Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth
Wielu zapewne pamięta zamierzchłe czasy świetności gier typu „wskaż i kliknij”. Produkcje te niestety skryły się gdzieś w cieniu wraz z nieuchronnym rozwojem naszej branży oraz nadejściem nowych trendów. Gatunek zadomowił się po części na kieszonsolkach, gdzie dalej nie brakuje osób skorych sprawdzić w akcji tytuły przesiąknięte pewnym klimatem retro. Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth stanowi doskonały przykład szkoły przygodówek, gra jest przy okazji także piątą już odsłoną uznanej japońskiej serii o adwokatach. Po raz pierwszy w historii mamy okazję wcielić się w prokuratora Milesa Edgewortha, porzucając tym samy rolę obrońcy, do której twórcy zdołali przyzwyczaić swoich fanów. Niemniej zmiany w mechanice są tak znikome, że „zmęczenie tematu” staje się coraz bardziej odczuwalne…
23.03.2010 | aktual.: 01.08.2013 01:50
Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth to powielenie znanych od lat rozwiązań z „prawnych” dzieł Capcomu, więc starzy wyjadacze poczują się tu jak ryby w wodzie. Ogólnie zabawa sprowadza się do tego, że zostając wplątanym w ten czy inny sposób w przestępstwo (prawie zawsze jest to morderstwo), staramy się rozwikłać sprawę, przeprowadzając śledztwo oraz przesłuchując inne osoby we wszystko zamieszane. Do tej pory rozgrywka w tytułach Ace Attorney dzieliła się na dwie części - pierwszą było badanie miejsca zbrodni i zbieranie dowodów, a drugą walka na sali sądowej, gdzie próbowaliśmy się oczyścić naszego klienta z zarzutów. Jako że tym razem przejmujemy rolę prokuratora, twórcy postanowili odrzucić element udowodniania winy i skupili się na poszukiwaniu sprawcy. Całą grę przyjdzie nam spędzić w terenie, ustalając, kto może być prawdziwym zbrodniarzem - chociaż nie oznacza to też, iż zrezygnowano z uznanych motywów.
Najciekawsze jest toczenie boju ze świadkami, polegające na wyłapywaniu nieścisłości na podstawie ustalonych przez nas faktów oraz zgromadzonych dowodów. Przesłuchiwana postać przekazuje swoją wersję wydarzeń, podzieloną na kilka części, podczas gdy my możemy ją naciskać w celu wyciągnięcia dokładniejszych informacji, tudzież wskazujemy ten fragment wypowiedzi, który zaprzecza zebranemu materiałowi i pokazujemy delikwentowi konkretną rzecz. W międzyczasie prowadzimy oczywiście dochodzenie. Podchodząc do różnych miejsc na mapie oglądamy interesujące nas elementy otoczenia czy sceny zbrodni – wszystko jeżdżąc rysikiem po ekraniku dotykowym. Zebrane przedmioty niekiedy da się dokładnie zbadać, obracając je oraz koncentrując się na ich poszczególnych punktach. Nowością jest „Logika”, wykorzystywana do łączenia ze sobą obserwacji, skąd też uzyskujemy kolejne materiały w sprawie. Dla przykładu, sprawdzając zwłoki dostrzegamy, że na głowie znajduje się rana od tępego przedmiotu, a obok leży zakrwawiona figurka. Łączymy to sobie szybciutko, ustalając narzędzie zbrodni. To jeden z prostszych wzorów - w trakcie gry potrafią trafić się i prawdziwe zagwozdki, przy których nic nie jest jednoznaczne.
Tok rozumowania twórców potrafi miejscami być tak absurdalny, że nieraz będziecie się zastanawiać po ilu „głębszych” scenarzysta mógł wpaść na podobne rozwiązanie, odkrywając mozolnie powiązania metodą prób i błędów. Tymczasem „smarowanie” dowodami na lewo oraz prawo nie pozostaje bez kary, bowiem wszelkie pomyłki uszczuplają nasz pasek prawdy (coś na wzór tradycyjnego wskaźnika zdrowia) – jego wyzerowanie kończy zabawę. Z pomocą przychodzi na szczęście opcja zapisu stanu gry w praktycznie dowolnym momencie, co pozwala na wielokrotne podejście danego problemu. Jeśli nie wpadniecie na ten sam pomysł, co programiści, niestety pozostaje przetrzebiać „ekwipunek” w nadziei, że coś w końcu poskutkuje. Dla „ułatwienia” jest zawsze liniowo, więc nie natrafimy na sytuację, gdzie kilka dowodów jest w stanie popchnąć akcję dalej. Czy narzekać na ten element? To tak, jakbyśmy czepiali się specyfiki całego gatunku.
[break/]Najważniejszym aspektem Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth jest serwowana nam historia. Ta, tradycyjnie dla omawianej serii, to rzecz całkiem zakręcona, a miejscami nawet wprost niedorzeczna. Początkowe etapy wydają się być jedynie ciągiem nie mających ze sobą wiele wspólnego wydarzeń, lecz im dalej brniemy w fabułę, tym wyraźniejsza staje się sieć powiązań układająca wszystkie pięć rozdziałów gry w jedną spójną całość. Pewnie, liczne wątki są troszeczkę naciągane, ale wszechobecny i dosyć specyficzny humor tej produkcji pozwala przymknąć oko na ten szkopuł. Na plus zasługują charakterystyczne projekty napotykanych przez nas postaci, będących często silnie przekoloryzowanymi indywiduami. Rozmowa z nimi prawie nigdy nie idzie po naszej myśli, zaś proces wyciągania z nich informacji lub ewentualne udowadnianie im winy kończy się przekomicznymi reakcjami, dla których już warto spędzić trochę czasu z tym tytułem. Twórcy rzucają dodatkowo fanom masę smaczków, w postaci ogromnej ilości nawiązań do poprzednich odsłon - co może niestety zniechęcić do pozycji osoby dopiero zaczynające swoją przygodę z serią.
Co się tyczy oprawy wizualnej najnowszego dzieła Capcom, to właściwie od czasu pierwszej gry w sadze niewiele uległo zmianie. W trakcie konwersacji na górnym ekranie wciąż przedstawiany jest rysunek napotkanej osoby, wyposażonej w zaledwie kilka animacji mających oddać jej aktualny nastrój. Ciekawe, że ruchy person występujących we wcześniejszych częściach pozostały te same, co świadczy o sporym lenistwie autorów. Do nowinek należy forma eksploracji - tym razem widać, jak po planszy przemieszcza się nasz protagonista, ale powrót zaliczają również statyczne obrazki otoczenia, z którymi mamy do czynienia w przypadku bardziej szczegółowych oględzin danego skrawka lokacji. Przyczepić należy się do wykonania samych miejscówek, bo te nie potrafią tak przykuć oka, jak kiedyś. Wszystko wydaje się być w moim odczuciu zrobione lekko na „odczep się”. Da się odnieść wrażenie, że studio wykonało tonę różnych scenerii lata wcześniej, a teraz zwyczajnie sięgają po to, co im bardziej pasuje do zmajstrowanej akurat historii.
Dźwięk podzielił właściwie los grafiki, atakując nas wieloma znanymi kawałkami oraz identycznymi odgłosami menu z zamierzchłych odsłon Ace Attorney. Uświadczymy oczywiście nowych utworów, lecz i tak nie pozwala to pozbyć się tego wstrętnego poczucia déja vu. Dalej brakuje profesjonalnego podkładu głosów, mogącego urozmaicić przydarzające się dłużyzny w nielicznych konwersacjach, mających problem z wniesieniem do rozgrywki potrzebnych nam informacji. Na szczęście powracają flagowe dla serii okrzyki „Objection!” czy „Hold it!”, które możemy nawet w odpowiednim momencie sami rzucić do mikrofonu konsolki, gdy najdzie nas potrzeba rozładowania energii skumulowanej od natłoku tekstu.
Prawdę mówiąc, ciężko mi polecić Ace Attorney Investigations: Miles Edgeworth szerszemu gronu odbiorców. Z jednej strony jest to naprawdę zabawna przygodówka, okraszona dosyć specyficznym stylem i pełna mocno zakręconych historii, ale osoby świeże w temacie losów prawników stworzonych przez Capcom będą miały duże problemy z wyłapaniem tematu, smaczków oraz nawiązań do starszych odsłon. W trakcie zabawy wiele istotnych rzeczy jest objaśniane, tak jednak „nowy” użytkownik może stwierdzić, że wie mniej, niż powinien, aby cieszyć się grą w pełni. Fani, niezależnie od tego, co powiem, zapewne rzucą się na Milesa Edgewortha, nawet pomimo tego, iż spotka ich rozczarowanie spowodowane ewidentną stagnacją marki. Tak, nadszedł czas na konkretniejsze zmiany, z obowiązkowym powrotem na salę sądową, bo w przeciwnym razie twórcy wydadzą na swój projekt bezapelacyjny wyrok śmierci...