Battlestations: Pacific
Produkcji o tematyce drugowojennej na rynku mamy bardzo dużo - możemy dowodzić batalionami, całymi armiami bądź spróbować sił w pojedynkę w jakimś FPP, jako partyzant, który nie ma nic do stracenia. Co ciekawe, najnowsze dzieło węgierskiego oddziału Eidos - Battlestations: Pacific, będące kontynuacją Battlestations: Midway, mimo wszystko jest jednak grą oryginalną, przedstawiającą bój Stanów Zjednoczonych i Japonii na oceanie spokojnym. Połączenie strategii czasu rzeczywistego z tytułem akcji to dość odważny krok, lecz trzeba przyznać, że po raz drugi autorzy stanęli na wysokości zadania i dostarczyli nam dynamiczną pozycję z elementami taktycznymi.
17.07.2009 | aktual.: 01.08.2013 01:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W Battlestations: Pacific da się bawić w pojedynkę, przez Internet dzięki usłudze Games for Windows Live bądź bezpośrednio w sieci LAN. W sekcji dla samotnego gracza do dyspozycji dostajemy dwie kampanie: Japońską i Amerykańską, poligon - czyli tryb treningowy, oraz potyczkę, gdzie mamy okazję rozegrać tryby wieloosobowe, tylko że przeciwko komputerowi. Obie kampanie główne to łącznie 28 różnorodnych, ciekawie zbudowanych misji. Rozgrywka, w której pod dowództwo dostajemy armię z Kraju Kwitnącej Wiśni, oparta została na planach mocarstwa mających na celu pokonanie wojsk Stanów Zjednoczonych. Od samego początku zdecydowanie odbiega ona od rzeczywistych wydarzeń, prezentując historię, która mogła by mieć miejsce gdyby japońska armia odniosła zwycięstwo pod Midway. Natomiast druga kampania nie jest już tak fantazyjna i nieco bardziej trzyma się faktów.
Misje w obu przypadkach zostały przygotowane z rozmysłem - stopniowo wprowadzają nas w sterowanie, możliwości dowodzenia, zarządzania armią, a wraz z postępem odpowiednio zwiększa się poziom trudności. Pierwsza akcja, zarówno w kampanii amerykańskiej, jak i japońskiej, sprowadza się jedynie do nalotu no wyspy bądź port. W kolejnych etapach dochodzą już statki, łodzie podwodne, zarządzanie trybem mapy… Przed misją, w której akurat pojawia się nam nowa funkcja, podczas odprawy da się skorzystać z akademii morskiej, gdzie filmy instruktażowe w przystępny sposób uczą nas, jak posługiwać się dodanymi możliwościami. Dzięki takiemu zabiegowi gracz nie jest zasypywany ogromem informacji i spokojnie wykonując kolejne zadania przyswajamy sobie dostępne opcje - a jest ich naprawdę sporo. Spoglądając do instrukcji, na pierwszy rzut oka wydaje się to nie do ogarnięcia, jednak tytuł skutecznie wyprowadza nas z błędu.
Produkcja Eidosu to jak wspomniałem gra akcji z elementami strategii. Pod nasze dowództwo dostaniemy samoloty, okręty oraz łodzie podwodne, wszędzie po kilka klas. Pokierujemy w bój wolne krążowniki, zazwyczaj posiadające sporo dział artyleryjskich i potrafiące przenosić małe samoloty zwiadowcze, szybsze niszczyciele z torpedami i działami, samoloty bombardujące i torpedujące, a nawet maszyny z pilotami Kamikaze. Rozgrywka jest dość dynamiczna - zapewniają nam to walki w powietrzu, naloty bombowe na statki oraz bazy na lądzie, pojedynki artyleryjskie i torpedowe między jednostkami, a w wolnej chwili pomiędzy atakami zarządzamy jeszcze resztą armii z poziomu map... Cóż, gracze poszukujący wartkiej akcji rodem z Call of Duty raczej się tutaj nie odnajdą. Misje są długie, ale nie męczą – często, aby uniknąć monotonii tytuł proponuje nam na przykład jakiś cel drugorzędny.
[break/]Bywa, że na wykonanie całego zadania potrzebna będzie prawie godzina, więc produkcja zdecydowania zapewnia rozrywkę na wiele wieczorów. Ponadto żywotność Battlestations: Pacific przedłuża niezły tryb multiplayer, również wykonany z rozmysłem. Tutaj możemy spróbować swoich sił nawet przeciwko 16 innym graczom z całego świata, wszystko w dość ciekawych trybach. Mamy eskortę, gdzie bierzemy udział w bitwie broniąc swoich kluczowych jednostek i starając się zniszczyć te przeciwnika; oblężenie, w którym to trybie połowa graczy atakuje wyspę, reszta zaś jej broni; współzawodnictwo - gracze są w jednej drużynie i posiadają tylko jedną maszynę, wygra ten, kto zatopi bądź zestrzeli więcej jednostek komputera. Pozostałe dwa tryby to pojedynek (dwie drużyny, każdy gracz ma po maszynie, którą wybiera przed rozpoczęciem każdej rundy) oraz zajęcie wyspy. Ten ostatni zdecydowanie najbardziej wykorzystuje możliwości strategiczne - rozgrywkę zaczyna się z jedną wyspą, wszyscy dostają ustaloną ilość punktów wsparcia, które można zamienić na flotę, a celem jest zajmowanie baz neutralnych i oczywiście tych przeciwnika, bo wpadają za to punkty zwycięstwa potrzebne do wygranej.
Za oprawę graficzną w Battlestations: Pacific odpowiada napisany od nowa silnik, który trzyma naprawdę przyzwoity poziom. Uświadczymy ogromnych przestrzeni, pięknych wysp, niezłych zjawisk atmosferycznych oraz wiernie odwzorowanych jednostek morskich i lotniczych, a wszystko to zostało dobrze zoptymalizowane, toteż bez spadków wydajności zagramy nawet na przeciętnym sprzęcie. System zniszczeń także jest niczego sobie - duże znaczenie ma, w którą część statku będziemy celować. Uderzenie w sekcję paliwową spowoduje pożar, trafienie w magazyn sprawi, że okręt zacznie tonąć, a zniszczenie dział uniemożliwi mu atak. Uszkodzone jednostki efektownie płoną i dymią. Warty uwagi jest ponadto efekt starej kliszy, który możemy włączyć w opcjach grafiki dla renderowanych przerywników i całej rozgrywki – nadaje on fantastycznego, filmowego klimatu wojennej zabawie.
Oprawa dźwiękowa również stoi na wysokim poziomie. Klimatyczna muzyczka towarzyszy nam przez całą rozgrywkę, oczywiście zmienia się ona dynamicznie w zależności od sytuacji, w której się znajdujemy. Dźwięki wystrzałów oraz te wydobywające się z silników są naprawdę przekonujące, tak samo odgłosy trafień - stąd podczas zadym, możemy naprawdę wczuć się w atmosferę ostrej walki. Gra została spolonizowana wyłącznie w wersji kinowej. Żadnych rażących błędów w tłumaczeniu nie znalazłem, ekipa Cenegi, polskiego wydawcy, wywiązała się z zadania dość konkretnie. Wszystkie odprawy, poradniki, wskazówki i dialogi w grze zostały przełożone jasno i zrozumiale. Tworzenie pełnej lokalizacji mijało by się z celem, nie ma tu bowiem tak wielu dialogów, żeby było to konieczne. No i jak nic ucierpiałby klimat zmagań.
Battlestations: Pacific gwarantuje mnóstwo godzin rozrywki na wysokim poziomie. Zatapianie statków i okrętów podwodnych, zestrzeliwanie samolotów oraz zdobywanie wysp daje naprawdę kupę frajdy. Gra obsługuje różnorakie kontrolery, w tym ten od Xboksa 360, więc jeśli dysponujemy gamepadem jeszcze sprawniej przyjdzie nam latać w przestworzach. Całość naprawdę się nie nudzi, każdą misję z kampanii można w dowolnym momencie rozegrać jeszcze raz, zaś tryb multiplayer to tutaj taka swoista wisienka na torcie. Trzeba zauważyć niemniej, że to nie jest pozycja dla każdego, chociaż pewnie większości z Was przypadnie do gustu. Ja na pewno jeszcze nieraz ją odpalę i z wielką radością zatopię jakiś lotniskowiec, wlecę samolotem Kamikaze w statek, bądź zestrzelę calusieńką nadlatującą eskadrę…