FantAsia: Syma X5C‑1, czyli wysokich lotów dron (nie tylko) dla początkujących
Kiedy na poprzednim HotZlocie Limak zachęcał przybyłych do zabaw z dronami, oczywiście mnie również zainteresowały latające warczące cudeńka. Zapytany o to, od czego zacząć przygodę z lataniem, Kamil polecał poszperać w chińskich sklepach internetowych. Kiedy po czasie wciągnęło mnie ściąganie różnorakich gadżetów z Azji, naturalnie wróciłem do myśli sprzed kilku miesięcy. Wybór jest tu spory, jednak biorąc pod uwagę popularność modeli na świecie, dostępność części zapasowych, a przy okazji też wsparcie społeczności domowych majsterkowiczów, wybór padł na drona Syma X5C-1, czyli usprawniony model quadcoptera z kamerką. Pierwsza partia miała problemy ze stabilnością, więc szybciutko wypuszczono poprawioną wersję, z jedynką w nazwie właśnie. Tę zamówiłem dla siebie. Nie obyło się jednak bez perypetii, bo kiedy ktoś się śpieszy to wiecie, kto się cieszy… Dopiero po przyjściu paczki z Gearbest.com okazało się, że wybrałem zestaw pozbawiony sterownika, czyli tylko samego drona. I tak dobrze, że nie bez kamerki … Pełna paczka ze wszystkim to obecnie wydatek rzędu około 55 dolarów. Zanim skompletowałem, co niezbędne do zabawy, model zdążył pojawić się w ofercie rodzimych sprzedawców w atrakcyjnej cenie. Kosztuje teraz poniżej 200 złotych, co klasyczne helikopterki za 130 czyni już opcją niewartą rozważania.
Zapewne od razu chcecie wiedzieć ile takie cudo może latać. Bez podczepionej kamerki (utrudnia ona obroty w powietrzu), ale z zamontowanymi ochraniaczami na wirniki oraz podstawką, dorzucany do drona akumulator 500 mAh wytrzymuje około 8 minut lotu w trybie podwyższonej wydajności. Zaznaczyć należy jednak, że to wynik przy prawie bezwietrznej letniej pogodzie. Można osiągnąć więcej przełączając na niższą sprawność silników, wtedy jednak kopter mniej żwawo reaguje. Akumulatorek 650 mAh da już jakieś 10‑11 minut i na pewno warto się w taki zaopatrzyć, myśląc o obowiązkowej drugiej baterii. Mało to czy może dużo? Na początek wystarczy. Żadnej z osób, którym demonstrowałem model, nie chciało się fruwać dłużej, niż się da na jednym ładowaniu. Zabawa z kamerką skraca czas lotu średnio o jakieś 2 minuty. Czyli w zasadzie można ładny kawałek filmu nagrać. Jak inwestujecie w dodatkowe akumulatorki, warto od razu dorzucić do tego ładowarkę z opcją podpięcia kilku równocześnie. Standardowo w zestawie jest kabelek ładowania USB z wyłącznie jednym specjalnym wtykiem, marnej jakości. Za 30 złotych dostaniecie coś nieco lepszego. Warto do tego z miejsca dołączoną chińską kartę microSD 4 GB zamienić na jakąś znanej firmy.
Ludzie nie lubią być filmowani, w większości przypadków będziecie więc latać po parkach bez kamerki, zwłaszcza że wtedy łatwiej robić ewolucje. Bez niej w pełni uposażony dron waży 98 gramów. W dłoni jest leciutki, jednak wcale nie znosi go wiatr. Bez gwałtownych podmuchów, dron potrafi nieruszany stabilnie trzymać wysokość oraz pozycję, co bardzo cieszy. Gdyby przypadkiem w którąś stronę go jednak znosiło albo się sam obracał, można to wyregulować przyciskami na sterowniku. Każdorazowo przed wzbiciem się w górę, Symę należy położyć na równej powierzchni i dopiero włączyć. Wtedy się skalibruje. Po włączeniu sterownika wykonujemy ruch w górę oraz w dół lewą gałką, tym samym parując się z urządzeniem. Wszystko. Trzeba przyzwyczaić się do lekkiego chodzenia gałeczek, dlatego naprawdę nie polecam nikomu z początku zdejmować odbojów przy wirnikach. Od razu także dopowiem, że startowanie w wysokiej trawie nie jest dobrym pomysłem. Źdźbła się od razu wkręcają. Co dobre, po początkowym skalibrowaniu można X5C wyrzucać z ręki. Szybko złapie stabilność.
Poza regulacją pracy wirników (High/Low, lewy przycisk skrajny) są jeszcze dwa tryby sterowania. Lewa gałka to zawsze wznoszenie się i opadanie przy ruchu góra/dół. Przechylona na boki domyślnie obraca drona wokół własnej osi. Prawa odpowiada zaś za ruch przód/tył plus sunięcie lewo/prawo. Dla fanów Quake’a: chodzi oczywiście o tzw. strafe’owanie. Drugi tryb daje to na lewą gałkę, a na prawą obrót. Sterownik wyposażono w wyświetlacz, więc teoretycznie macie większą kontrolę nad lotem, ale w praktyce się na niego nie patrzy. No, może poza ustalaniem stałego pułapu lotu, optymalnie na jakieś 4 kreski i sprawdzaniem czy lecicie na H czy L (choć to tak naprawdę od razu wyczujecie). Z dodatków należy wspomnieć o łatwym wykonywaniu ewolucji pod prawym przyciskiem skrajnym na rogu. Przytrzymuje się go, po czym prawą gałkę przechyla w wybraną stronę, a X5C robi przewrót lub fikołka w bok. Proste i naprawdę robiące wrażenie na obserwatorach.
Oczywiście sprzęt ma swoje minusy. Najtrudniej pamiętać, w którą stronę jest skierowany. Niby podświetlenie od spodu podpowiada (pomarańczowe oraz zielone światełka na ramionach), ale w pełnym słońcu słabo widać je na białym dronie. Dlatego postanowiłem niebawem dorysować mu jakąś wyraźną czarną strzałkę od spodu. Kamerka ma swoją diodę, informującą o tym, czy coś kręci (wtedy jest czerwona), ale w powietrzu jej też nie widać. Najlepiej więc włączyć ją na ziemi i upewnić się, że działa, nim poślemy drona w przestworza. Jest od niej osobny włącznik, który wciśnięty w górę dodatkowo robi zdjęcie. Jakość rejestrowanych materiałów ujdzie, zbytnio nie powala (próbka ), ale ten model uniesie nawet przyklejonego GoPro, więc można kombinować nie tylko z innymi sensorami podczepianymi specjalnym kabelkiem. Największa bolączka zestawu to jednak zasięg. Pierwsze co ludzie robią po kupnie Symy to rozłożenie sterownika i wyrzucenie krótkiego kawałka drutu robiącego za antenkę, by zwyczajnie wstawić w jego miejsce coś nieco dłuższego. Bez modyfikowania da się spokojnie polatać ponad podwórkowym boiskiem do piłki nożnej, ale nie dalej. Po stracie zasięgu dron chwilę leci jeszcze w obranym wcześniej kierunku, więc można go gonić, pamiętając najlepiej o tym, by celować w niego antenką. Dość powiedzieć, że przy testach niemal osiadł mi już na dachu, latarni, a także wpadł do małego bajorka.
Poobijał się ponadto nie na żarty, lecz poza przybrudzeniem oraz kilkoma przytarciami tu i ówdzie, spisuje się dalej idealnie. Kiedy dziwnie sunie po potężnej kraksie, wcale się nie popsuł. Trzeba go wyłączyć oraz włączyć na płaskim, żeby się wyregulował. Ogólnie to naprawdę kawałek fajnego latającego plastiku, któremu spokojnie da się wybaczyć drobne wady, bo są one po części naprawialne w zaciszu domowego warsztatu. Kąt kamerki nie każdemu przypasuje, ale to też kwestia podklejenia grubszej taśmy dwustronnej w odpowiednim miejscu. Nie bez znaczenia jest do tego wspomniana popularność modelu, gdyż nie ma u nas w kraju problemu z wszelkimi częściami zamiennymi, dodatkowymi akumulatorkami oraz nadprogramowymi akcesoriami. Co prawda akumulatorki typu LiPO powinny być ładowane profesjonalną ładowarką, te niemniej potrafią kosztować nawet kilkaset złotych. Zanim popsujecie posiadane baterie, nalatacie się jednak rekreacyjnie sporo, więc na początek taki wydatek nie jest uzasadniony. Cieszcie się dronem i wolnością. Wypada zaznaczyć na końcu, że sterownik w rękach robi gorsze wrażenie niż na zdjęciach, zalatując tanim plastikiem, niemniej bardzo szybko przestaniecie zwracać na to uwagę.
PS. Nie wpinajcie akumulatorków do drona/ładowarki na siłę. Łatwo powyginać styki.