FantAsia: Cube iWork11, czyli komputer, tablet graficzny oraz Xbox One w jednym
Netbooki, ach netbooki! Małe komputerki z ekranem o rozdzielczości zazwyczaj 1024 na 600 pikseli, które odeszły w niepamięć, chociaż niejednemu dzielnie służyły na wyjazdach służbowych. Nie dziwi mnie w tej chwili, że spotkał je taki los, zwłaszcza przy postępie w dziedzinie urządzeń tak zwanych konwertowalnych, czyli tabletów z dołączaną klawiaturą. Po popularnych układach z serii Z3735, azjatyccy producenci od niedawna pakują w swoich sprzętach procesory Intela wykonane w procesie technologicznym 14nm, które nie tylko są bardziej energooszczędne, ale w dodatku oferują trochę mocniejszą jednostkę graficzną. Obsługują rozdzielczość 4K i do tego posiadają wsparcie dla nowoczesnego kodeka H.265. Najczęściej mamy tu do czynienia z Atomem Z8300. W pełni wystarczy do codziennych zastosowań, nawet rozrywkowych. Przekonałem się o tym dzięki bardzo wszechstronnemu tabletowi Cube iWork11, który z kuponem promocyjnym był niedawno do nabycia w sklepie Gearbest znacznie taniej, niż zwykle, bo za około 210 dolarów. Co się zaoszczędziło, warto było dołożyć do dedykowanej klawiatury. Tutaj to wydatek rzędu jakichś 50 dolarów.
Na temat firmy Cube nie będę się rozwodził. Dość napisać, że jej propozycje pojawiają się często w naszym kraju pod którąś z dość znanych w Polsce marek, jak chociażby Shiru. Tak więc mogliście mieć z nimi do czynienia nawet o tym nie wiedząc. To ważna informacja, gdybyśmy kiedyś byli zmuszeni np. kupić nową ładowarkę. iWork 11 jest atrakcyjnym wyborem nie tylko z uwagi na okazje cenowe, ale przede wszystkim swoje dodatkowe możliwości. Jeden z wyróżników tego modelu to pełne wsparcie dla rysików Wacoma, z niesamowitą obsługą 1024 poziomów nacisku. Tak naprawdę więc, jeżeli zdecydujecie się doinwestować kolejnych kilkadziesiąt dolarów albo może tam macie w szufladzie rysik od jakiegoś Samsunga, tablet ten zamienia się w tablet graficzny. Bierzecie go na wykład i robicie odręczne notatki, w chwilach nudy po prostu sobie rysując i kolorując obrazki. Graficy docenią czułość ekranu, praktycznie nie zauważając opóźnień. Do pracy z Photoshopem wypadałoby może nabyć model i7 Stylus na Core-M, ale młodym kreślarzom Z8300 starczy.
Z czym w Cube iWorku 11 będziemy pracowali:
- CPU: czterordzeniowy Intel Atom x5-Z8300 1,44 GHz
- GPU: Intel HD Graphics (Gen8)
- Ekran: 10,6 cala, 1920x1080 (Full HD)
- Pamięć: 4 GB RAM, 64 GB pamięci na dane
- Kamerka: 5 MP oraz 2 MP
- System: Windows 10 Home
- Akumulator: 8600 mAh
- Inne: mini HDMI, microUSB 3.0, Wi-Fi, Bluetooth, OTG, wibracje, akcelerometr, wsparcie dla rysików Wacoma (1024 poziomy nacisku), microSD, osobne zasilanie
- Wymiary (sam tablet): 272 x 170 x 8 milimetrów
- Wymiar pudełka (tablet): 407 x 208 x 60 milimetrów
- Wymiar pudełka (klawiatura): 340 x 235 x 22 milimetrów
Dwa pudełka, jedno zastępstwo netbooka
Produkt dostarczany jest w dużym, grubym, białym, lecz dosyć niepozornym pudełku, ze zdejmowaną pokrywą. Robi schludne wrażenie, zaciekawiając srebrnymi wstawkami w postaci ikonek oraz kilkoma kolorowymi napisami na brzegach. W środku znajdziecie tablet, dedykowaną ładowarkę do niego, kabel microUSB 3.0 do zwykłego USB, instrukcję obsługi plus kilka kartoników, w tym gwarancję oraz tajemniczą zdrapkę VIP, która ponoć gwarancję przedłuża. W Chinach. Klawiatura też zapakowana jest w białe pudełko, ale takie standardowe, otwierane z boku, jak każde inne, np. od kart. Położono ją na plastikowej tacce i dorzucono instrukcję z podstawowymi danymi, w krzaczkach, a także po angielsku.
Ujęty w dłonie, Cube iWork 11 trochę rozczarowuje wagą. 692 gramy czuć w ręku. Gdy dołożyć do tego jeszcze klawiaturę, całościowo będzie 1270 gramów. Dla porównania, mój niezmordowany netbook Samsung N210 waży z podstawową baterią 1266 gramów. Także bardzo podobne wrażenia. Weźmy jednak pod uwagę, że mamy do czynienia mimo wszystko z aluminiowymi pleckami tabletu oraz aluminium również u podstawy klawiatury. Samo urządzenie plastikowy pasek ma tylko z tyłu na górze, tam gdzie na środku jest tylna kamerka 5 MP. Przednia ma 2 MP. Na tym samym plastiku, na górnej krawędzi mamy drobny przycisk reset, gdyby coś się zwiesiło, włącznik plus regulację głośności. Na lewym brzegu dostrzeżemy wejście słuchawkowe, porty mini HDMI, na kartę microSD i micro USB, a także dziurkę od ładowarki. Od razu podkreślę, że warto patrzeć, w co się wkłada wtyczkę. Za pierwszym razem sprzęt się nie ładował, no ale jak miał z wtyczką w słuchawkowym? ;‑) Z prawej strony widać dwie maskownice głośników, które grają całkiem donośnie, ale właśnie na jedną stronę. Od spodu jest złącze od klawiatury i po bokach dziurki na kołki w niej.
W komplecie raźniej
Miejmy klawiaturę może od razu z głowy. Z uwagi na wspomniane plastikowe kołeczki, oferuje ona stały kąt nachylenia ekranu, około 120 stopni. Jest w porządku, nie miałem nigdy ochoty coś tutaj wyregulować. Zestaw nawet położony na kolanach trzyma się dość stabilnie. Na bok musi jednak pójść przyzwyczajenie składania ekranu laptopa ruchem w dół, bo po prostu wyciągniecie z zaskoczeniem tablet. Przytrzymywany jest on dodatkowo magnesem. Klawisze są bardzo wygodne w użyciu. Przestawienie się z pełnowymiarowych następuje natychmiastowo. Idealnie trafia się w Enter czy Backspace, nie ma problemu z prawym Altem, no i strzałki są także całkiem duże. Nic się praktycznie nie ugina poza okolicami prawego Alta właśnie, ale bliżej prawej krawędzi gładzika. Słychać wtedy lekkie skrzypienie, przy czym normalnie dłoń się tam i tak nie opiera. Gładzik lubi grymasić i trzeba go często mocniej macać, ale to nie zmienia faktu, że jego obecność ułatwia wiele spraw. Na dole jest klikalny, dublując prawy oraz lewy przycisk myszy. Obsługuje ponadto gesty, jednak często się myli w ich odczytywaniu. Z klawiszem Fn z lewej uzyskuje się dodatkowe opcje klawiatury, z blokiem numerycznym przy Enterze na czele. Pod strzałkami mamy diody, np. od Caps Locka czy Num Locka. Z tyłu przydają się dwa pełnowymiarowe porty USB 2.0 i jest też nisza na dedykowany rysik, wypełniona przez zaślepiającą skuwkę. Stylusa się dokupuje.
Nieużywany, tablet kładziemy ekranem do dołu na klawiaturze i wsuwamy w specjalną niszę z tyłu. Łapią go magnesy, a teoretycznie rogi najbliżej użytkownika powinny wejść za plastikowe narożniki klawiatury i oprzeć się na pobliskich gumkach, żeby nawet po przechyleniu zestawu urządzenie nie wypadało. W rzeczywistości tablet zapiera się o rogi, gdyż jest za gruby, żeby wejść w szparę. Dociskanie go na siłę tylko rysuje lazurowe plecki iWorka, dając potem brzydką czarną kreskę w poprzek. Coś bardzo nie zagrało. Lekkie podszlifowanie papierem ściernym plastiku tam, gdzie dociska, niewiele da, bo jak tablet wejdzie głębiej to znowu zapiera się na gumeczkach i odstaje jeszcze bardziej. Lepiej więc tutaj nie kombinować. Położonemu tabletowi nic się nie stanie, gdyż do niego obowiązkowo trzeba zainwestować w pokrowiec. Strasznie rysuje się stylowo granatowe, matowe, lecz lśniące aluminium tabletu oraz klawiatury. Będzie pasował taki od byle netbooka 10 cali.
Wady wadami, ale sprzęt zacny
Pierwsze włączenie pozwala poczuć, że Cube ma wibracje. Od razu dodam, iż są też czujniki ruchu, więc da się grać przechylając sprzęt przykładowo w wyścigi Asphalt 8, swoją drogą naprawdę nieźle działające. Ekran rozświetla się przez chwilę na pełnej jasności, ukazując chińskie logo firmy na czarnym (a w praktyce raczej granatowym) tle. Tutaj wychodzą pierwsze felery. Mniej więcej w regularnych odstępach mamy pionowe pary cienkich białych kresek. Niby rysek, tak jakby jakieś listewki dociskały ekran od spodu. Zobaczycie to jednak tylko na 100% rozjaśnieniu. W prawym górnym rogu mój egzemplarz ma do tego mały bonus, bo paprocha. Nie rzuca się w oczy, ale znam takich, których takie wpadki na poziomie fabryki nieźle irytują. Będą wiedzieć, że ten paproszek tam jest. Jak się czepiać pierwszego wrażenia, to brudki są też pod fabrycznie nałożoną na ekran folią ochronną. Pójdzie wkrótce do zmiany.
Tablet, czy raczej tak naprawdę komputerek dotykowy, pracuje pod kontrolą pełnego Windowsa 10 w wersji Home. Niestety to 32‑bitowa wersja, więc z 4 GB pamięci RAM system wykorzystuje niecałe 3. Nieoficjalne sztuczki, odblokowujące więcej, kończą się z tego co czytałem padem urządzenia, więc nie warto próbować. Wypada uzbroić się w cierpliwość. Nie wiadomo, czy wydana będzie poprawka BIOS, lecz kilku konkurentów już tak zrobiło. Po doinstalowaniu najnowszych poprawek, języka polskiego oraz polskiej klawiatury, całość działa żwawo. Po usunięciu zbędnych plików, m.in. od aktualizacji, z wbudowanych 64 GB (a w sumie używalnych 57,3) do dyspozycji pozostaje ponad 46,5. Całkiem nieźle. Nie można narzekać na wydajność w stosunku do netbooków, zwłaszcza przy natywnej rozdzielczości 1920 na 1080 pikseli. Bez zająknięcia chodzą filmiki HD 60 FPS z serwisu YouTube. Full HD już ciut przycinają. Przy buszowaniu po Internecie dostrzega się dodatkowy przycisk na klawiaturze, a mianowicie .com. Zapomina się też, że ekran jest dotykowy, a symbol Windowsa pod nim robi za przycisk Home, jak to jest w Androidzie. Tablet pozostawiony w trybie czuwania rozładowuje się z włączonym Wi‑Fi w niecałą dobę. Przy przyciemnionym ekranie, da się pracować na nim ponad 6 godzin. Pamiętajcie, że jest osobna dziurka od ładowarki, więc nie blokujecie sobie portu USB. Ekran lśni, czyli w słońcu traci na czytelności.
Will it run Crysis?
Ale czy na tym pójdzie Crysis? Tak. Zasadniczo to nie jest sprzęt do gier, ale do gier się dobrze o dziwo nadaje. Niektóre starsze produkcje, typu Jet Set Radio, działają super płynnie w Full HD. Bardziej skomplikowane tytuły, jak powiedzmy Condemned: Criminal Origins, chodzą dobrze i w HD przy obniżeniu niektórych detali. To nie poziom Xboksa 360, ale fakty cieszą bardzo. W niższych rozdzielczościach dacie radę pograć chociażby w wyścigi GRID 2, Borderlandsy, Spec Ops: The Line i inne gry na Unreal Engine 3, a nawet w Tomb Raidera z 2013 roku. W 800 na 600 pikseli także Skyrim jest znośny, choć ma się czarne pasy po bokach. Jeśli wysokie ustawienia to nie priorytet, pobawicie się również w League of Legends, Counter-Strike: Global Offensive (tylko nie na poziomie Pro) czy Diablo III. Popatrzcie na filmiki na YouTube, naprawdę sporo się da na tym uruchomić. Do tego dojdą sprawniej działające, niż na Intelach Z3735 emulatory, zaś niby 4 GB w Windowsie 10 to ponadto odblokowana opcja strumieniowania rozgrywki z konsoli Xbox One. Podpinacie kabelkiem pada do tabletu, uruchamiacie przesyłanie obrazu oraz dźwięku i TV może ktoś przejmować.
Jakość zabawy zależna będzie w tym przypadku od wydolności sieci domowej. Karta Realtek RTL8723BS w tablecie niestety nie należy do grupy super obsługiwanych pod Windowsami. Transfer wahać może się między konkretnymi wersjami sterowników, z czym zetknąłem się już w przeszłości. Tu jest jednak całkiem w porządku. Na łączu 100 Mb/s tablet osiąga w domowych testach połowę tej wartości. Działa nieźle też strumieniowanie z innego komputera przez Steam. Nie zapominajcie o złączu mini HDMI! Podpinacie tablet i gracie na wielkim telewizorze albo rozciągacie pulpit na kilka ekranów, zyskując dodatkową przestrzeń.
Na koniec kilka luźnych uwag. Cube iWork 11 lubi pokłócić się z siecią Wi‑Fi po wybudzeniu, ale wystarczy się wtedy rozłączyć i połączyć, aby działała. Z innych wad, choć nie jakoś uciążliwych, mamy okazjonalne tzw. pompowanie ekranu, a więc wyraźną oraz stopniową zmianę jasności. Tablet się nie grzeje jakoś znacznie, nawet pod mocnym obciążeniem. Da się robić zdjęcia oraz kręcić filmy, tylko po co? ;‑) Fotografie z tylnej kamerki są z jakiegoś powodu nieostre z lewej strony. Ta od Skype'a nadaje się do Skype'a i tyle. Działają normalnie zewnętrzne dyski twarde, ale problem może być z kartami Ethernet na USB, zwłaszcza tymi tańszymi. Z Win10 (głównie) się po prostu nie lubią. W klawiaturze karty sieciowej w końcu nie znajdziecie. Poza tym jak najbardziej polecam zakup, zwłaszcza w promocji. Ogólnie urządzenia przenośne z nowymi Intelami 14nm zaczynają teraz właśnie dosyć szybko tanieć.