Recenzja odtwarzacza Sony NWZ‑E363
Witam, dzisiaj zrecenzuję odtwarzacz Sony NWZ‑363. Od razu zaznaczę, że nie jestem audiofilem. Co najwyżej melomanem – nie słucham sprzętu, ja słucham muzyki, ale kiedy jakiś sprzęt ją kaleczy, wołam o pomstę do nieba.
Nie mam, co do dźwięku dużych wymagań – cieszę się z połączenia FiiO E10 z Sennheiser HD380 Pro, tani i dobry zestaw – bardzo dobra jakość wykonania (w przypadku E10 wręcz świetna, szczotkowane aluminium – o ile mni wzrok nie myli, to anodowane, a do tego nie byle jakiej jakości – podobne do szczotkowanego alu obudów Lian-Li, kto widział je i ich cenę, wie o co chodzi - i wysokiej jakości „guma” na bokach, żeby bez brudzenia alu przenosić urządzenie), oddaje dźwięk neutralnie, bass jest bardzo dobrze kontrolowany, inne pasma też zachwycają. Do tego niski opór, więc można je stosować do przenośnych odtwarzaczy o małej mocy. Cóż, do ideału (oczywiście w swojej cenie, bo ideał jest jak dla mnie inny - AKG K1000, ale dostać je dość trudno - no i sprzęt do ich napędzenia też swoje kosztuje) brakuje niewiele. Przed właściwą recenzją, dopiszę jeszcze, że niedługo postaram się o recenzję dosyć popularnych ostatnio, tanich słuchawek – Superlux HD681B, z wykonanym rozciąganiem pałąka na i wymienionymi nausznikami. Oczywiście to wszystko podłączone najpierw do Maya U5, a później FiiO E10. Ale przedtem parę innych rzeczy planuję na bloga.
Opakowanie, nawigacja po menu i odtwarzacz
Odtwarzacz dostajemy w stosunkowo małym opakowaniu, można do niego ponowanie włożyć odtwarzacz, ale raczej po paru otwarciach karton, który swoją jakością bardziej do sztywnej kartki papieru aspiruje, rozerwie się. Instrukcja, jakieś badziewne słuchawki „z kiosku” które się zepsuły (w moim przypadku) po paru godzinach, niestety naprawę gwarancyjną uniemożliwiłem sobie zrzucając je z wysokości ~20 cm na biurko, rozpadły się.
Sam odtwarzacz, należy raczej do tych brzydkich. Błyszczący plastik niskiej jakości – będą rysy (sprawdziło się to przypuszczenie i po paru tygodniach, odtwarzacz był cały w rysach, łącznie z ekranem – nie wygrał starcia z paroma drobniakami w kieszeni. Ekran na nim, odwzorowaniem kolorów, ani rozdzielczością nie zachwyca, zamontowany chyba tylko po to, żeby sprzedać to za 2x więcej, nazywając to mp4. Obsługiwane formaty muzyczne to tylko mp3 i wav, a z drugim i tak ma problemy. A odtwarzane wideo – nie ma sensu 100 razy konwertować filmu, żeby oglądać w tak niskiej jakości.
Przejdżmy teraz do ważnej rzeczy – nawigacja po menu. O dziwo, da się ją przeżyć, ale do poziomu np. iPod'a Touch, czy Sansy Clip z wgranym rockbox'em dużo mu brakuje. I teraz – test, czyli odsłuch, jedyna metoda na sprawdzenie jakiej jakości jest dźwięk z urządzenia. Do odsłuchu, posłużyły słuchawki Sennheiser HD380 Pro, ze względu na to, że łatwo je napędzić, a nie chciałem się męczyć na niewygodnych tanich słuchawkach. I jak się spodziewałem, odtwatzacz tym słuchawkom dostarczył odpowiedniej mocy.
Dźwięk
Odsłuch, przeprowadzony był na poniższych piosenkach: - cały album Nevermind zespołu Nirvana - całe In Utero tegoż samego zespołu - następujące piosenki zespołu Guns n'roses: Chinese Democracy, Shackler's Revange, Better, Street of Dreams, Scraped, Sorry, Welcome To The Jungle, It's So Easy Think About You, Sweet Child O'mine - Neon Knights, Paranoid, Iron Man, Electric Funeral, Lady Evil zespołu Black Sabbath [Do fanów Metallici - wolałem sobie oszczędzić słuchania ich (wg. mnie) najlepszego albumu - Master of Puppets na tym badziewiu] Więcej piosenek nie dałem rady na tym przesłuchać, nie jestem masochistą. Zacznijmy od Nevermind – dosyć klasyczny Grunge, bez psychodelicznych wpływów, jak to ma w przypadku m.in. Alice in Chains miejsce. Smeels like teen Spirit „wita” nas bliżej nieokreśloną „kupą” dźwięku, nic nie ma swojego miejsca, nie da się rozróżnić instrumentów, wszystko zlewa się w jedną całość, ale topornie i brzydko. Odtwarzacz nie wyrabia, jak zresztą przez cały album. Bass nie istnieje, a po podbiciu bass'ów opcją Super Bass (czy jakoś inaczej to się zwało), nie otrzymujemy uderzenia w werbel, co najwyżej uderzenie brudnym butem w karton. Brudnym i ociężałym, jak zresztą cały dźwięk z odtwarzacza, pełno w nim „syfu” (pliki dźwiękowe wav/mp3 320kbps, dobrej jakości, o czym upewniałem się przed odsłuchem) dodawanego od Sony „gratis”.
In Utero już trochę spokojniejsze, pokazuje dobitnie, o tym, jakie kijowe są średnie i wysokie tony. Darowałem sobie „rozbijanie ich na części”, gdyż na tym odtwarzaczu nie miało to sensu.
Prawie wszystkie piosenki G'n'R były powieleniem Nevemind, odtwarzacz nie wyrabiał, nawet przy spokojniejszych piosenkach. Gdy usłyszam Paranoid, wyjąłem słuchawki z odtwarzacza i wyłączyłęm go, obiecując sobie go już nigdy nie włączać. Początkowa zagrywka na gitarze, leciała z obu stron. Dosyć. Po tym co z poprzednimi piosenkami ten odtwarzacz zrobił, to było przegięcie.
Podsumowanie
Plusy:
- nie ropzadł się kiedy go wyjąłem z pudełka (?)
- odtwarza muzykę (aczkolwiek, to kwestia mocno dyskusyjna)
Minusy (większość z nich):
- słabe spasowanie elementów, cały się rysuje
- za to co robi z muzyką, osoba odpowiedzialna w Sony za ten odtwarzacz, powinna dostać solidnie przez łeb
- jakość ekranu
- ilość obsługiwanych formatów
- brak tonów niskich
- tony wysokie i średnica
- robienie z muzyki "sieczki"
Zdecydowanie odradzam ten odtwarzacz, tańsza Sansa Clip jest od niego o niebo lepsza, tak samo jak mp4 - Sansa Zip. PS. Kiedy pisałem ten wpis (już ok. tydzień sobie leży napisany), miałem lekko zły nastrój - nie byłby nim nacechowany, gdyby nie to, że ten nastrój był spowodowany jakością dźwięku tego odtwarzacza. Pozdrawiam i zachęcam do komentowania.