O przemyśle muzycznym i piractwie
13.07.2010 20:30
Jako, że wtrąciłem już swoje trzy grosze do dyskusji o Linuksie i Windowsie, teraz chciałbym zająć się tematem, który także wywołał niedawno burzę, a mianowicie piractwem. Znów będzie to wpis z trochę innej perspektywy. Chciałbym uświadomić wam pewną rzecz, której nie zauważyłem nigdzie pośród wpisów jakie pojawiły się na tym blogu, ale jednak jest ona bardzo istotna z punktu widzenia jakości dostarczanych nam nagrań.
Otóż do tej pory w czytanych przeze mnie wpisach odnoszę wrażenie, że wiele osób odbiera przemysł muzyczny w znacznie uproszczony sposób: istnieją słuchacze i artyści, a dookoła nich są "ci źli", czyli wytwórnie i ZAiKS. Co prawda ZAiKSu bronił nie będę, ale chciałbym zwrócić uwagę na to jak wygląda łańcuch dotarcia do słuchacza i promocji zespołu oraz na to, że tak naprawdę w wielu aspektach sukces artysty nie zależy od jego talentu.
luqass zauważył, że tak naprawdę artyści zarabiają najwięcej na koncertach i reklamach, a tantiemy to jedynie drobny ułamek ich zarobków. Zgoda w 100%. Sprzedaż płyt nie jest głównym źródłem utrzymania artystów, tak więc o co ten hałas?
Problem nie leży w tym, że artyści tracą pieniądze. Problemem jest to, że wytwórnie ponoszą ogromne koszta związane z ich promocją, a przez piractwo taka inwestycja im się nie zwraca. Przez co wytwórnie będą promować tylko tych twórców, którzy są już "sprawdzonymi rozwiązaniami" i można na nich zarobić. Nie wiadomo ilu młodych, utalentowanych artystów z ogromną ambicją nie może zaistnieć tylko przez to, że wytwórnia w nich nie zainwestuje, bo nie może pozwolić sobie na takie ryzyko.
To, że twórcy zarabiają na koncertach i reklamach tak naprawdę jest wynikiem tego, że zaistnieli oni w naszej świadomości, a jest to możliwe dzięki temu, że wytwórnie płytowe poniosły koszt związany z tworzeniem nagrań i ich promowaniem w radiu i telewizji. Więcej piractwa = mniejsze fundusze wytwórni = mniej nowych artystów i tak w kółko ;) Możecie powiedzieć, że przecież twórcy równie dobrze mogą za darmo promować się w internecie, jest myspace i inne tego typu serwisy, ale czy znacie chociażby jeden zespół, który przeniknął do świadomości tłumu w ten sposób i odniósł komercyjny sukces?
Za skutek uboczny mniejszej ilości sprzedanych płyt i próbę ratowania sytuacji można by uznać także tzw. "wojnę głośności". Otóż producenci nagrań od początku XXI wieku zwiększają odczuwalną głośność nagrań, ponieważ jeżeli nagranie danego wykonawcy zabrzmi w radiu głośniej niż innego, tym większe prawdopodobieństwo, że zostanie zauważony i sprzeda więcej płyt. Niestety nagrania takie tracą wszelkie walory artystyczne, a brzmią jakby ktoś przejechał po nich walcem, dynamiki (w sensie różnicy w głośności sygnału cichego do głośnego) jest w nich coraz mniej, za to uszy bolą coraz bardziej...