Co w mym HaPe-X siedzi, czyli jak dysk SSD HyperX Savage SHSS3B7A/240G przyśpieszył nieco leciwego już laptopa
11.05.2015 | aktual.: 13.05.2015 20:57
Jeżeli ktoś dalej zastanawia się nad zakupem dysku SSD w miejsce HDD, albo przynajmniej postawieniem na nim systemu, by pliki trzymać na standardowym twardzielu, nie ma się co zbytnio z tym więcej wahać. Nie jest to już tak droga technologia, jak przed laty, a komfort z użytkowania w ten sposób odświeżonego komputera naprawdę warty jest poniesionego wydatku. Obecnie w swoim laptopie mam włożoną propozycję doskonale kojarzonego przez czytelników Kingstona, a konkretnie model HyperX Savage 240GB. To taka wyższa półka, ale też bardzo pewna inwestycja w przyszłość. Nie dość, że przewidywana żywotność tego SSD jest spora (co w świetle niedawnych badań napawa jeszcze większym optymizmem), to ma się równocześnie świetną i szybką podstawę pod budowę stacjonarnej maszyny dla gier, jeśli kiedyś nagle zapragniemy porzucić notebooka na rzecz desktopa. Różnie to w życiu bywa...
HyperX ma w ofercie dyski SSD dla osób o odmiennych potrzebach. Tym, którym zależy bardziej na cenie, niż wyciśnięciu wszystkiego z interfejsu SATA III, poleca produkty z linii Fury o pojemności 120 oraz 240 GB. Wyższą wydajność i więcej miejsca na dane (dodatkowo dochodzi model 480 GB) znajdziecie w dyskach 3K SSD. Potem z produktów jest właśnie posiadany przeze mnie przepiękny Savage z modelem o pojemności do nawet 960 GB, a na końcu drogie konstrukcje PCIe w standardzie M.2. Te bardziej popularne propozycje SSD dostępne są w zestawach jako same dyski lub w formie pakietów z dodatkami. Jeśli dobrze się rozejrzycie, dużo nie dopłacicie, a Upgrade Kit ze swoimi gadżetami to świetna sprawa.
Poza dyskiem, w niewielkim czarno-bordowym pudełeczku bardzo zmyślnie upchnięto wiele dobra. Przede wszystkim dostaje się kieszeń SATA-USB 3.0 z diodą informującą o pracy. Raczej nikt nie będzie SSD w tej ślicznej plastikowej obudowie trzymał, ale pasuje do niej każdy dysk 2,5 cala, więc w przypadku podmiany HDD, ze starego twardziela robimy sobie od razu przenośny i jeszcze trochę posłuży. Inna sprawa to dorzucany w pakiecie kod na oprogramowanie Acronis TrueImage HD. Po co to komu? Żeby w prosty sposób sklonować dotychczasowy dysk. Żadnego mozolnego przerzucania danych i robienia pięciu backupów, po prostu „odbijamy” sobie na SSD chwilowo zatkniętym w kieszeni obraz 1:1 tego, co mieliśmy. Potem łatwo wkręcamy najnowszego członka rodziny do np. laptopa, a to dzięki dołączonemu śrubokrętowi z potrzebnymi bitami. Gdybyśmy chcieli kombinować, jest tu również metalowa ramka 3,5 cala ze śrubkami, plastikowa nakładka do przyklejenia na dysk, by zwiększyć jego grubość, kabel SATA, a na dokładkę… naklejka HyperX. Warto pochwalić maksymalne wykorzystanie miejsca w kartoniku. Kabel od kieszeni jest np. w jej środku, a metalową ramkę włożono od spodu w piankę, w której na górze leży dysk. Cieszą ponadto drobne smaczki. Ta sama pianka ma wyciętego charakterystycznego iksa z logotypu HyperX.
Informacje o dysku:
- Model: SHSS3B7A/240G
- Pojemność: 240 GB (po sformatowaniu 223,6 GB)
- Interfejs: SATA Rev. 3.0 (6Gb/s)
- Kontroler: Phison 3110
- Wydajność wg. producenta: 560MB/s odczyt i 530MB/s zapis
- Żywotność: 1 milion godzin, 306 TBW (Terabytes written)
- Gwarancja: 3 lata
- Cena: ~480 zł
Pudełko robi niezłe wrażenie, a chociaż dysków SSD się nie je, sam Savage od razu budzi apetyt. Soczysta czerwień w czarnej obudowie i srebrne, grawerowane wstawki plus logo HyperX sugerowałyby może troszkę produkt dla dziewczyn, ale chodziło tutaj raczej o podkreślenie drapieżności modelu (także z nazwy), niż dotarcie do piękniejszej strony skomputeryzowanego społeczeństwa. Dysk trzeba samemu zobaczyć, aby docenić jego kolorystykę, gdyż zdjęcia nie oddają jej w pełni. Rozmiarowo mamy standard, jeśli chodzi o dyski 2,5 cala, więc nie ma się co tutaj rozpisywać. Wagowo niecałe 100 gramów, czyli oczywiście mniej, niż dysk talerzowy podobnych rozmiarów. O przydatnym Acronisie wspominałem, ja stawiałem jednak system od nowa, więc nie korzystałem z programu.
Z technikaliów warto zatrzymać się na chwilę przy czterordzeniowym kontrolerze Phison 3110. To najlepsza konstrukcja wytwórcy, pokazana światu niby w połowie zeszłego roku, ale dopiero teraz chętniej i szerzej stosowana w dyskach SSD. Tak bez zanudzania skrótami wspieranych technologii, nadmienię może jedynie, że używane różnorakie zaawansowane rozwiązania dbają nie tylko o utrzymanie wysokiej szybkości, lecz również bezpieczeństwo przechowywanych danych (m.in. w przypadku odcięcia zasilania). Kontroler zarządza pracą połączonych modułów 16GB MLC Toshiby. Do tego dochodzi 256 MB DDR3L 1600 cache.
Konfiguracja testowa, czyli mój HaPe-X :
- Notebook: HP 6570b
- Procesor: Intel Core i5-3210M
- Pamięć: 8 GB RAM 1600 Mhz, PC3-12800
- Dysk SSD: HyperX Savage 240GB, zapełniony w 30%
- Inne: Windows 7 64-bit SP1, tryb wysokiej wydajności, testy na zasilaczu
Wyniki testów:
Można być zadowolonym, chociaż nie udało mi w niektórych przypadkach uzyskać wyników równie dobrych, jak testerzy w licznych sieciowych recenzjach. Należy jednak nadmienić, że oni korzystają z nowoczesnych platform testowych, podczas gdy ja z kilkuletniego laptopa. Powyższe wyniki nie są także efektem żadnego specjalnego kombinowania. System nie był uprzednio czyszczony, optymalizowany, ani też w jakikolwiek inny sposób modyfikowany. Mam zamiar powtórzyć testy po aktualizacji systemu do Windows 10, zobaczymy co się zmieni. Do tego czasu jestem otwarty na propozycje dodatkowych testów, jeśli kogoś ten właśnie model dysku SSD zainteresował. To porządna i efektowna wizualnie konstrukcja.
Na koniec gorąco namawiam niezdecydowanych do inwestowania w dyski SSD. Leżakujące po szafach niby-złomowe laptopy (i nie tylko), mało kiedy używane z powodu nieuleczalnego mulenia systemu, nagle dostaną zwyczajnie drugie życie. Dopóki ktoś nie zobaczy na własne oczy, jak SSD przyśpiesza działanie komputera, nie uwierzy i nie doceni tej z dnia na dzień coraz popularniejszej technologii. Nie trzeba się wcale też rzucać na najdroższe modele...