chwila na refleksje…
Co jest kurde?
...
Nie zadziałało, to żadna frustracja… Podczas wypowiadania powyższej kwestii było tak spokojnie w moim sercu, że możecie sobie wyobrazić dwóch starszych anglików, dostojnie popijających popołudniową herbatkę. Pomyślałem, że może Microsoft wydał nową łatkę, jeszcze przed końcem wsparcia zostawiając ślad o tym co było wcześniej, a artykuł jest nieaktualny. Ale przecież mój ukochany portal dobreprogramy.pl nigdy się nie myli i zawsze podejmuję dobre decyzję. Jak to więc możliwe? Ok… przyznaje się, to już było żartobliwe lizusostwo… ;) Okazało się, że artykuł był aktualny bo na moim laptopie przycisk był, pozostaję więc pytanie dla czego na komputerze go nie ma. Postanowiłem chwilowo porzucić ten problem , łatkę ściągnąłem na moim sprzęcie z zamiarem późniejszego przeniesienia instalatora, a na komputerze klienta dokonywałem ostatnich szlifów. Sprawdziłem czy o niczym nie zapomniałem i czy wszystko działa jak należy.
I wtedy właśnie dotarło do mnie jak mocno reklamy na portalach (po których chaotycznie buszuję aby zobaczyć funkcjonowanie przeglądarki i dodatków w praktyce) utrudniają życie. Jednak jest na to sposób – Adblock Plus. Osobiście filtruję sobie gdzie go używam, a gdzie nie. Ale nie będę kłamał – używam i blokuję to co utrudnia wygodne korzystanie ze stron WWW. Wyszedłem z założenia, że w trosce o nerwy klienta, również ten dodatek mu zainstaluję. Udałem się na oficjalną stronę i kliknąłem ten świecąco-zielony przycisk umożliwiający dodanie Adblocka do Firefoxa. Ten przycisk akurat był tam gdzie miał być. Problem w tym, że po jego kliknięciu został przekierowany na stronę z błędem. To nic takiego – próbujemy raz jeszcze. Znowu to samo… Nadszedł czas na ponowną refleksję i chwilę wyciszenia...
No co jest kurde?!
Odstawiłem ten problem na bok i wróciłem do brakującego przycisku na stronie Billa Gatesa. Nadal nie było tam przycisku. Zabrał mi go! Bawiłem się Firefoxem, bo IE był zajęty szukaniem aktualizacji – miałem nadzieję, że coś ruszy, skoro nie mogę pobrać tych łatek. Dobra! Czas na wojnę. Restart komputera i kolejna próba pobrania obu moich kłopotliwych rzeczy to samo. Uczcijmy tą chwilę minutą rozmyślania w ciszy… Zatem medytacją… Spokój większy niż u wszystkich mnichów…
Nosz ***wa jego mać… Co jest z tym!?
Tyle czas straciłem na pierdoły, nadal go tracę bo problem wisi nie rozwiązany jak… wydaję mi się, że te porównanie sobie podaruję. W Każdym bądź razie… co? WŁAŚNIE! Czasu… Czas… Nie wiem co mnie olśniło i dlaczego spojrzałem na ten zegarek, ale strzał celny. I choć godzina była dobrze to data niekoniecznie. Dzisiaj jest piąty, a nie drugi dzień miesiąca!!! Ale że to miało wpływ? Jedziemy z tematem, sprawdzamy. Tak! Działa, zarówno pobranie łatki jak instalacja Adblocka do FF. Przyznaje się, mój błąd, przy instalacji systemu coś mi musiało przeskoczyć, albo BIOS jest zacofany.
I kiedy już zwróciłem sobie uwagę by być bardziej skoncentrowanym…
Niech to zwis męski dolny strzeli
Mogłem poprosił Windowsa, aby nakarmił się tymi stu trzydziestoma poprawkami. Moja prośba została wysłuchana, a ja zasłużyłem na przerwę. Długą przerwę bo wiedziałem, że to się będzie chwilę trawić. Zdążyłem rozebrać, porobić fotki, wyczyścić z kurzu, złożyć laptopa. Opisać zdjęcia, sprzątnąć system w owym laptopie, a proces aktualizacji nie był nawet w połowie drogi. Dobra… przesadziłem, był, ale szło to mozolnie. Lecz gdy problem rozwiązany, miałem pełny luz (pomijając, że zawsze jestem spokojny i opanowany) i przyglądałem się jak dziadek XP się aktualizuję by doprowadzić tą interwencję do końca.
UWAGA: REDAKCJA PANI KRYSI PRZYJMUJE LISTY OD CZYTELNIKÓW. http://forum.dobreprogramy.pl/uzytkownik/196859-siw/ - wystarczy PW. PRZECZYTAM(Y) I ODPISZEMY NA WSZYSTKO.